Trzy podatki dla rolników pod otwartym niebem.


Siedem dla władców biznesu w ich kamiennych pałacach.
Dziewięć dla pracowników, ludzi śmierci podległych.*
ReklamaZobacz także
Tak wygląda polski „system” podatkowy, w którym wszystkich danin nie obejmują umysłem nawet najstarsi pracownicy Ministerstwa Finansów. „System” niewydolny, korupcjogenny, drogi w obsłudze, będący gehenną dla uczciwych podatników i rajem dla cwaniaków oraz przestępców. Jest wręcz podejrzane, że temat jego zmiany pojawia się tak rzadko – średnio nie częściej niż raz do roku.
Jeden dla ministra finansów na czarnym tronie
Na ulicy Świętokrzyskiej, gdzie zaległy cienie
Propozycja zastąpienia PIT-u, „składek na ubezpieczenia społeczne” i „składki zdrowotnej” jednolitym podatkiem od płacy „brutto brutto” (czyli tzw. kosztu pracodawcy, a więc faktycznej ceny pracy) od ponad 20 lat wraca niczym bumerang. Pod koniec maja o planach ujednolicenia podatków od płac wspomniał wpływowy szef kancelarii premiera Henryk Kowalczyk.
Przeczytaj także
„Mam nadzieję, że za dwa lata nikt nie będzie już pamiętał, co to jest PIT” – powiedział szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk.
O tej samej koncepcji wypowiedział się wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki. „Pracujemy nad tą zmianą. To fundamentalna i bardzo systemowa zmiana w systemie podatkowym i nie tylko, więc to nie jest rzecz do wdrożenia w ciągu paru miesięcy” – powiedział Morawiecki.
Widać więc, że idea „jednego podatku” ma silnych promotorów w rządzie i na fali radosnej twórczości nowej władzy wreszcie ma szansę wyjść poza gabinety ministerialnych urzędników. Co ciekawe, dziewięć miesięcy wcześniej, tuż przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi, z niemal identyczną propozycją wyszła ówczesna ekipa rządząca spod szyldu Platformy Obywatelskiej.
PO obiecywała podatkową rewolucję: zniesienie „składek” na ZUS i NFZ, mamiąc wyborców złudną obietnicą najniższej stawki podatkowej w wysokości 10% zamiast obecnych 40% płaconych obecnie nawet przez najsłabiej opłacanych pracowników etatowych.
Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać
Podatki dochodowe w ogólności uważam za niemoralne i gospodarczo szkodliwe, a opodatkowanie przychodów z tytułu pracy w szczególności za zło wcielone. To nic innego jak kara za pracę, edukację, ryzyko i przedsiębiorczość. Dlatego jestem zwolennikiem zniesienia wszystkich podatków „dochodowych” i zastąpienia ich daninami najprostszymi (i najtrudniejszymi do uniknięcia) z możliwych: podatkiem pogłównym (zamiast PIT) i powszechnym podatkiem obrotowym (za CIT).
Przeczytaj także
Proponowane „ujednolicenie” opodatkowania pracy mimo wszystko jest jednak krokiem w dobrym kierunku. Po pierwsze, bo znacząco uprościłoby system i pozwoliło na zredukowanie pogłowia poborców podatkowych i ograniczenie kosztów administracyjnych ponoszonych przez przedsiębiorstwa. Po drugie, bo Polacy wreszcie zrozumieliby, ile naprawdę płacą podatku od przychodów z pracy: że to nie żadne 18%, lecz 40%. Po trzecie, bo zerwano by z fałszem wszelakiej maści „składek”, z tytułu których rzekomo coś się nam od państwa należy (emerytury, usługi medyczne itp.).
Przeczytaj także
Diabeł – jak to zwykle bywa – tkwi w szczegółach. „Ujednolicenie” PIT-u, ZUS-u i „składki zdrowotnej” zapewne wiązałoby się z eliminacją wszystkich ulg, w tym przede wszystkim pitowskiego odpisu za posiadanie dzieci (1112,04 zł rocznie). Być może także kwoty wolnej od podatku. W zależności od przyjętych stawek (liniowej czy może progresywnych?) może się okazać, że część (większość?) podatników zapłaci więcej niż obecnie.
Jest kwestią indywidualną, czy po „ujednoliceniu” podatków od pracy zapłacisz więcej czy mniej. Dlatego z oceną całego przedsięwzięcia trzeba poczekać na konkrety: podstawę opodatkowania, stawki, progi, ulgi i wyjątki. Ale gra jest warta świeczki choćby z jednego powodu: wreszcie każdy zrozumie, ile płaci za utrzymanie tego „demokratycznego państwa prawa, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej” (art. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej).
*śródtytuły są parafrazami cytatów z „Władcy Pierścieni” J.R.R. Tolkiena w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej.






















































