Dwa lata temu rząd Platformy Obywatelskiej dokonał "reformy emerytalnej" polegającej na przeniesieniu do ZUS-u obligacyjnej części aktywów zgromadzonych w OFE. Operacja ta obniżyła nasze nominalne oficjalne zadłużenie publiczne z 945,2 mld zł do 844,4 mld zł. Po dwóch latach wzrosło ono o 114 mld zł. Innymi słowy, już wydaliśmy kasę na nasze emerytury.


W marcu 2014 roku nasze nominalne zadłużenie całego sektora publicznego (PDP) wynosiło 844,4 mld zł. Dzisiaj jest o 114 mld zł wyższe, a to oznacza, że w sumie wynosi 968,7 mld zł (dane za listopad 2015 roku, od tego momentu dług raczej wzrósł niż zmalał) – to o 13 mld zł więcej niż dzień przed operacją umorzenia obligacji SP z OFE.
Członkowie rządu PO twierdzili wówczas, że jednym z pozytywnych skutków „reformy emerytalnej” będzie obniżenie relacji długu do PKB z 57% do ok. 49%. Politycy nieśmiało obiecywali nam, że teraz… tym razem… postarają się nie zadłużać nas tak szybko. Dzięki zmniejszeniu długu publicznego, na skutek umorzenia obligacji skarbowych będących w aktywach OFE, udało się zmniejszyć koszty jego obsługi.
Przeczytaj także
Niestety, pokusa do wydania pieniędzy, których nie ma, była na tyle silna, że po dwóch latach relacja naszego zadłużenia do PKB wynosi już blisko 52%. W sumie dług nominalnie wzrósł nam o 13,5% (od marca 2014 roku do marca 2015 roku wzrósł o 9%) - jego dynamika była większa od dynamiki PKB, która w ostatnich dwóch latach ledwo przekracza 3,3%. Jeśli ktoś sądził, że uda nam się zaoszczędzić to był w błędzie – pieniądze z OFE istnieją już tylko teoretycznie.
Spora cześć polskiego długu (34%) to nasze zobowiązania wobec podmiotów zagranicznych. Ściślej rzecz ujmując to dług denominowany w walutach obcych, których Polska nie może dodrukować i które mogą okazać się bardzo kosztowne w spłacie. Warto też dodać, że ok. 50% polskiego długu leży w rękach nierezydentów (tj. zagranicy). Inaczej - gdy złoty traci na wartości to musimy więcej oddać – to taka ciekawostka, o której warto pamiętać przy okazji decyzji w sprawie nowych podatków tudzież kredytów frankowych.
Polska oficjalnie nie jest najbardziej zadłużonym krajem UE
Wśród polityków panuje moda na porównywania wielkości relacji długu do PKB zwłaszcza z bogatymi i bardziej rozwiniętymi krajami - co jest sporym nadużyciem, bo Niemcy są w zupełnie innej sytuacji gospodarczej niż Polska. Prawda jest taka, że bliżej nam do Rumunów niż do naszych zachodnich sąsiadów.
W teorii jeszcze zaliczamy się do tej bardziej rozsądnej grupy krajów, bo daleko nam do Grecji (171% zadłużenia do PKB), Włoch (134%), Portugalii (120,5%), Belgii (108%). Nie licząc Bułgarów i Rumunów, którym za bardzo nikt nie chce pożyczać, to Polska jest szóstym najmniej zadłużonym państwem UE - to brzmi jak wielki sukces. Niestety.
Część ekonomistów uznaje, że utrzymywanie długu w rozsądnych granicach szkodliwe nie jest – ważne, by jego dynamika była niższa od wzrostu gospodarczego. Jednak z PKB jest taki kłopot, że o ile wartość nominalnego długu nie budzi metodologicznych wątpliwości, to wskaźnik wzrostu gospodarczego już tak – przykładowo, gdyby odkryto sposób na pozyskiwanie energii za pomocą zimnej fuzji oraz jej szybkie, tanie upowszechnienie w gospodarce (co jest bezsprzecznie korzystne) i w związku z tym ceny energii zmalałyby w ciągu roku o 50%, to nasz PKB w pierwszym roku zaistnienia tego zjawiska zmniejszyłby się nawet o kilkanaście procent (co jest bezsprzecznie statystycznie niekorzystne).
Liczy się też udział kosztów jego obsługi w budżecie państwa – państwo nie ma skarbca z pieniędzy, tzn. nie dostaje raz w roku od podatników pensji w postaci 320 mld zł. Wydatki mają regularny charakter np. trzynastki urzędników, ale dochody już niekoniecznie – najważniejsza jest płynność, a tę zapewnia emisja obligacji – dla nas jest najlepiej, gdy ich oprocentowanie jest bardzo niskie przy popycie umożliwiającym bieżące finansowanie wydatków państwa.
Zadłużamy się dalej
Z lektury nowego budżetu wynika, że w 2016 roku zadłużymy się o kolejne 50 mld zł. Są różne rodzaje długu – niektóre są lepsze, niektóre gorsze, ale żaden nie jest bezsprzecznie dobry. Oczywiście, inaczej można oceniać rosnące zadłużenie, gdy uzyskane w ten sposób środki przeznaczamy na cele, które potencjalnie mogą nam przynieść stopę zwrotu wyższą od odsetek, które będziemy musieli zapłacić za pożyczone pieniądze.
Wieloletni Plan Inwestycyjny Rodzina 500+

Cytat ze strony Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej poświęconej projektowi Rodzina 500+: „Wychodzimy z założenia, że rodzina to nie koszt a inwestycja”. Podejdźmy zatem do tematu zgodnie z sugestią ministerstwa i sprawdźmy, jakie ta inwestycja oferuje stopy zwrotu. Podstawowym wariantem rodziny, który uprawnia do skorzystania z Planu bez konieczności spełniania dodatkowych warunków, jest model 2+2. Sprawdzimy także model 2+3 dla nieco bardziej zaawansowanych inwestorów. Oczywiście inwestycja przewiduje również warianty 2+x, gdzie górna granica x nie jest określona, ale wydaje się, że poziom ryzyka wariantów większych niż 2+3 dla większości potencjalnych inwestorów będzie zbyt wysoki.
Naturalnie, nie wszystko da się tak przeliczyć – niektóre inwestycje infrastrukturalne raczej będą korzystne, a inne należy spisać na straty (vide puste lotniska). Powinniśmy powstrzymać się też od stwierdzeń, że dzieci to inwestycja.
Dzieci to dzieci – inwestycją można zarządzać tak długo, jak angażujesz w nią kapitał – na dzieci łoży się jak do OFE lub ZUS-u – musisz płacić, ale nie masz pewności, że stanie się to, co chcesz.