Znowu mamy problem z górnikami, choć wydawałoby się, że znaczenie tej gałęzi przemysłu dla naszej gospodarki jest niewielkie (i będzie coraz mniejsze). Ale stary refleks strachu kolejnych rządów przed górnikami pozostał i obecny rząd też wykonał swój rytualny "taniec tchórza", zapowiadając (też kolejne) kosztowne dla nas wszystkich przedsięwzięcia wspierające. Wykorzystując do tego celu zresztą modną obecnie "niezależność energetyczną", której nota bene nie miały nawet Stany Zjednoczone, prowadząc przez dziesięciolecia rozmaite łamańce polityczne na Bliskim Wschodzie.
Niezależność energetyczna nie może oznaczać zależności gospodarki od bardzo drogich źródeł energii, gdyż wtedy stajemy się słabszym partnerem gospodarczym. A to z kolei oznaczałoby, iż nie tylko obniżałby się nasz poziom życia, ale również i nasza pozycja w "koncercie europejskim". Ta bowiem zależy od siły gospodarki, a nie np. od wejścia do strefy euro. Głos w tym koncercie Hiszpanii, z racji jej kłopotów gospodarczych, jest - mimo obecności w strefie euro - bardzo słaby z tego właśnie powodu. Liczy się siła gospodarki, a od niedawna zaczyna się też brać ponownie pod uwagę potencjał wojskowy (i tu też jesteśmy krajem, którego obecnych sił zbrojnych wie, co to konflikt zbrojny, przechodząc chrzest bojowy w Afganistanie).
Nie wolno, więc, w imię strachu przed górnikami, przyczyniać się do osłabiania siły gospodarki, zwiększając rolę kosztownego węgla w polskim bilansie energetycznym. A polski węgiel jest drogi i będzie coraz droższy. Najważniejszym elementem tej oceny jest zależność cen węgla od cen ropy naftowej. Wszystkie triumfalne oświadczenia z ostatniego dziesięciolecia nt. rentowności kopalni i osiąganych zysków nie wynikały z obniżki kosztów czy wzrostu wydajności, lecz przede wszystkim ze wzrostów cen ropy.
I odwrotnie, przejściowe spadki cen ropy powodowały straty zamiast zysków. Wedle mojej oceny gospodarka światowa weszła w okres obniżających się cen paliw i surowców przemysłowych, który to okres trwać będzie co najmniej przez dwa dziesięciolecia (podobnie jak poprzedni okres spadków i niskich cen: od początku lat 80. XXw. do połowy ub. dekady). Czynniki zewnętrzne nie będą już zafałszowywać prawdziwego, bardzo kiepskiego, stanu naszego górnictwa węgla kamiennego. W jednym z raportów wskazywano na to, iż połowa kopalni jest obecnie nierentowna; powyższy trend oznaczać będzie iż liczba nierentownych kopalni będzie rosnąć i poziom strat również.
Czy można by zwiększyć efektywność polskiego górnictwa? Tak, wskazują na to wyniki należącej do czeskiego koncernu, a przeznaczonej niegdyś do likwidacji, kopalni "Silesia" w Czechowicach-Dziedzicach. Ale trzeba by wówczas podjąć walkę z pasożytniczymi związkami zawodowymi, które np. pozwalają tylko na wykorzystywanie majątku produkcyjnego kopalni przez 5 dni w tygodniu, a nie przez tydzień. Nie chodzi o to, by górnicy pracowali okrągły tydzień, tylko by wydobycie szło przez cały tydzień. Również koszty płacowe są w Silesii niższe (38% kosztów ogółem, a nie ponad 60% jak w deficytowej Kompanii Węglowej). Tak więc, jakiekolwiek próby uczynienia z górnictwa węgla kamiennego gałęzi gospodarki, a nie skansenu socjalnego, mają wpisany w scenariusz takiej poprawy konflikt ze związkami zawodowymi.
Tymczasem z owego "tańca tchórza" wydaje się wynikać, że czekają nas działania osłabiające efektywność gospodarki jako całości. Enigmatyczne stwierdzenia Premiera sugerują, że drogi (a może i jeszcze droższy) polski węgiel będą odbierać p a ń s t w o w e firmy energetyczne, co zaowocuje albo wyższymi kosztami energii dla użytkowników jutro, lub zmniejszonym potencjałem inwestycyjnym energetyki i jeszcze wyższymi kosztami energii pojutrze. Tymczasem polityka "niezależności energetycznej" musi być częścią polityki zwiększającej - a nie zmniejszającej! - siłę naszej gospodarki. Do tej tematyki wrócę jeszcze w najbliższej przyszłości.
prof. Jan Winiecki
fot. NBP/A. Deluga-Góra























































