Recesja w Chinach – to największe zagrożenie dla globalnej koniunktury gospodarczej zdaniem zarządzających funduszami. Jeszcze miesiąc temu najbardziej obawiano się rozpadu strefy euro.


W sierpniowej ankiecie przeprowadzonej przez Bank of America Merrill Lynch aż 52% zarządzających funduszami za największe zagrożenie dla światowej gospodarki uznało ryzyko recesji w Chinach. W lipcowej ankiecie żaden z finansistów nie postrzegał sytuacji w Państwie Środka jako kluczowego zagadnienia.

Za to naczelny straszak z lipca – czyli groźba rozpadu strefy euro – niemal zupełnie zniknął z kręgu zainteresowania po tym, jak Grecja skapitulowała i w pełni zaakceptowała żądania wierzycieli w zamian za 92 mld euro nowych pożyczek.
Drugim najczęściej wymienianym czynnikiem ryzyka jest zdaniem zarządzających funduszami kryzys nadmiernego zadłużenia na rynkach wschodzących (ang. emerging markets – EM). Chodzi o kilka bilionów USD dolarowego długu, które kraje rozwijające się zaciągnęły w ostatnich latach korzystając z niskich stóp procentowych w Rezerwie Federalnej.

Gdy (jeśli) Fed zacznie podnosić stopy umacniając dolara, długi te będą coraz bardziej kosztowne i część dłużników na nich zbankrutuje. To standardowy scenariusz kryzysów w krajach rozwijających się przerabiany cyklicznie od ponad 30 lat. Nic też dziwnego, że trzecią obawą jest Fed jest „poza krzywą” - tj. że już jest spóźniony z podwyżkami stóp. Niemal 90% ankietowanych finansistów zakłada, że do pierwszego od 2006 roku wzrostu stop funduszy federalnych dojdzie jeszcze w 2015 roku.
Lęk przed podwyżkami stóp w USA i recesją w Chinach sprawiły, że względne zaangażowanie funduszy na rynkach krajów rozwijających się (do których zaliczana jest też Polska) spadło do najniższego poziomu w 14-letniej historii tych badań. Eksperci z BofAML kwitują to krótko: sierpniowe kontrariańskie transakcje to długa na rynkach wschodzących, krótka na rozwiniętych i długa na surowcach.
Krzysztof Kolany