W połowie października Stany Zjednoczone po raz kolejny dobiją do limitu długu publicznego. Oznacza to, że rząd nie będzie mógł regulować swoich rachunków, chyba, że pomocną dłoń wyciągnie do niego Kongres.
O zbliżającym się wielkimi krokami „suficie długu” poinformował sekretarz skarbu Jacob Lew. Jego zapowiedzi nakreślają scenariusz mniej optymistyczny od oczekiwań części ekspertów, którzy prognozowali, że „Wuj Sam” będzie wypłacalny jeszcze do końca listopada.
W liście przesłanym przewodniczącemu Izby Reprezentantów, Lew stwierdza, że Departament Skarbu będzie mógł zapewnić rządowi tyle pieniędzy, ile w sądnym dniu będzie wynosiło jego saldo gotówkowe.
- Obsługa finansów rządu bez możliwości pożyczania i jedynie przy pomocy zgromadzonej gotówki postawi USA w sytuacji nie do przyjęcia. 50 mld dolarów nie wystarczy na pokrycie wydatków przez dłuższy czas– stwierdził Lew. Członek administracji Baracka Obamy nie sprecyzował jednak, kiedy w takiej sytuacji rządowi skończyłaby się gotówka.
Od maja Departament Skarbu sięga po tzw. „niekonwencjonalne środki”, które zapewniają finansowanie rządu bez radykalnego zbliżania się do wynoszącego 16,7 mld dolarów limitu długu publicznego. Jak stwierdził lew, „w połowie października możliwości te się skończą”.
Los finansów publicznych największego światowego mocarstwa spoczywa w rękach mocno podzielonego Kongresu oraz Białego Domu. Ostatnie doniesienia zza oceanu wskazują na to, że oba ciała są wciąż dalekie od wypracowania kompromisu. Wielu Republikanów domaga się ostrych cięć wydatków w zamian za zgodę na podniesienie limitu długu, na co z kolei kategorycznie nie godzi się Barack Obama.
/mz

























































