Jak to jest, że w naszym państwie głównak (główny akcjonariusz) może robić takie rzeczy na GPW i nikt mu nic nie może zrobić? Giełda opiera się na zaufaniu, a tutaj bogaty gostek wprost, długotrwale i regularnie podkopuje to zaufanie i odpycha od giełdy. Temu gostkowi widocznie nie przeszkadza, że smród się za nim ciągnie, ale samej GPW i w ogóle państwu polskiemu powinno jednak zależeć, żeby nie śmierdziało. Te mechanizmy przecież nie występują pierwszy raz na naszej giełdzie - i owszem, były też używane przez spółki skarbu państwa. Nie można wprowadzić narzędzi, które by to ukróciły? Tyle już krokodylich łez wylano, że Polacy nie inwestują na giełdzie i główny powód jest zwykle taki podawany, że ludzie nie wiedzą co to jest, ani jak to działa. Ale właśnie doświadczenie działań takich jak naszego głównaka i udawana bezsilność państwa w tej kwestii zniechęca do inwestowania. Z autopsji człowiek wie, jak to działa: jest ktoś bogaty i wpływowy, więc robi sobie nawet najpodlejsze rzeczy względem akcjonariuszy mniejszościowych i nikt palcem nie kiwnie. Zgłosisz do KNFu, to się z ciebie śmieją, albo nie mają narzędzi, żeby sprawdzić, albo nie mogą. Dlatego ludzie trzymają pieniądze w skarpecie, albo wkładają w nieruchomości, a od giełdy uciekają daleko. Dla malutkich żuczków, których nie stać na drogie kancelarie prawne, tylko tyle pozostaje, bo państwo, GPW i KNF nimi gardzi. Tak, jak gardzi głównak... Wzajemności w tym aspekcie z mojej strony nie będzie: niech wam się dobrze wiedzie.