Witam!
Po dzisiejszej wizycie serwisowej (lub też "serwisowej" - dlaczego w cudzysłowie wyjaśnię poniżej) u agenta ING mogę z czystym sumieniem dołączyć na forum do grupy osób rozczarowanych warunkami jak też zachowaniem agentów tejże firmy. Ja założyłem "Strategię Lwa" przed nieco ponad dwoma laty, głównie pod wpływem agenta u którego zapisywałem się do OFE w ING. Warunki były następujące: 105 zł płatne co miesiąc, dwie umowy dodatkowe (poważne zachorowanie, trwałe inwalidztwo) + IKE które jako że jest czymś nieco osobnym nie będę go w tym miejscu omawiał. Po dwóch latach stan mojego konta wygląda następująco:
kwota ubezpieczenia: 53 000 zł
wpłacone: ok. 2750 zł
wartość polisy: ok. 1670 zł
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda OK w końcu agent ostrzegał że są opłaty za ryzyko ubezpieczeniowe itd. i na początku może to słabo wyglądać. Ale nie rozumiem wielu innych rzeczy z których część została już na tym forum poruszona:
1. Dlaczego ani agent ani nawet OWU nie są w stanie podać mi informacji ile dokładnie mnie to ubezpieczenie kosztuje, opis opłat jest napisany w sposób tak mętny że sam diabeł nie jest w stanie określić ile (DOKŁADNIE ILE), kiedy i za co płacę. Jak to się mówi - jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze (potrącane na wszystkie możliwe sposoby).
2. Dlaczego prawdopodobieństwo śmieci kalkulowane jest na podstawie roczników statystycznych z 1991r.? Czyżby dlatego że podane tam wartości ryzyka ubezpieczeniowego są tam wyższe niż dane aktualne?
3. Dlaczego koszta uruchomienia ubezpieczenia są rozłożone na 25 (!!) lat trwania polisy co w dużej mierze uniemożliwia rezygnację z niej i przeniesienie się gdzie indziej? W moim przypadku oprócz kosztów poniesionych do tej pory straciłbym wówczas dodatkowe 700 zł czyli z 2700 zostaje mi nagle 1/3... Od agenta dzisiaj usłyszałem że "towarzystwo dużo musi zainwestować w mój kontrakt, ochronę ubezpieczeniową, itd." Troska ING o mój kontrakt jest doprawdy wzruszająca tym niemniej czułbym się zdecydowanie lepiej gdyby wszystkie koszta uruchomienia polisy zostały rozliczone wcześniej. Wygląda to dla mnie tak że towarzystwo w sposób całkowicie świadomy zaciemnia obraz faktycznych kosztów ubezpieczenia poprzez upychanie je w rożne tajemnicze współczynniki (opłata administracyjna, opłata za ryzyko ubezpieczeniowe i co najmniej kilka innych punktów) a przy okazji nie pozwala lub znacząco ogranicza (czy coś takiego jest zgodne z prawem?) możliwość skorzystania z oferty konkurencji.
4. Dlaczego towarzystwo które mieni się być gwiazdą polskiego rynku ubezpieczeń, bankowości i funduszy emerytalnych nie jest w stanie w XXI wieku zapewnić mi dostępu do serwisu internetowego w którym byłbym w stanie obserwować i w sposób nieco bardziej elastyczny niż dzwonienie do agenta zarządzać MOIMI pieniędzmi? A może ponownie chodzi jedynie o zaciemnienie obrazu aby klient nie widział co się z jego składkami właściwie dzieje?
5. Dlaczego przez pierwsze dwa lata trwania ubezpieczenia nie wiadomo kompletnie co się na rachunku dzieje i nie ma fizycznej możliwości (nawet u agenta) się tego dowiedzieć?
6. Dlaczego na każdym spotkaniu z agentem ING mam wrażenie że jedyne o co mu chodzi to mnie skroić i namówić na kolejny super produkt który z reguły nie jest mi do niczego potrzebny? Nazywa się to "wizyta serwisowa" i wystarczy przejrzeć formularz takiej wizyty aby zrozumieć o co w niej głównie chodzi:
1) Prezentacja oferty produktowej
2) Kolejne ubezpieczenie na życie
3) Inne produkty grupy ING
Jeszcze apropo agenta - wiem że jestem w dużej mierze ofiarą swojej naiwności ale uważam że z premedytacją zaciemniał on słabe cechy takiej polisy a podkreślał potencjalne zyski (podkreślam - zyski, bo niektórzy na tym forum postulują że nie należy od polisy ich specjalnie oczekiwać), zwykle rzucając kosmicznymi sumami jakie będę miał po 25-30 latach. Choć też nie wiem czy go winić, w końcu on chce zarobić i to nie jego wina że warunki ubezpieczenia są takie a nie inne...
Zaznaczę na końcu że nie jestem agentem żadnej konkurencyjnej firmy ale zwykłym szarym klientem który czuje się zrobiony po prostu na szaro. Gdybym miał mniej zaufania do ING niż miałem przed dwoma laty (pod wpływem reklam, cudzych opinii, itd.) to zadałbym sobie więcej wysiłku i poczytał dokładniej OWU którego mętność powinna zapalić mi czerwone światło. Nie miałbym pretensji (w końcu mogłem poczytać OWU dokładniej) gdyby nie fakt że sposób konstrukcji umowy, opis warunków, sposób działania agenta wytworzył we mnie przez te dwa lata silne poczucie że w sposób kulturalny, ekskluzywny, z uśmiechem na twarzy agenta jestem po prostu obrabiany z moich pieniędzy. A szczęście klienta jest podobno celem każdej firmy... Szczerze wszystkim ING odradzam i nie planuję w przyszłości zbliżać się na kilometr do placówek tej firmy.
Pozdrawiam.