

Podatki płacą prawie wszyscy. Nawet urzędnicy i pracownicy sektora publicznego, co w zasadzie jest pewnego rodzaju paradoksem. Ich wynagrodzenia pochodzą z podatków i jednocześnie są tym podatkiem obciążani. Stąd pytanie, ile tak naprawdę państwo płaci sobie, ile to kosztuje i ile można by zaoszczędzić na niepobieraniu podatków od pensji pochodzących z podatków?
Podatki płaci się po to, by utrzymać państwo, którego zadaniem jest ochrona obywateli i świadczenie usług publicznych, których obywatele oczekują, m.in. dając temu wyraz w demokratycznych wyborach. Wiele osób może się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, ale nikt nie może zaprzeczyć, że państwu byłoby bardzo trudno istnieć, gdyby nie pobierało podatków (nawet w minimalnej wysokości).
Podatki powinny zatem być proste i nieuchronne, a ich celem jest zasilanie budżetu państwa, które do realizacji swoich celów i usług publicznych (często kompletnie niepotrzebnych) zatrudnia setki tysięcy osób. Ich wynagrodzenia pochodzą zatem prawie całkowicie z podatków i o dziwo – też obciążone są różnego rodzaju podatkami i opłatami o charakterze podatkowym.
ReklamaW pewnym sensie jest to absurdalne, bo państwo samo sobie płaci, a tego typu transakcje generują koszty, z których można by spokojnie zrezygnować. Z drugiej strony, obciążając urzędników i pracowników sektora publicznego podatkami, tworzy się im iluzję aktywnego partycypowania w kosztach działania państwa - solidarnego płacenia za korzystanie z dóbr publicznych. Otwarte pozostaje pytanie, czy tworzenie takiego przekonania ma sens inny od propagandowego?
Nikt nie wie, ile podatków płacą urzędnicy
Jak dużo łącznie podatku dochodowego płacą urzędnicy i pracownicy sektora publicznego? Obliczenie tego nie jest łatwym zadaniem. Na początku należy ustalić liczbę osób, które bezpośrednio lub pośrednio otrzymują wynagrodzenie z budżetu państwa. Następnie oszacować wielkość podatku na podstawie przeciętnych wynagrodzeń w danym sektorze. Niestety to nie koniec.
Pracownicy budżetówki podobnie jak pozostali obywatele mają prawo do szeregu ulg i odliczeń, co sprawa, że końcowa wartość wpłaconego podatku dochodowego jest sporo niższa od łącznej kwoty zaliczek pobranych od ich wynagrodzeń. W następnym kroku należy oszacować koszty poboru i recyklingu podatkowego na podstawie kosztów działania fiskusa. Paradoksalnie – poborcy podatkowi też płacą podatki (emeryci także).
Z raportu GUS-u wynika, że w sektorze publicznym pracuje 3 mln 44 tys. osób. Przeciętne wynagrodzenie tych osób wynosi 4239 zł brutto. Jednak do sektora publicznego zalicza się nie tylko urzędy, administrację, oświatę czy służbę zdrowia. Znajdą się tu też firmy z sektora przemysłowego, które zwykle prowadzą działalność biznesową i osiągają zysk. Zatem szacując, ile „państwo sobie płaci”, należałoby odjąć wszystkie te dziedziny gospodarki państwowej, które prowadzą działalność biznesową. Dlatego do obliczeń włączymy tylko administrację publiczną i obronę narodową, edukację, opiekę zdrowotną i pomoc społeczną oraz działalność profesjonalną, naukową i techniczną.
Sektor |
Liczba zatrudnionych w tys. |
Przeciętne wynagrodzenie |
Roczna zaliczka na podatek łącznie |
Składki do ZUS łącznie |
Ubezpieczenie zdrowotne |
Administracja publiczna i obrona narodowa |
638,1 |
4 523 zł |
2,55 mld zł |
11,9 mld zł |
2,6 mld zł |
Edukacja |
963,9 |
3 995 zł |
3,3 mld zł |
15,9 mld zł |
3,6 mld zł |
Opieka zdrowotna i pomoc społeczna |
530,2 |
3 516 zł |
1,55 mld zł |
7,7 mld zł |
1,7 mld zł |
Działalność profesjonalna, naukowa i techniczna |
76,8 |
4 847 zł |
0,33 mld zł |
1,5 mld zł |
0,35 mld zł |
Suma |
7,73 mld zł |
37 mld zł |
8,2 mld zł |
||
Po "zwrotach" |
6,59 mld zł |
Źródło: GUS, opracowanie Bankier.pl
Sektor publiczny niepotrzebnie płaci 6,59 mld zł podatku dochodowego
Z szacunków wynika, że od wynagrodzeń pracowników tych sekcji gospodarki odciąga się łącznie 7,7 mld zł zaliczki na podatek dochodowy; 37 mld zł składek do ZUS-u i 8,2 mld zł na ubezpieczenie zdrowotne. Jednak prawidłowe naliczenie łącznej kwoty zapłaconego podatku dochodowego nastręcza pewne trudności. Do tych wyliczeń należy dodać 10 mld zł podatku dochodowego płaconego przez emerytów, których świadczenia obciążane są także ubezpieczeniem zdrowotnym w łącznej kwocie 11,3 mld zł.
Od kwoty zaliczek należy odliczyć zwroty z podatku związane z rozliczeniem szeregu ulg m.in. ulgi na dziecko, ulgi na internet czy też ulgi na krew. Z szacunków OECD wynika, że opodatkowanie pracy (wraz ze składkami do ZUS) po odliczeniu ulg w Polsce sięga ok. 35% wynagrodzenia. Pierwotne koszty podatkowe pracy w Polsce stanowią 41% wynagrodzenia, ale większość odliczeń dotyczy tylko podatku dochodowego. Zatem opierając się na danych OECD z obliczeń wynika, że z 7,73 mld zł pobranych zaliczek z powrotem do pracowników wymienionych sektorów gospodarki wraca 1,14 mld zł – słowem efektywnie wpłacają oni 6,59 mld zł podatku dochodowego.
125 mld zł na pensje w sektorze publicznym
Naturalnie z tych obliczeń wynika również, że tylko na pensje pracowników tych sektorów gospodarki przeznaczamy łącznie 125 mld zł rocznie (z tego 41 mld zł dotyczy tylko administracji). Trzeba zachować ostrożność w pełnej ocenie tych wydatków. Sprawy nie można całkowicie uprościć, stwierdzając, że to są wyłącznie koszty, bo np. pracownicy edukacji pracujący w szkołach wyższych chociaż mają wypłacane pieniądze z budżetu, to jednak często ich praca polega na uczeniu tych studentów, którzy za studia płacili. To samo dotyczy pozostałych sekcji – zarówno sektora medycznego jak i działalności profesjonalnej (często działającej na zamówienie). Dlatego nie każde wynagrodzenie jest do końca kosztem podatnika.
Ile kosztuje pobór podatku?
Na utrzymanie systemu poboru podatków po stronie państwa wydajemy ok. 4,7 mld zł. Jednak pracownicy fiskusa nie zajmują się tylko rozliczaniem podatku dochodowego od osób fizycznych, ale też od osób prawnych, VAT-u i innych. Na rozliczenie podatku dochodowego od osób fizycznych wydajemy ok. 2 mld zł, gdyż jest to stosunkowo skomplikowany podatek i to stanowi największy jego problem.
Państwo co roku w ramach podatku dochodowego pozyskuje 42 mld zł z tego 6,59 mld zł będzie przypadać na pracowników sektora publicznego. Jest to suma kwot, które w zasadzie niepotrzebnie krążą w systemie – ani nie powiększają dochodu pracowników ani państwa. Przy czym koszt obsługi tej kwoty to ok. 300 mln zł. Są to pieniądze, które udałoby się co roku zaoszczędzić tylko na uproszczeniu sposobu naliczania wynagrodzeń w sektorze publicznym poprzez rezygnację z niepotrzebnego krążenia środków publicznych i księgowania ich pomiędzy poszczególnymi instytucjami.
Państwo niczym iluzjonista wprowadza swoich pracowników w błąd…
Dodatkowe zyski dla obywateli to ewentualne zmniejszenie zatrudnienia w administracji państwowej np. w działach kadr i płac, itp., co bezpośrednio przyczyniłoby się do zmniejszenia kosztów utrzymania tych sektorów. Inne oszczędności mają wymiar niematerialny, czyli m.in. czas poświęcany na rozliczenie się z fiskusem, złożenie deklaracji, obciążenia systemu informatycznego, konsultacje prawno-podatkowe, itp. Kwestie ulg można rozwiązać poprzez odpowiednie doliczenia do wynagrodzeń opierające się na oświadczeniach pracowników np. co do liczby dzieci na utrzymaniu.
Ze składek ZUS nie można zrezygnować, bo ich opłacanie uprawnia do korzystania ze świadczeń w przyszłości i ich wysokość uzależniona jest od otrzymywanego wynagrodzenia. Jednak bez przeszkód można zrezygnować z ubezpieczeń zdrowotnych (które w znakomitej części odliczane są od podatku i samo ich opłacanie jest stosunkowo skomplikowane). Przy rezygnacji z poboru podatku dochodowego byłoby to konieczne.
Szacowaną łączną składkę można by wpłacać do NFZ bezpośrednio z budżetu w ramach zbiorowego ubezpieczenia zdrowotnego wszystkich pracowników sektora publicznego tak, by nie zmniejszyć budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia. W końcu i tak każdy obywatel płacący to ubezpieczenie ma takie same przywileje (urzędnik też), zatem lekarzom wystarczyłaby sama informacja, że ktoś jest pracownikiem sektora publicznego.
Innymi słowy, skracanie procedur i procesów płatności do minimum mogłoby przynieść spore oszczędności dla wszystkich. Wystarczyłoby zrezygnowanie z pewnego rodzaju iluzji, która opiera się na przekonaniu, że wszyscy płacą podatki, co w tym wypadku prowadzi do paradoksu, że państwo musi płacić samo sobie. To nie jest utopia tylko kwestia zdrowego rozsądku.