Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej
Polska gospodarka rozwija się szybciej niż przewidywali to jeszcze dwa lata temu najwięksi ekonomiści-optymiści. W I kwartale br. zanotowano najwyższy od kilku lat wzrost produktu krajowego brutto w ujęciu rocznym – wyniósł on 7,4% (wobec 5,5% przed rokiem i 6,6% w IV kwartale ubiegłego roku). Rosną produkcja, eksport, inwestycje zagraniczne, konsumpcja, zatrudnienie i wreszcie płace. Według danych GUS-u, przeciętne wynagrodzenie brutto w maju br. wyniosło 2 776,92 zł. Oznacza to, że w ujęciu rocznym wzrosło o 8,9%.
WYKRES 1 – Bezrobocie rejestrowane:
Źródło: GUS
MAPA POLSKI: Stopa Bezrobocia:
Źródło: GUS
Tak dynamiczny wzrost gospodarczy powoduje, że w szybkim tempie spada również bezrobocie. Według danych GUS-u, liczba zarejestrowanych bezrobotnych w maju br. po raz pierwszy spadła poniżej 2 mln osób. Mimo wyraźnego spadku stopy bezrobocia – obecnie wynosi 13%, (o 3,5 pkt. mniej niż przed rokiem), nadal jest ono jednym z najwyższych wśród państw UE, gdzie średnia wynosi niewiele ponad 7%. W niektórych krajach europejskich procent aktywnej zawodowo ludności pozostającej bez zatrudnienia wynosi np. 3,5% (Dania i Holandia) czy 4% (Irlandia). Oficjalne dane dotyczące poziomu bezrobocia, niestety, znajdują swoje odzwierciedlenie w nastroju społeczeństwa. Co piąty Polak twierdzi, że bezrobocie dotyka jego najbliższej rodziny, 18% społeczeństwa ma bezrobotnego wśród członków swojej dalszej rodziny, a co trzeci z nas ma znajomego bezrobotnego. Powszechna styczność z bezrobociem, często tym długotrwałym, ma także wpływ na naszą ocenę sytuacji na rynku pracy.
Problemy pracodawców
Pomimo prawie 2 mln par rąk zdolnych do pracy, przedsiębiorcy coraz częściej wskazują na rosnące trudności w pozyskaniu nowych pracowników. Ostatnie 3 lata pokazały, jak szybko zmieniła się rola polskiego pracodawcy z oferującego i wybierającego do pracy, na poszukującego do pracy.
Dynamiczny wzrost płac spowodował, że ludzie nie chcą już pracować za najniższą krajową, nawet w regionach, w których bezrobocie sięga 30%. Najdotkliwiej przekonali się o tym szefowie koreańskich firm koncernu LG, które zainwestowały w produkcję monitorów LCD i sprzętu AGD w podwrocławskich Kobierzycach.
Inwestycja LG wraz z poddostawcami to jedna z największych inwestycji w dziejach RP – wspólnie do roku 2011 firmy mają zainwestować 800 mln euro i zatrudnić ponad 12 tys. osób. Mało kto się spodziewał, a już na pewno nie inwestorzy, że właśnie z zatrudnieniem będą największe problemy. Koreańczycy zachęceni do inwestycji m.in. wysokim bezrobociem i przekonaniem o dobrym dostępnie do taniej, solidnej i wykwalifikowanej siły roboczej, w porównaniu do innych państw członkowskich UE, boleśnie przekonali się, że ta siła nie jest taka tania, jak im to obiecywano. Podobno koncern skalkulował oferowane płace zgodnie ze stawkami obowiązującymi na dolnośląskim rynku pracy, a nawet nieco wyżej (o 30-40%) niż najniższa średnia, ale oferując niecałe 1000 zł netto. Chyba brał pod uwagę stawki wałbrzyskie, a nie dynamicznie rozwijającej się wrocławskiej aglomeracji. Skutek tej propozycji był taki, że przez wiele miesięcy Koreańczycy nie potrafili znaleźć chętnych na oferowanych warunkach. Rozżaleni szefowie zakładów LG ze swoimi kłopotami poskarżyli się dolnośląskiemu wojewodzie, a nawet złożyli do dolnośląskiego urzędu wojewódzkiego wniosek o pozwolenie na pracę w koreańskich fabrykach dla obcokrajowców, np. tanich Chińczyków. Oczywiście wojewoda nie wyraził zgody na taki pomysł – w nowych fabrykach mieli pracować głównie Dolnoślązacy. Jedyną radą dolnośląskich urzędników było podniesienie średnich płac.
Kolejnym ciekawym zjawiskiem, tym razem związanym z uciekaniem pracowników do innych firm, jest przykład jednego z koncernów, który parę lat temu zdecydował się na wybudowanie w jednym z miast naszego kraju centrum usług finansowych. Lokalizacja centrum została wybrana m.in. z powodu ogromnego, jak się wówczas wydawało zaplecza potencjalnych pracowników z wyższym wykształceniem w zakresie księgowości i finansów. Płace oferowane nowo zatrudnianym pracownikom ledwo przekraczały połowę średniej krajowej, a mimo to chętnych nie brakowało. Po dwóch latach przyszedł pierwszy sygnał ostrzegawczy. W krótkim okresie z pracy odeszło kilkadziesiąt osób, w tym szkoleni za duże pieniądze liderzy zespołów roboczych. Zatrudniono nowych pracowników, nie przejmując się nawet tym, że liczba chętnych była niemal równa liczbie wakatów! Obniżono kryteria doboru i po sprawie. Nie słuchano pracowników i konsultantów zewnętrznych, że brak rąk do pracy nie jest wynikiem chwilowego zawirowania, ale będzie narastał, jeżeli firma nie zmieni zasad wynagradzania. Organizacja osiągnęła kres swoich możliwości motywowania pracowników czynnikami pozapłacowymi. Jeden z menedżerów tego centrum zapytał, gdzie popełnił błąd, że nie dostrzegł zmian dokonujących się na rynku pracy w Polsce.
Za odpowiedź mógł posłużyć inny przykład o jednym z czołowych zagranicznych koncernów w Polsce. Firma zaczęła szkolić swoich menedżerów do tego, aby potrafili z jednej strony zidentyfikować kluczowe stanowiska w organizacji oraz potencjał rozwojowy poszczególnych ludzi, z drugiej – zbadać ryzyko odpływu tych najlepszych. A wszystko po to, aby menedżerowie mogli prowadzić aktywną politykę płacowo-bonusową w stosunku do swoich pracowników. Zanim zaczną przebąkiwać o odejściu.
Podobne problemy z pracownikami ma wielu zagranicznych inwestorów, nawet tych którzy już dużo wcześniej postawili w Polsce swoje fabryki i centra offshoringowe. Strajki i negocjacje płacowe dosięgły również tych największych, jak np.: fabryki Toyoty w Jelczu-Laskowicach i Wałbrzychu czy bielską spółkę Fiat-GM Powertrain. Większość tych firm musiała więc szybko zweryfikować swoją politykę płacową.
Przykłady można mnożyć, a firmy które w porę nie zareagowały na bardzo szybko zmieniające się warunki pracy i rosnące wynagrodzenia, dzisiaj borykają się z terminową i fachową realizacją zawartych kontraktów, nie mówiąc już o przyjmowaniu nowych zleceń i projektów, a w efekcie – realizacji potencjalnie wyższych zysków.
Z przeprowadzonego przez PBS DGA dla Gazety Wyborczej sondażu wynika, że co piąty Polak zatrudniony na etacie dostał w tym roku podwyżkę. Mimo to, ponad 80% pracujących wciąż uważa, że zarabia za mało. W porównaniu z przeciętnymi wynagrodzeniami w krajach „starej” Unii Europejskiej wymagania Polaków nie są wygórowane. Okazuje się, że 40% z nas zadowoliłaby pensja w granicach 1,9-2,5 tys. zł.
Unia temu winna
Otworzenie rynków pracy niektórych państw członkowskich Unii dla polskich pracowników, było powodem największej migracji Polaków od czasu stanu wojennego. Nikt tego dokładnie nie wie, bo nikt tego nie zliczał, ale szacuje się, że od 2004 r., czyli od unijnej integracji, do krajów Europy Zachodniej za chlebem mogło wyjechać nawet 2 mln rodaków i, jak szacują eksperci z Uniwersytetu Warszawskiego, blisko połowa z nich podjęła legalną pracę. Podniesienie płac jest więc naturalną konsekwencją tak dużego drenażu, często bardzo dobrze wykształconej i wysoko wykwalifikowanej siły roboczej.
Analitycy z firmy doradztwa personalnego HRK Partners przewidują, że do roku 2010 płace w Polsce będą rosły od 4,5 do 6% rocznie. Ich zdaniem, to, jak szybko wynagrodzenia w Polsce dogonią te z Europy Zachodniej, w dużym stopniu zależy od poziomu i wzrostu PKB oraz produkcji krajowej. W Czechach np. notuje się szybszy wzrost płac, ale kraj ten ma też znacznie wyższy PKB per capita, a także inflację.
Z kolei Narodowy Bank Polski przewiduje, że wzrost nominalnych przeciętnych wynagrodzeń wyniesie ok. 6% w 2007 r., a w następnych latach ustabilizuje się na poziomie ok. 7%.
Murarza, inżyniera, informatyka... zatrudnię od zaraz
Oczywiście w jednych branżach ten wzrost płac będzie postępował szybciej, w innych wolniej. Joanna Kotzian, PR & marketing manager w Grupie HRK, zauważa, że płace rosną praktycznie we wszystkich branżach, przede wszystkim w regionach, które przyciągają najwięcej inwestycji. Spektakularne podwyżki przeprowadziły banki, centra usług, firmy budowlane, motoryzacyjne, logistyczne, farmaceutyczne, informatyczne.
– W niektórych zawodach płace rosną jak szalone – dodaje Robert Bokacki, wiceprezes Kontekst HR. –Nie oddają tego suche statystyki, według których w ostatnim roku średnia płaca w sektorze przedsiębiorstw wzrosła o 9%. W niektórych sektorach gospodarki wynagrodzenia wzrosły o 100%! W kilku zawodach są już tak wysokie jak na Zachodzie Europy – uzupełnia Bokacki.
– W górę pną się przede wszystkim wynagrodzenia specjalistów i pracowników wykonawczych, płace menedżerów rosną nieco wolniej. Tradycyjnie najlepiej płaci branża finansowa, dokonała też ona w ubiegłym roku znaczącej korekty wynagrodzeń. Bardzo poszukiwani i cenieni są specjaliści od rynków kapitałowych, np. dealer w bankowości należy dziś do najlepiej opłacanych stanowisk w Polsce. – mówi Joanna Kotzian.
– Z powodu wzrostu inwestycji infrastrukturalnych (budowa dróg, autostrad, mieszkań) najszybciej rosną płace w branży budowlanej i w najbliższej przyszłości nie zanosi się na zmianę tego trendu. Malejąca liczba osób chętnych do pracy, wynikająca między innymi z emigracji zarobkowej specjalistów, zmusza przedsiębiorców do podnoszenia pensji – komentuje Marek Jurkiewicz, dyrektor handlowy w Start People (do lipca tego roku Creyf’s Polska).
- Deficyt zatrudnionych w budownictwie wynosi około 150 tys. osób, a murarze, monterzy, elektrycy, spawacze, operatorzy maszyn i kierownicy budów są najbardziej poszukiwanymi fachowcami na rynku. Do niedawna pracodawcy mogli przebierać w życiorysach kandydatów, teraz to kandydaci dyktują warunki – uzupełnia Jurkiewicz.
Podobną opinię wyraził Przemysław Gacek, prezes Grupy Pracuj: – Obecnie właściwie trudno znaleźć branżę, która nie ma problemów z rekrutacją pracowników. Poszukiwani są zarówno specjaliści z wyższym wykształceniem i kilkuletnim stażem pracy, głównie inżynierowie, finansiści i informatycy, jak również osoby ze średnim wykształceniem czy nawet zawodowym, ale posiadające specjalistyczne uprawnienia jako elektrycy, budowlańcy, hydraulicy, kierowcy. Popyt na takich pracowników jest w wielu przypadkach większy niż podaż. Potwierdzają to dane z cyklicznego raportu „Rynek Pracy Specjalistów”, przygotowywanego przez konsultantów portalu Pracuj.pl. W I kwartale 2007 roku pracodawcy umieścili w portalu aż 45 tysięcy ofert pracy, tj. dwukrotnie więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. W tej chwili, według różnych szacunków, na rynku brakuje ok. 250 tysięcy specjalistów z różnych branż, w tym głównie inżynierów. Z analiz portalu Pracuj.pl wynika, że w I kwartale 2007 roku najwięcej ogłoszeń dotyczyło handlu i branży finansowej, która wyprzedziła pod tym względem przemysł ciężki oraz sektor telekomunikacyjny i zaawansowanych technologii – zauważa Gacek.
W jakich regionach płacą najlepiej
Zróżnicowanie wzrostu płac uzależnione jest też od regionów, najszybciej rosną tam, gdzie powstaje najwięcej inwestycji. – W regionach, gdzie pojawiło się sporo inwestycji w centra usługowe (Wrocław, Kraków, Łódź), poszukiwani są m.in. księgowi, specjaliści ds. IT i pracownicy call center, zwłaszcza osoby, które znają języki obce. Na tych stanowiskach bardzo szybko rosły w ubiegłym roku płace. Intensywnie rekrutują też firmy produkcyjne. Poszukują one zarówno specjalistów (np. inżynierów odpowiedzialnych za proces produkcji), jak i pracowników wykonawczych (automatyków, operatorów produkcji) – dodaje Joanna Kotzian.
– Z uwagi na dużo nowych inwestycji typu green field, (np. LG, Toshiba, Funai), w cenie są teraz też inżynierowie ze znajomością języka angielskiego – uzupełnia Tomasz Szpikowski, prezes Work Service.
WYKRES 3
Źródło: GUS
TABELA 1
,b>Wyższe płace i nie tylko...
Robert Bokacki z Kontekst HR zauważa też nowe zjawisko związane z szybko rosnącymi płacami w Polsce: – Stajemy się świadkami masowego podkupywania pracowników. Pewien przedsiębiorca budowlany, realizujący prestiżową inwestycję w centrum Warszawy, opowiedział mi, nie bez wzburzenia, o takim przypadku. Na jego budowę przyjechał jakiś człowiek. Pokręcił się parę chwil, popytał o to i o tamto, aż w końcu zapytał jednego z brygadzistów, ile chce dostać za przeprowadzenie swojej brygady na inną budowę!
TABELA 2
Gwarantował wyższe pensje i pokrycie wszystkich kosztów dotyczących rozwiązania umów z dotychczasowym pracodawcą. Brygada spakowała się w jedno popołudnie i zmieniła miejsce pracy. „I co zrobiłeś?”, zapytałem. „Jak to co? Pojechałem na inną budowę i ściągnąłem stamtąd nowych”, odpowiedział nie bez dumy. „Musiałem tylko dać 50% więcej niż dotychczas”. Zastanowiło mnie to. Czy nie lepiej było dać lepsze warunki dotychczasowym pracownikom, niż zatrudniać nowych, droższych, narażając się na problemy związane z ewentualnym przygotowaniem ich do pracy? Niestety, ta krótka opowieść pokazuje wciąż dominujące nastawienie do swoich ludzi wielu pracodawców: dopóki siedzą cicho, nie ma co wyskakiwać z podwyżkami! Moim zdaniem, takie podejście to błąd, obarczony sporym ryzykiem utraty najlepszych ludzi – mówi Bokacki.
Z badań prowadzonych przez Kontekst HR w ramach projektu „Zarządzać po ludzku” wynika, że zmieniają się też oczekiwania pracowników wobec pracodawców. Obok wyższych wynagrodzeń, istotnym elementem mającym wpływ na motywacje ludzi jest stałość pracy, w przypadku słabiej wykształconych pracobiorców oraz perspektywy rozwoju osobistego, rozumiane jako wzrost osobistej wartości na rynku pracy – to dotyczy dobrze wykształconych. W badanych przez Kontekst HR organizacjach służbowe samochody czy laptopy (o telefonach komórkowych nie wspominając) stały się już standardem. Dzisiaj ważne stają się pakiety medyczne dla rodzin pracowników, ubezpieczenia emerytalne czy gwarancje wypłacane w razie zwolnienia z pracy. Innym ważnym bonusem jest możliwość wzięcia udziału w indywidualnych sesjach coachingowych czy szkoleniach za granicą.
Żeby uniknąć problemów z uciekaniem najlepszych pracowników, szefowie firm powinni pamiętać o jednej ze złotych zasad biznesu, że dobry pracownik to zadowolony pracownik, a jego zadowolenie nie zawsze musi być efektem wyższych zarobków.
Choć wzrost płac w Polsce jest nieunikniony i uzasadniony, to jeśli pójdzie w parze ze wzrostem wydajności pracy, nie powinniśmy się martwić o stan naszej gospodarki i zasobność naszych portfeli. Gorzej, jeśli zmanierowani pracownicy nie będą chcieli podnosić swoich kwalifikacji, a ich wydajność nie będzie taka jak pracowników z Europy Zachodniej. Wówczas grozi nam nie tylko brak nowych inwestycji i spowolnienie tempa wzrostu, ale wycofywanie się już obecnych inwestorów za naszą wschodnią granicę lub dalej do Chin. Negatywnym skutkiem rosnących płac jest też wzrost cen produktów i usług, czyli inflacji, która może skutecznie przyhamować wzrost gospodarczy.
Arkadiusz Czarkowski
Od 1. lipca br. dziewięć milionów dorosłych Polaków dostało od wicepremier Zyty Gilowskiej swego rodzaju podwyżkę pensji. Dzięki obniżce składek na ZUS będziemy zarabiać od kilkudziesięciu do nawet kilkuset złotych więcej miesięcznie. Do końca czerwca składka rentowa odprowadzana przez każdego pracującego stanowiła 13% pensji brutto. Z tego 6,5% płacił pracownik, drugie tyle za pracownika płacił pracodawca. Od lipca 6,5-procentowa część składki, jaką płacili pracownicy, spadła o 3 pkt. procentowe, czyli niemal o połowę. Oznacza to, że np. osoby, które zarabiają miesięcznie 3 tys. zł brutto, otrzymają teraz na rękę o 90 zł więcej.
KOMENTARZE
Marek Jurkiewicz, dyrektor handlowy w Start People (do lipca tego roku Creyf’s Polska)
Polska gospodarka rozwija się w szybkim tempie, bezrobocie spada, a pracownicy zacierają ręce na myśl o rosnących wynagrodzeniach. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie spodziewał się tak dynamicznych wskaźników. Dziś wzrost gospodarczy wynosi 7,4%, a płace w przedsiębiorstwach rosną w rekordowym tempie ponad 8% w skali roku. Rośnie konsumpcja i popyt wewnętrzny. Dodatkowym czynnikiem zmuszającym pracodawców do podwyższania wynagrodzeń jest nie tylko emigracja specjalistów, ale także niewykwalifikowanej siły roboczej do krajów Unii Europejskiej.
Joanna Kotzian, PR & marketing manager w Grupie HRK
Wejście Polski do UE zaowocowało wzrostem zainteresowania inwestorów naszym krajem oraz znacznie ułatwiło podejmowanie pracy przez Polaków za granicą. W rezultacie, w coraz szybszym tempie rosła liczba miejsc pracy w kraju, a jednocześnie ubywało ludzi chętnych tę pracę podjąć. W ciągu 5 lat od wejścia do UE bezrobocie spadło o 5%, a w regionach szczególnie atrakcyjnych inwestycyjnie zaczyna brakować ludzi. Pracodawcy nie mają wyjścia – aby utrzymać pracowników w firmie i ściągnąć kolejnych – muszą podnosić płace. I płace rosną. Tylko w zeszłym roku średnio o 7%, a na Dolnym Śląsku, który ściągnął największą liczbę inwestorów – nawet o 10%.
Robert St. Bokacki, wiceprezes Kontekst HR
Otwarcie granic dla Polaków w ramach Unii Europejskiej spowodowało, że setki tysięcy naszych rodaków (a wcześniej polskich Niemców) ruszyło na poszukiwanie lepszego życia. Nie gorszego, niż to, które jest udziałem obywateli Niemiec czy Hiszpanii. Z drugiej strony rekordowy wzrost gospodarczy Polski, wywołany wejściem Polski do Unii wskazuje, że wraz z gwałtownie rosnącym eksportem czy inwestycjami zagranicznymi otwierają się nowe perspektywy w naszym kraju. Obie wspomniane tendencje wzajemnie na siebie oddziałują, dając niemal równe szanse i tym, którzy wybrali emigrację, i tym, którzy zdecydowali się na pozostanie w Polsce. Można by określić to tak: im więcej wyjedzie, tym więcej będą zarabiać ci, co zostaną. I jest to zależność – moim zdaniem – nieodwracalna.
Wynagrodzenia w Polsce rosną i to znacznie szybciej, niż wydawało nam się to możliwe jeszcze dwa lata temu. Problem z tym, że wzrost płac nie dotyczy w równym stopniu wszystkich sektorów rynku. Jeszcze dwa lata temu ze znalezieniem pracownika na dowolne stanowisko nie było żadnych kłopotów. Teraz rynek pracodawcy zastąpił rynek pracownika. Teraz, aby znaleźć dwie dobre ręce do pracy, trzeba się namęczyć. A oferta musi być znacznie bogatsza niż dwa lata temu. A to jeszcze nie koniec…
Tomasz Szpikowski, prezes Work Service S.A.
W sposób oczywisty polskie firmy zmuszone zostały do podniesienia stawek, w reakcji na zwiększoną migrację zarobkową do Unii. Otwarcie granic dla pracowników zbiegło się ze zwiększoną aktywnością inwestorów, których nagłe potrzeby rekrutacyjne nie mogły zostać spełnione przy początkowych założeniach. Przykładem jest LG, który dość mocno musiał podnieść planowaną na początku inwestycji wysokość wynagrodzenia dla pracowników, chcąc zachęcić osoby do pracy u siebie. Znacznie bardziej opłacało się wyjechać np. do Wielkiej Brytanii, gdzie można było liczyć na kilkukrotnie wyższe wynagrodzenie. Otwarcie granic to również przyjazd pracowników z Europy Wschodniej do Polski: np z Ukrainy, do prac związanych z rolnictwem, zbieraniem owoców, ogrodnictwem oraz jako fachowców z branży budowlanej.
Przemysław Gacek, prezes Grupy Pracuj, do której należy portal rekrutacyjny Pracuj.pl
W ciągu ostatnich dwóch lat rynek pracy zdecydowanie zmienił swoje oblicze. O ile jeszcze parę lat temu panował dyktat pracodawców, o tyle obecnie to pracownicy i ich zawodowe wybory kształtują rynek. Problem z pozyskaniem pracowników część pracodawców odczuła już w 2005 roku. Wpływa na to szybki rozwój gospodarczy, który sprzyja inwestycjom. Nie bez znaczenia jest także fakt, że bardzo wielu Polaków zdecydowało się na pracę za granicą. W obliczu tych zmian polscy pracodawcy musieli podjąć działania, mające na celu zatrzymanie obecnych pracowników i skuteczne pozyskiwanie nowych kandydatów.
Pierwszą reakcją był wzrost płac. Większość firm podniosła pensje od kilku do kilkunastu procent, a niektórzy pracodawcy – poszukujący pracowników, których szczególnie brakuje na rynku – podnieśli płace nawet do poziomu porównywalnego z unijnym. Coraz więcej firm prowadzi też rekrutację na uczelniach, inne odkryły potencjał w niedocenianych wcześniej grupach pracowników, np. w osobach niepełnosprawnych, osobach po 40., a nawet 50. roku życia, czy w absolwentach bez doświadczenia zawodowego. Duża część firm rozpoczęła też długofalowe działania służące budowie wizerunku przedsiębiorstwa jako dobrego pracodawcy.
W 2006 roku zaobserwowaliśmy jeszcze jedną tendencję. Pracodawcy dużo śmielej przenosili swoje działania rekrutacyjne i wizerunkowe do medium najchętniej wybieranego przez kandydatów poszukujących pracy – do Internetu. Coraz więcej firm, chcąc zabezpieczyć się przed deficytem kadry, inwestuje w przeszkolenie i odpowiednie przygotowanie nowo zatrudnionych pracowników. Jest to jednocześnie system motywacyjny – pracownicy, którzy od razu po zatrudnieniu mogą liczyć na indywidualnie przygotowany system szkoleń, często na dłużej wiążą się z firmą.
LIFTY:
Pomimo prawie 2 mln par rąk zdolnych do pracy, przedsiębiorcy coraz częściej wskazują na rosnące trudności w pozyskaniu nowych pracowników.
Do krajów Unii za chlebem mogło wyjechać nawet 2 mln rodaków, blisko połowa z nich podjęła legalną pracę.
W górę pną się przede wszystkim wynagrodzenia specjalistów i pracowników wykonawczych, płace menedżerów rosną nieco wolniej.
Tradycyjnie najlepiej płaci branża finansowa, dealer w bankowości należy dziś do najlepiej opłacanych stanowisk w Polsce.
W niektórych sektorach gospodarki wynagrodzenia wzrosły o 100%. W kilku zawodach są już tak wysokie jak na Zachodzie Europy.
Do niedawna pracodawcy mogli przebierać w życiorysach kandydatów, teraz to oni dyktują warunki.
Co piąty Polak zatrudniony na etacie dostał w tym roku podwyżkę.
Obok wyższych wynagrodzeń, istotnym elementem mającym wpływ na motywacje ludzi jest stałość pracy w przypadku słabiej wykształconych pracobiorców oraz perspektywy rozwoju osobistego w przypadku kadry dobrze wykształconej.
W I kwartale 2007 roku pracodawcy umieścili w portalu Pracuj.pl aż 45 tysięcy ofert pracy, tj. dwukrotnie więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego.






















































