Rynki

Twoje finanse

Biznes

Forum

Internetowy prop-trading to oszustwo? O sponsorowanej grze na rynkach cz. II

Michał Misiura

Prop-trading daje nadzieję wielu traderom, który szukają szansy na zarobienie wielkich pieniędzy bez konieczności ryzykowania własnego kapitału. Jak wygląda rzeczywistość internetowych firm rekrutujących giełdowych graczy i dlaczego warto traktować je z rezerwą? W drugiej rozmowie o prop-tradingu prezentujemy perspektywę osoby, która poznała je od środka. 

fot. Overearth / Shutterstock

Zawód profesjonalnego tradera to wymagająca ścieżka kariery. Wielu osobom wydaje się jednak prostą przepustką do zdobycia na giełdzie fortuny, która odmieni ich życie. Wykorzystują to internetowe firmy prop-tradingowe. Nie mają one wiele wspólnego z modelem opisywanym w poprzedniej rozmowie Bankier.pl, w której o sponsorowanym handlu w stacjonarnym biurze opowiadał nam były trader.

reklama

Prop-trading, lub dokładniej propertiary trading, to model współpracy, w którym firma rekrutuje osoby z zewnątrz i po odpowiednim przygotowaniu, powierza im swój kapitał, którym obracają na rynkach. Takie spółki pokrywają straty i dzielą się z traderami zyskiem, który wypracują. Prop-trading w swojej internetowej odmianie różni się jednak od schematu znanego ze spółek, które prowadzą nabór do swoich biur.

Wiele popularnych firm, działając pod płaszczykiem prop-tradingu, zarabia na opłatach za przystąpienie do testu. Jak uważa nasz rozmówca, który przeszedł jedną z takich rekrutacji, ich celem nie jest wyłonienie talentów, które otrzymają szansę zarabiania na prawdziwym rynku. Jego perspektywę przedstawiamy w drugiej rozmowie Bankier.pl na temat sponsorowanej gry na rynkach.

Internetowy prop-trading

Adam swój ostatni test w internetowej firmie prop-tradingowej zdał kilka tygodni temu. Jak mówi, zrobił to w ramach eksperymentu. Podchodząc do wyzwania nie widział już wartości w internetowej wersji prop-tradingu. Otrzymał wypłatę, ale jak mówi firmy działające w tym modelu, żerują na niewiedzy traderów i chwytach marketingowych.

Michał Misiura: Jak zdać do internetowej firmy prop-tradingowej? Żeby podejść do testu musiałeś coś zapłacić?

Adam P.: Tak. Aktualnie w firmie, gdzie zdawałem test, konto demo z 25 000 dol., kosztuje 140 dolarów miesięcznie. Żeby przyciągnąć klientów firma uruchamia jednak cyklicznie promocje. Myślałem, że to rzadkość, natomiast okazuje się, że zawsze jakaś jest. Teraz na przykład trwa akcja 90% taniej.

Produkty finansowe
Produkt
Kwota
Okres
miesięcy

W ten sposób wciąga się ludzi w ten schemat. Kiedy zapłacisz te pieniądze i przejdziesz test polegający na osiągnięciu określonego wyniku, wydaje ci się, że dostajesz konto ufundowane, realne, ale to nieprawda.

Firma wymaga od ciebie wykręcenia kolejnego wyniku, ale wtedy zwykle nie masz ochoty się już wycofać, skoro przeszedłeś wymagający pierwszy etap. Dodatkowo musisz jednak uiścić kolejną opłatę - tak zwaną aktywacyjną. Wynosi bodajże 85 dolarów miesięcznie i funkcjonuje w firmach oferujących kontrakty futures. Jak ta, w której zdawałem test. W CFD-ach działa to inaczej. Tam mamy inne problemy, jak ewentualna manipulacja data-feedem.

Czyli płacisz za konto, na którym musisz zrobić określony wynik?

Tak. Nie masz na to limitu czasowego, ale oni tak naprawdę zmuszają do daytradingu, ponieważ obowiązuje szereg różnych zasad. Np. nie można przetrzymywać pozycji pomiędzy sesjami. W przeszłości ludzie nie zdawali tych testów tylko dlatego, że nie zamknęli ich o określonej godzinie. To jeden z trików stosowanych, żeby utrudnić zdanie testu.

Na czym dokładnie polegał test, który zdawałeś?

Płacisz za konto z 25 000 dolarów. Twoja maksymalna strata może wynieść 1500 dolarów i masz cel w postaci 1500 dolarów do zarobienia. Dodatkowo musisz handlować przez 7 dni, ale trik jest taki, że możesz zrobić to jak ja, w ciągu jednego dnia, a później przez kolejne 6 dni flipować kontrakty, czyli szybko zamykać i otwierać transakcje z małym zyskiem lub stratą, po to, żeby system odnotował te dni, jako takie, w których handlowałeś.

Po zdaniu testu pojawia się umowa, którą trzeba podpisać elektronicznie. Po jej podpisaniu otrzymuje się drugie konto, w moim przypadku z 25 000 dolarów. Warunkiem wypłaty było 1600 dolarów zysku, czyli dociągnięcie konta do 26 600 dolarów.

Jeszcze co do umowy, jest naprawdę długa i są w niej zapisy, że firma może zrezygnować z dostarczania ci usług bez podania przyczyny. To znaczy podają, ale będzie ona mniej lub bardziej zmyślona. Mogą na przykład powiedzieć, że to, co uprawiasz, to handel zbyt wysokiego ryzyka. Tylko tak naprawdę handlujesz na koncie demo, więc gdzie tutaj jest ryzyko? Ryzyko po prostu jest takie, że nie chcą wypłacić ci pieniędzy (śmiech).

Twierdzisz, że test nie jest po to, żeby wyłonić obiecujących traderów, tylko zarobić na opłatach?

Jestem pewien, że tak działa to w każdej internetowej firmie prop-tradingowej, ale zastanawiam się, czy napiszesz coś takiego. Rzucanie takimi oskarżeniami w ich stronę może być ryzykowne. Ten model jest lekko modyfikowany w zależności od firmy, ale trzon zawsze pozostaje taki sam.

Większość traderów przegrywa, przegrywała i będzie przegrywać. I to traderów handlujących na rachunkach brokerskich, gdzie nie masz żadnych wymagań w postaci limitów czasowych, czy dopuszczalnej straty. Nie odpadasz po obsunięciu kapitału o 10%, tylko możesz wyzerować konto.

Te firmy nie dość, że zdają sobie sprawę z działania rynku, jeszcze podwyższają poprzeczkę po to, żeby praktycznie wszyscy stracili. Niewielu uda się dojść do mety i otrzymać mniejszą lub większą nagrodę. Firmy prop-tradingowe te pieniądze wypłacają i zakładam, że to jest dla nich po prostu koszt marketingowy na utrzymanie wiarygodności firmy.

Cała społeczność traderska podejrzewała od dłuższego czasu, że handel w internetowych propach toczy się na kontach demonstracyjnych. Te firmy kryły się z tym i wypierały tego do jakiegoś momentu, ale później przyszło CFTC (red. Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd), wstrzymało działalność My Forex Funds i jednym z jej najpoważniejszych zarzutów było to, że gra toczy się na kontach demo. Jeżeli traderzy nie zarabiają pieniędzy, ale otrzymują wypłatę, to musi być ona zrealizowana z kieszeni firmy.

Od tego momentu na bardzo wielu stronach firm prop-tradingowych zaczęły pojawiać się adnotacje typu: zapłać np. 100 dolarów za konto wirtualne, gdzie słowo "wirtualne" jest zaznaczone na czerwono albo podkreślone. Zaczęli bać się pozwów. Ma to więc strukturę niby piramidy finansowej, niby schematu ponziego, gdzie po prostu korzysta się, póki co, na braku regulacji.

My Forex Funds było największą internetową firmą prop-tradingową, tak?

Tak, to była najpopularniejsza firma tego typu, obok FTMO i dlatego to tak wstrząsnęło całą branżą. Jeżeli oni stali się celem regulatorów, to może to spotkać każdego.

Ile można zarobić w teorii na internetowym prop-tradingu?

Biorąc pod uwagę opisy ludzi na YouTube, Reddicie, czy różnych grupach, chociaż tutaj trzeba mieć na uwadze, że część z nich to marketingowcy, zdarzają się wypłaty po 10, 20, 50 tys. dolarów. Bywało, że jakiś influencer finansowy zapisał się i zarobił tyle, a nawet więcej, ale później pojawiały się podejrzenia, że to nigdy nie miało miejsca, a firma zatrudniła go, żeby się wypromować. Nie jest to bezpodstawne, ponieważ są przykłady ludzi, którym takich dużych wypłat odmówiono.

Myślę, że największe szanse są wtedy, kiedy te pieniądze są małe, tak jak w moim przypadku - 1500 dolarów, 2000 dolarów. Myślę, że od kwot w wysokości 10 000 może być już problem. Teraz to oczywiście tylko spekulacja, ale możliwe, że kiedyś potwierdzi się, tak samo jak konta demo w My Forex Funds.

Czy są jakieś uczciwe internetowe firmy prop-tradingowe, gdzie rzeczywiście szukają traderów?

Są firmy typu Jane Street, która jest jednym z najbardziej prestiżowych propów i teoretycznie pozwala na pracę zdalną, ale ich struktura jest zupełnie inna. W ogóle nie przypomina modelu, o którym rozmawiamy. Żeby się tam dostać nie trzeba uiszczać żadnych opłat. Często przydaje się za to solidne wykształcenie: matematyka, fizyka, programowanie. Obok tego teoretycznie są firmy szukające spekulantów, ale tam trzeba pokazać długą historię transakcji. I nie mówię tu o miesięcznym wycinku.

Przykładem takiej firmy może być też SMB Capital. Wiem, że jej założyciel Mike Bellafiore prowadził szkolenia dla traderów. Podczas pandemii można było zostać tam prop-traderem handlującym zdalnie, ale na ogół przychodziłeś do siedziby firmy, byli tam instruktorzy, którzy tłumaczyli ci działanie rynku i strategię, a na końcu z jakiejś tam grupy ludzi zostawało kilka osób i mogło obracać kapitałem firmy. Więc oni faktycznie szukali traderów, którzy będą dla nich zarabiać, chociaż i tu pojawiały się zarzuty, że firma zarabia głównie na szkoleniach, a traderzy robią marginalne zyski, więc niczego nie można być pewnym.

W prawdziwych firmach prop-tradingowych wykształcenie jest przydatne nie tyle dla zasady, tylko dlatego, że bardzo wiele z nich tworzy rynek. Dostarcza płynność. To nie są więc traderzy kierunkowi, którzy wstają rano i mówią "dzisiaj bitcoin wzrośnie". Są market makerami, obsługują algorytmy, które ten rynek tworzą, albo je projektują. A do tego znajomość mechanizmów rynkowych jest niezbędna.

Natomiast w przypadku internetowych firm prop-tradingowych myślę, że już a priori można założyć, że to nie ma nic wspólnego z zarabianiem na rynku. Nie wiem nic o człowieku, który właśnie zapisał się na mój test. Nie wiem nic o jego strategii, podejściu do ryzyka i kopiowanie jego transakcji byłoby zwyczajnie zbyt ryzykowne. Nawet jeśli wypadł dobrze podczas testu, nie jestem pewien, czy po jego zdaniu nie postanowi, że będzie grał bardzo agresywnie, żeby dostać dużą wypłatę, ryzykując moje realne pieniądze. Można dodać tutaj, że bardzo trudno jest znaleźć dobrego tradera detalicznego, gdyż większość nie opiera się na matematyce i statystykach, tylko na różnych wymysłach - rysowanych na wykresach nietoperzach, głowach i ramionach. Żadna poważna firma nie będzie inwestować w coś takiego.

Źródło: Bankier.pl
powiązane
polecane
najnowsze
popularne
najnowsze
bankier na skróty