Chiny mogą być większym partnerem handlowym dla większości państw świata niż Stany Zjednoczone, ale to wcale nie oznacza, że są ważniejszym partnerem gospodarczym.


W weekend emocje w social mediach rozgrzała mapa stworzona przez "The Economist", ilustrująca podział świata na kraje handlujące mocniej z Chinami i USA w roku 2000 i 2020 r. W ciągu tych 20 latach sytuacja diametralnie się zmieniła - na początku okresu 3 na 4 państwa notowały większą wymianę ze Stanami Zjednoczonymi, a w ubiegłym roku - proporcja była już odwrotna.
A very powerful chart. HT @TheEconomist pic.twitter.com/YMPWECmYSF
— Jean Pisani-Ferry (@pisaniferry) July 17, 2021
Wnioski nasuwają się same - USA już przegrały, teraz to Państwo Środka jest główną globalną potęgą i dyktuje warunki niemal na całym świecie - od Ameryki Południowej przez Afrykę i Europę Środkową aż po Azję i Australię. Wszak "business is business", a o dobre relacje z głównym kontrahentem trzeba należycie zadbać.
Podobna dyskusja przetoczyła się przez media przy okazji danych o unijnym handlu opublikowanych w lutym. Eurostat poinformował wówczas, że Stany Zjednoczone utraciły miano największego zewnętrznego partnera handlowego Unii Europejskiej. Amerykanów zdetronizowali oczywiście Chińczycy.
Tyle że zarówno z tymi danymi, jak i z ich interpretacją istnieje pewien problem. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę, że na mapie zarysowano podział USA vs Chiny. Gdyby rozszerzyć analizę, wyglądałaby ona tak:
Jeśli nie widzisz poniższej mapy, kliknij w link
W przypadku największej liczby państw głównym partnerem w handlu towarami jest Unia Europejska, czyli blok handlowy, realizujący wspólną politykę handlową (UE a nie państwa członkowskie ustala wspólne stawki celne, zawiera umowy handlowe etc.).
Ale takie zestawienie i tak pomija kluczową kwestię. Żyjemy w świecie globalnych łańcuchów dostaw, gdzie produkcja jest wieloetapowa, rozsiana nierzadko po kilku kontynentach, a powyższe dane nie uwzględniają wytworzonej w danym miejscu wartości dodanej. Gdy działająca w Chinach firma sprowadza z Korei i Japonii komponenty A i B za łącznie 10 dolarów, a następnie sprzedaje Amerykanom wytworzony z nich produkt C za 11 dolarów, to eksport z Państwa Środka do USA zwiększa się o 11 dolarów, mimo że Chińczycy "dołożyli od siebie" tylko dolara wartości. Prosta wielkość eksportu nie oddaje zatem do końca "wagi" państwa w globalnej produkcji czy poziomu relacji dwustronnych. Nie wspominając o roli dolara jako głównej waluty w płatnościach międzynarodowych.
Kluczowe jest także nie tylko to, "ile", ale "co" się sprowadza z danego kraju i jak łatwo można taki towar zastąpić w razie problemów. Ponadto gros przepływów kontrolują korporacje transnarodowe, funkcjonujące na wielu rynkach. Np. w Chinach firmy z kapitałem zagranicznym odpowiadają za niespełna 40 proc. międzynarodowego handlu towarami.
Do tego wymiana handlowa między krajami nie ogranicza się wyłącznie do towarów. W ostatnich latach szczególnie szybko rośnie znaczenie handlu usługami. Chiny dominują w wymianie towarowej, ale już w usługach pozostają daleko za USA. Widać to choćby w przypadku Unii Europejskiej. Sumując wartość wymiany towarów i usług, Stany Zjednoczone pozostały w 2020 r. zdecydowanie największym partnerem handlowym UE, "pokonując" Państwo Środka 936 mld dol. do 522 mld dol.
A to tylko jeden wątek pokazujący jak wąskie jest powyższe porównanie. Relacje gospodarcze między krajami nie ograniczają się wyłącznie do handlu czy to towarami, czy usługami. Do innych form kooperacji należą m.in. inwestycje (przejęcia, budowa fabryk, zakupy obligacji, kredyty bankowe etc.), obecność obcokrajowców na miejscowym rynku pracy i studentów na uczelniach, wielkość sprzedaży zagranicznych firm na krajowym rynku, przepływ danych, współpraca w dziedzinie badań i rozwoju itd. Te wymiary są trudniejsze do zmierzenia i zestawienia w skali świata, ale to nie oznacza, że warto je pomijać w analizie poziomu zależności między państwami. Istotne dla relacji międzynarodowych są naturalnie również kwestie dalece wykraczające poza gospodarkę, jak militaria czy kultura.
Wbrew pozorom eksport i nadwyżka handlowa nie odegrały tak wielkiej roli w rozwoju gospodarczym Chin, jak wielu im przypisuje, a od kilku lat Pekin regularnie podkreśla, że zależy mu na zwiększeniu konsumpcji wewnętrznej a nie sprzedaży za granicę.
Ale powyższe makroekonomiczne porównanie pomija jeszcze jedną istotną kwestię: relacje gospodarcze utrzymują nie tyle kraje, co firmy i ludzie. Amerykański eksport jest nie tyle "eksportem USA", co "eksportem z USA". Główne korzyści czerpią z niego ci, którzy się nim parają, a nie państwo, i świadczy nie tyle o sile państwa, co miejscowych podmiotów gospodarczych.
Politycy oczywiście ingerują w procesy rynkowe, starając się wykorzystać firmy czy obywateli w swoich celach. Ale w tym wypadku kluczowe znaczenie ma nie tyle siła gospodarcza (ilustrowana w domyśle np. przez przywołaną wyżej skalę eksportu i importu), lecz możliwości i zdecydowanie dygnitarzy. Dlatego Pekin często prezentuje się jako gracz dużo silniejszy niż Waszyngton - ma i egzekwuje po prostu większą władzę nad miejscowym biznesem. A ten musi w pierwszej kolejności służyć realizacji celów wyznaczanych przez Zhongnanhai, a nie maksymalizacji własnych zysków (naturalnie w raju podatkowym). W efekcie, aby robić biznes z Chińczykami, nie można się narazić tamtejszym władzom, np. mówiąc o prześladowaniach Ujgurów czy nazywając Tajwan krajem. Amerykańskie władze są bardziej powściągliwe w sięganiu po protekcjonistyczne narzędzia, ale gdy chcą, to też potrafią mocno uderzyć w wybrany cel, czego naczelnym przykładem jest w ostatnim czasie casus Huawei.