Wycofanie projektu raczej nie powstrzyma jednak protestów, ponieważ rząd Hongkongu nie przychylił się do żadnego z czterech pozostałych postulatów. Demonstranci żądają między innymi demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie rzekomego nadużywania siły przez policję.
Projekt nowelizacji dwóch aktów prawnych regulujących współpracę władz Hongkongu z organami ścigania innych państw i regionów przewidywał między innymi możliwość ekstradycji podejrzanych do Chin kontynentalnych oraz konfiskaty i zamrażania aktywów w Hongkongu na wniosek chińskich urzędów.
Szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam początkowo forsowała jednak ten projekt, mimo że w proteście przeciwko niemu na ulice wyszły setki tysięcy osób. Dopiero po okupacji okolic parlamentu i pierwszych starciach z policją 12 czerwca Lam zawiesiła prace nad projektem, a później ogłosiła, że „jest martwy”.
W obliczu coraz gwałtowniejszych protestów szefowa administracji obiecała, że projekt zostanie wycofany, gdy w październiku lokalny parlament zbierze się ponownie po wakacyjnej przerwie. W środę formalnie uczynił to sekretarz do spraw bezpieczeństwa w hongkońskim rządzie John Lee.
Lam wykluczyła jednak inne ustępstwa wobec protestujących, a w ogłoszonym niedawno programie polityki na przyszły rok nie odniosła się do żadnego z ich postulatów. Na początku października sięgnęła również po kolonialne regulacje kryzysowe, by z pominięciem normalnego procesu ustawodawczego wprowadzić zakaz zakrywania twarzy podczas demonstracji. Doprowadziło to do kolejnej eskalacji przemocy na ulicach.
W toku protestów policja zatrzymała już co najmniej 2,6 tys. osób. Części z nich postawiono zarzuty udziału w zamieszkach, za co grozi do 10 lat więzienia. Funkcjonariusze postrzelili też dwóch nastoletnich demonstrantów ostrą amunicją, a tysiące innych osób, w tym setki policjantów, odniosły obrażenia w starciach ulicznych.
Z Kantonu Andrzej Borowiak