Przyzwyczailiśmy się do deprecjonowania znaczenia prezydenta. To błąd, bo sprawny polityk w Pałacu Namiestnikowskim może uzyskać więcej władzy niż niejeden premier. Dlatego warto rozważyć, jakie skutki może przynieść majowa elekcja.


Wybory prezydenckie są pierwszym rozdaniem kart w grze o władzę w Polsce na następne lata. Kto dostanie blotki, temu pozostanie już tylko blef. Kto zostanie z atutami, ten będzie miał czym grać jesienią, gdy w wyborach parlamentarnych wyłoniona (lub nie) zostanie większość rządowa.
Prezydent: rozgrywający czy blokujący?
Jeśli w drugiej turze zwycięstwo odniesie Bronisław Komorowski, wzrosną szanse utrzymania władzy przez Platformę Obywatelską. To prezydent desygnuje premiera, co umożliwia zbudowanie rządu mniejszościowego lub szerokiej koalicji w przypadku, gdyby PO przegrała wybory parlamentarne.
W razie zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych prezydent z obozu PO mógłby wetować ustawy nowego rządu, praktycznie paraliżując władzę wykonawczą. Przy obecnym układzie politycznym (dwie partie skupiające ok. 70% poparcia plus 2-4 mniejsze partie w Sejmie) prezydent może stać się kluczową figurą. Zastrzeżenie: to dotyczy sprawnego polityka, a nie figuranta.
Jeśli w drugiej turze Polacy wybiorą Andrzeja Dudę, zwiększyłoby to szanse na zmianę rządu i pozbawienie władzy Platformy Obywatelskiej. PO i jej potencjalni koalicjanci musieliby zdobyć 276 mandatów poselskich, aby przełamać weto prezydenta i móc efektywnie rządzić, a nie tylko administrować i rozdzielać stanowiska. A gdyby wybory parlamentarne przyniosły przewagę PiS nad PO, to ta pierwsza partia mogłaby utworzyć rząd i przejąć władzę.
W obecnej konfiguracji politycznej istnieje spora szansa na podział władzy wykonawczej, która od 5 lat pozostaje w rękach PO. Koabitacja prezydenta z rządem na ogół nie należy do łatwych, ale ma jedną podstawową zaletę: hamuje zapędy władzy w podnoszeniu podatków i ograniczaniu wolności obywateli. Już samo to byłoby dużym plusem względem obecnej sytuacji.
Władza prezydenta nie jest mała
Konstytucja RP przyznaje prezydentowi wiele uprawnień, których sprawne wykorzystanie przysporzyłoby sporo władzy nawet politykowi spoza partyjnego rozdania. Po pierwsze, wybrany w 2015 roku prezydent wyznaczy nowego szefa Narodowego Banku Polskiego (kadencja Marka Belki kończy się w czerwcu 2016 r.) oraz dwóch członków Rady Polityki Pieniężnej (kadencja wyznaczonego w miejsce Zyty Gilowskiej Jerzego Osiatyńskiego kończy się dopiero w 2019 r.). W ten sposób będzie miał silny wpływ nie tylko na kształt przyszłej polityki monetarnej, ale też na perspektywę ewentualnego wejścia Polski do strefy euro.
Po drugie, prezydent dysponuje inicjatywą ustawodawczą, co w połączeniu z prawem weta umożliwia forsowanie przez parlament własnych pomysłów legislacyjnych. Po trzecie, w przyszłym roku kończy się kadencja prezesa Trybunału Konstytucyjnego, a jeszcze w 2015 roku prezydent powoła 5 członków TK. Od tego, kogo obsadzi w tej roli, zależy kształt i jakość polskiego prawa, a także zdolność Trybunału do powstrzymywania szkodliwych ustaw.
Po czwarte, przy zdegenerowanym przez system partyjny i ordynację wyborczą Sejmie prezydent jest jedynym organem państwa, który może skutecznie kontrolować rząd. Narzędziem jest Najwyższa Izba Kontroli, której prezydent może zlecić przeprowadzenie kontroli. Drugą możliwością jest prawo złożenia wstępnego wniosku o postawienie ministra przed Trybunałem Stanu. Tak samo może postąpić np. wobec prezesa NBP, jeśli uzna, że ten naruszył konstytucję.
Po piąte, prezydent może nakazać rozpisanie referendum, jeśli wniosek ten uzyska poparcie „bezwzględnej większości głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów” (art. 125 Konstytucji RP). Obecne WSZYSTKIE projekty referendalne są odrzucane przez sejmową większość kontrolowaną z reguły przez… urzędującego premiera.
„Prezydent Rzeczypospolitej
Polskiej jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej i gwarantem
ciągłości władzy państwowej” – stwierdza artykuł 126 Konstytucji, w punkcie drugim dodając: "Prezydent Rzeczypospolitej czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji, stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium." I wbrew
pozorom nie jest to pustosłowie. Tylko że do tej pory wybieraliśmy prezydentów,
którzy do tej roli nie dorośli.

























































