Ceny surowców mierzone przez Bloomberg Commodity Index spadły do najniższego poziomu od 2002 roku. Surowcowy indeks CRB znalazł się najniżej od dna z początku 2009 roku. Rynki surowcowe reagują, jakby za rogiem czekała na nas potężna recesja.


Ostatni raz, gdy Bloomberg Commodity Index był tak nisko, Brazylia cieszyła się z ostatniego (póki co) mistrzostwa świata w piłce nożnej wywalczonego na boiskach Korei i Japonii. Dziś rynki surowcowe przypominają reprezentację Canariňhos, która rok temu w półfinale Mundialu przegrała 1:7 z Niemcami (a ropa potaniała o 50%), a w niedawnym Copa America została wyeliminowana w ćwierćfinale przez...Paragwaj (czego rynkowym odpowiednikiem jest złoto poniżej 1.100 USD/oz).
W poniedziałek tabela notowań surowców zaczerwieniła się od mocnych spadków. Na plusie ostały się jedynie notowania niklu (+2,2%) i kakao (+0,1%). Najmocniej oberwał cukier (-3,8%), pszenica (-3,5%) oraz złoto i kukurydza (po -3,3%). Najbardziej medialna była przecena kontraktów na złoto, które po dwóch nokautujących ciosach (podczas sesji w Chinach oraz na otwarciu notowań w Nowym Jorku) po raz pierwszy od 2010 roku znalazły się poniżej 1.100 USD za uncję.
Inny popularny miernik cen surowców – indeks CRB – znalazł się na najniższym poziomie od marca 2009 roku. Czyli od apogeum pierwszej po 1945 roku globalnej recesji wywołanej pierwszą falą kryzysu finansowego kumulującej się po bankructwie Lehman Brothers. Jednym słowem: rynki surowcowe krzyczą tak, jakby świat już znalazł się w recesji.
To kontrastuje z obowiązującą narracją przyspieszającego wzrostu gospodarczego. Także większość danych makroekonomicznych nie pozwala dostrzec śladów załamania gospodarczego. Wyjątkiem są Chiny, gdzie kurczący się import i krach na giełdzie mogą świadczyć o słabnącej sile najbardziej surowcochłonnej gospodarki świata.

Bessa na rynkach surowcowych zadziwia także w kontekście rekordowo wysokich notowań amerykańskich akcji. Nasdaq właśnie ustanowił nowy rekord wszech czasów, a S&P500 zabrakło do tego raptem kilku punktów.
Ostatni raz tak silną dywergencję pomiędzy S&P500 a cenami surowców obserwowaliśmy w latach 1998-99, czyli tuż przed pęknięciem bańki internetowej. To były czasy, gdy wmawiano nam, że cała gospodarka przeniesie się do Internetu, a surowce, elektrownie i fabryki nikomu nie będą już potrzebne. Był to czas, gdy banki centralne na wyścigi wyprzedawały rezerwy złota po niespełna 300 USD za uncję.
Krzysztof Kolany


























































