Niemiecka kampania wyborcza w Nadrenii-Westfalii okazała się zabójcza dla greckich obligacji. Kanclerz Angela Merkel, chcąc przypodobać się wyborcom, postawiła Grekom twarde warunki, które muszą spełnić, aby skorzystać z niemieckiej pożyczki. Taka postawa szefowej rządu największego państwa strefy euro sprawiła, że inwestorzy zdyskontowali już scenariusz restrukturyzacji greckiego długu. W efekcie rentowność greckich obligacji 2-letnich poszybowała w przestworza, osiągając poziom 16,22%. Dochodowość papierów 10-letnich zbliżyła się do 10% i jest o niemal siedem punktów procentowych wyższa od obligacji niemieckich.

Ale dziś grecka zaraza dosięgła także Portugalię i w nieco mniejszym stopniu także obligacje hiszpańskie, włoskie oraz irlandzkie. Wydaje się, że teraz na celowniku inwestorów znalazła się Lizbona, która do końca roku musi pożyczyć 25 miliardów euro, co stanowi równowartość 15% portugalskiego PKB. Jeśli wymagane przez rynek rentowności nadal będą rosły, to portugalskie władze podzielą los Grecji i jedynym ratunkiem będzie pożyczka z MFW.
Niebezpieczna sytuacja na rynku długu jest dla giełdowych inwestorów wyraźnym ostrzeżeniem przed spadkiem cen akcji. Nieprzypadkowo dziś największe spadki notują parkiety w Atenach (-6%), Lizbonie (-3,5%) i Madrycie (-2,5%). Ale nie lepiej jest na północy kontynentu: o godzinie 16:30 w Londynie indeks FTSE100 spadał o 1,2%, paryski CAC40 tracił 1,6% a we Frankfurcie DAX zniżkował o 0,9%.
Inwestorzy źle przyjęli raport kwartalny Deutsche Banku, którego kurs spada o 3,5%. Największy niemiecki bank zarobił na czysto 1,76 miliarda euro, czyli o blisko połowę więcej niż przed rokiem oraz o jedną trzecią więcej od oczekiwań analityków. Ale część ekspertów zwraca uwagę, że większość tego wyniku wypracował dział bankowości inwestycyjnej i że takie rezultaty będą niemożliwe do powtórzenia w przyszłym roku.
K.K.