Notowania złota okazały się zupełnie niewrażliwe na huragan Sandy, który na dwa dni wyłączył środkowo-wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych – a więc region wytwarzający jedną czwartą amerykańskiego PKB. We wtorek złotem handlowano po cenie 1.710 USD za uncję – bez większych zmian względem cen z ostatniego tygodnia.
Drukarze budują fundamenty
Rynek złota mógł wprawić w konsternację mniej doświadczonych inwestorów. Rezerwa Federalna drukuje 40 mld USD miesięcznie i deklaruje, że gdyby QE3 okazało się niewystarczające (co jest do przewidzenia), to prasy drukarskie można przyspieszyć. Od słów do czynów przeszedł już Bank Japonii, który postanowił jeszcze bardziej poluzować politykę i zwiększyć fundusz skupu aktywów o 11 bilionów jenów do 91 bln JPY. W odwodzie pozostają jeszcze drukarki EBC (który dopiero ruszy z zakupem hiszpańskich obligacji) i Bank Anglii.
Rosnąca podaż papierowego (a właściwie wirtualnego) pieniądza sprawia, że o fundamenty dla wysokich cen złota możemy być spokojni. Zwłaszcza że równocześnie kilka banków centralnych dokonuje konsekwentnych zakupów złotych sztab celem ucieczki od skrajnie przewartościowanych amerykańskich obligacji i szybko tracącego siłę nabywczą dolara.
»Japończycy dodrukują 138 mld dolarów |
Tymczasem ceny złota ani myślą iść w górę i wbrew nadziejom spekulacyjnie nastawionych inwestorów wciąż nie osiągnęły pułapu 2.000 USD/oz. Co gorsza, po wakacyjnym rajdzie (+18% od maja do października) na rynku żółtego metalu zagościła korekta. Była to klasyczna reakcja w myśl zasady: „kupuj plotki”, „sprzedawaj fakty”. Rynek zdyskontował informacje o dodruku pieniądza i samo ich pojawienie wykorzystał do realizacji zysków i zamknięcia długich pozycji.
Spekulanci liczą na wzrosty
Efekt ten był świetnie widoczny w danych amerykańskiego nadzoru giełdowego. Z cotygodniowych raportów CFTC (stan na 23.10) wynika, że od maja do października spekulacyjna długa pozycja netto uległa niemal podwojeniu, co było sygnałem ostrzegającym przed wykupieniem rynku .
W zaledwie dwa tygodnie spekulanci zredukowali stawkę w zakładzie na wzrost cen złota o 14%, czyli o niemal 30 tys. kontraktów. To istotna redukcja, ale wciąż stosunkowo wysokie zaangażowanie spekulacyjnego kapitału przy względnej słabości popytu na realny metal nie pozwala oczekiwać kolejnej fali dynamicznych wzrostów cen złota.
Krótko mówiąc: spadkowa korekta może się trochę przedłużyć, sprowadzając kurs złota o 50 USD niżej. Okolice 1.660 USD powinny dać silne wsparcie w postaci 200-sesyjnej średniej kroczącej i 50% zniesienia wakacyjnych wzrostów (na razie korekta zatrzymała się na zniesieniu 38,2%). Taki spadek mógłby się wiązać z redukcją spekulacyjnej pozycji o ok. 15 tys. kontraktów, co dawałoby bezpieczniejszy punkt wejścia.

Kurs złota od przeszło roku pozostaje w średnioterminowym trendzie bocznym, poruszając się w przedziale 1.520-1.920 USD za uncję. Taka sytuacja może zniechęcać zwolenników podążania za trendem, dla których sygnałem do zajęcia długich pozycji byłoby przełamanie nominalnego szczytu wszech czasów (1.924 ISD/oz) z września 2011 roku. Jednakże jak na razie brakuje wyraźnego pretekstu, który mógłby ruszyć rynek w stronę 2.000 USD. Lecz według mnie taki pułap prędzej czy później osiągniemy i dość prawdopodobne jest to, że doczekamy tego jeszcze przed końcem A.D. 2012.
Krzysztof Kolany
Analityk Bankier.pl