Długo już się zastanawiam, jaki jest sens działań głównego akcjonariusza na tej spółce. Uciekam jak mogę od prostego posądzania go o chciwość i podłość, ale trudno mi się od tego opędzić. Przecież to człowiek nieźle wykształcony, bywały w świecie, chyba nawet wierzący katolik. A tutaj na spółce dopuszcza się tak niskich zagrań, że ręce opadają i się zastanawiam, z kim mam do czynienia... Jak on to sobie tłumaczy? Że ogra złe fundusze i przeznaczy darowiznę na swoje szczytne cele? A nie bierze pod uwagę, że to nie tylko fundusze, ale i zwykli ludzie, których krzywdzi? W funduszach są też emerytury przyszłych staruszków, którym bezczelnie umniejsza wartości. Czy nie zależy mu na zwykłym ludzkim szacunku, którym obdarza się ludzi uczciwych? Przecież mógłby uczciwie postąpić względem akcjonariuszy i nie byłby powszechnie postrzegany jak bazarowy cwaniak. Po co mu to? Czy uważa, że to jest współczesny sposób prowadzenia biznesu? Przecież to metody, które były obciachem nawet 30 lat temu. Tak długo już manipuluje wartością giełdową tej spółki i wciąż żadnej konstruktywnej refleksji nad swoim stanem moralnym? Czy nikt nie śmie mu powiedzieć prawdy w oczy? Zadziwiające to...