Pożyczki-chwilówki mają raczej kiepską prasę. Kojarzą się z wysokimi opłatami i spiralą zadłużenia. Amerykański startup Activehours ma inny pomysł na szybkie pożyczki – bliższy raczej zaliczce na poczet wypłaty niż krótkoterminowemu kredytowi.


Amerykańscy pracownicy znają pojęcie tzw. cash advance, czyli zaliczki wypłacanej przez pracodawcę przed dniem wypłaty wynagrodzenia. Activehours proponuje bardzo podobne rozwiązanie, ale niewymagające wycieczki do działu kadr. Z pożyczki mogą skorzystać tylko osoby, które są wynagradzane według stawki godzinowej za przepracowany okres, a ich firma wdrożyła mechanizm elektronicznej rejestracji czasu pracy.
Zaliczka ze smartfona
Użytkownik serwisu zaciąga pożyczkę wysyłając przez aplikację mobilną dane z systemu pracodawcy. Może to być np. zrzut ekranu, na którym podsumowano ilość przepracowanych godzin. Pożyczka może opiewać tylko na kwotę, która należy się nam od pracodawcy. Pieniądze przelewane są w ciągu jednego dnia na rachunek bankowy.
Zobacz także
W ten sposób klient nie jest uzależniony od terminu wypłaty – może w każdym momencie „wypłacić” (a właściwie – pożyczyć) zarobione pieniądze. Po przelaniu środków na konto, pożyczkodawca pobiera należność z rachunku bankowego za pomocą amerykańskiego odpowiednika polecenia zapłaty.
Pożyczka za napiwek – czy to może działać?
Wynagrodzenie pożyczkodawcy nie opiera się na odsetkach. Za każdym razem, gdy klient pożycza pieniądze, wskazuje jaki „napiwek” jest skłonny zapłacić za tę możliwość. Może wybrać jedną z pięciu opcji – od zera do ok. 10 procent kwoty zaliczki. Klient sam decyduje, ile jego zdaniem warta jest taka usługa.

Pomysł Activehours to ciekawa alternatywa wobec klasycznych pożyczek-chwilówek. Firma jednak już spotkała się z krytyką organizacji śledzących rynek kredytów konsumenckich. Jak donosi „NBC News”, eksperci wskazują, że mimo innej konstrukcji, zaliczka niesie ze sobą podobne niebezpieczeństwa co typowa pożyczka. Jeśli klient nie panuje nad domowym budżetem, to może uzależnić się od wypłacanych z wyprzedzeniem pieniędzy, mimo że koszt takiej usługi jest niewielki. Wątpliwości budzi też kwestia, czy firma będzie w stanie na siebie zarabiać – model „płać, ile uważasz” sprawdził się np. w dystrybucji muzyki w internecie, ale biznes pożyczkowy jest znacznie bardziej ryzykowny niż sprzedaż dóbr w postaci elektronicznej.
Michał Kisiel





























































