Długo zapowiadana reforma urzędów pracy powoli nabiera rozpędu. Resort pracy szykuje zmiany, które zrewolucjonizują podejście administracji do bezrobotnych. Mają być doradcy zawodowi i więcej pieniędzy na prace interwencyjne, a sami urzędnicy będą wynagradzani za efekty. Ale czy brak pracy wynika z złego funkcjonowania PUP-ów, czy może zupełnie z czegoś innego?
Rada Ministrów przyjęła projekt założeń do nowelizacji ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, która ma zwiększyć efektywność urzędów pracy. Głównym elementem reformy jest stworzenie nowego podejścia do bezrobotnych. Ma być ono profilowane i uzależnione od indywidualnych potrzeb petenta. Każda osoba bez pracy będzie mogła korzystać z opieki specjalnego doradcy.
Reforma ma dać większe pole manewru urzędom w kwestii finansowania prac interwencyjnych, staży i szkoleń ze środków pochodzących z Funduszu Pracy. Pojawią się także nowe narzędzia ułatwiające powrót do pracy osobom po przerwie związanej z wychowaniem dziecka, a także bezrobotnym w wieku powyżej 50 lat. Będą to m.in. granty na telepracę, pożyczki z Funduszu Pracy na utworzenie stanowiska pracy czy dodatkowe środki na otwarcie działalności gospodarczej. Innymi słowy, resort pracy dozbraja PUP-y tak, by skuteczniej walczyły z bezrobociem.

Bezrobocie w Polsce rok do roku
Powinien się zmienić sposób funkcjonowania urzędów pracy, aby rzeczywiście zaczęły one bardziej pełnić rolę pośrednika – instytucji wspomagającej pracowników i pracodawców. Na razie PUP-y bardziej pełnią funkcję rejestratora, do którego ustawia się kolejka chętnych po zasiłek i ubezpieczenie zdrowotne.
PUP-y nie tworzą miejsc pracy
Jednak uzdrowienie samych PUP-ów nie jest lekiem na problemy rynku pracy, których resort na razie nie zamierza dotykać. Dopłaty do umów o pracę mają pochodzić ze środków Funduszu Pracy, a ten jest zasilany ze składki mającej bezpośredni wpływ na wysokość kosztów pracy. Nagrody za efektywność dla pracowników urzędów pracy również mają być finansowane z tej składki. Słowem: pracujący będą się składać na premie dla urzędników szukających pracy innym bezrobotnym, którzy nie mogą jej znaleźć, bo pracodawcy nie chcą zatrudniać z uwagi na zbyt wysokie koszty umów o pracę. Jesteśmy bardzo blisko absurdu.
Obecna stopa bezrobocia wynosi 13,2%. Trend spadkowy w dużej mierze wywołany jest wahaniami sezonowymi, ale i tak co miesiąc mamy większą liczbę bezrobotnych niż przed rokiem, dwoma czy trzema laty. Najprawdopodobniej w najbliższych miesiącach koniunktura w gospodarce się poprawi, co przełoży się na zmniejszenie poziomu bezrobocia. Nie będzie to zasługa PUP-ów i resortu pracy, ale przede wszystkim rynku. Od lat stosuje się w Polsce aktywne instrumenty przeciwdziałania bezrobociu, ale ich rola to raczej statystyczne obniżanie liczby osób bez zatrudnienia, niż tworzenie klimatu do tworzenia nowych miejsc pracy. W tym roku wydamy na to ponad 3 mld zł i chociaż nie da się powiedzieć, że efektów nie ma, to mimo wszystko nie są one zadowalające.
Reformy nie w tym miejscu, co trzeba
Najpilniejsze reformy rynku pracy powinny dotyczyć uelastycznienia Kodeksu pracy, uregulowania kwestii „umów śmieciowych”, a także obniżenia kosztów umów o pracę. Praca w Polsce jest opodatkowana jak wódka i należy to szybko zmienić, bo po prostu wielu ludziom nie opłaca się wchodzić do systemu, który ich za dużo kosztuje. Ponadto należy uprościć prawo, które bezpośrednio dotyczy małych i średnich przedsiębiorców, było nie było odpowiedzialnych za 75% miejsc pracy.
– W Polsce dużych firm zatrudniających powyżej 150 pracowników jest 4,8 tys. Komisja Trójstronna robi ustalenia, a 75 procent polskiej gospodarki, która nijak nie przystaje do tych dużych firm (bo różnica między firmą dużą a dwu- lub trzyosobową jest kolosalna), musi się do nich stosować. Rząd tworzy prawo dla 0,2 procenta polskich firm, a 99,8 procent też jest nim objętych. I to jest dramat – przekonuje Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Reforma PUP-ów brzmi dobrze i bardzo możliwe, że przyczyni się do poprawienia sytuacji na rynku pracy. Mimo wszystko ma ona jednak charakter kosmetyczny i nie likwiduje podstawowych problemów. Prawdę mówiąc, są to raczej zmiany dla urzędników niż dla osób, które nie mogą znaleźć zatrudnienia.
Łukasz PiechowiakBankier.pl