Od tygodni obserwujemy nadpobudliwość amerykańskich bankierów centralnych. Prawie nie ma dnia, aby któryś z członków FOMC nie powiedział publicznie, co sądzi o perspektywach QE3. Sądzę jednak, że tych wypowiedzi nie można brać na poważnie.
Kluczową kwestią dla Wall Street jest długość trwania trzeciej rundy ilościowego luzowania polityki pieniężnej (quantitative easing – QE3), serwowanego przez Rezerwę Federalną. W listopadzie Fed ogłosił, że będzie kupować obligacje skarbowe i hipoteczne (MBS) za 85 mld USD miesięcznie tak długo, aż oczekiwana stopa bezrobocia nie spadnie do 6,5%, a prognozowana inflacja CPI nie przekroczy 2,5%. Te warunki zastąpiły wcześniejszą deklarację utrzymania zerowych stóp procentowych przynajmniej do końca 2014 roku.
Drukować czy nie drukować?
Biuro Statystyki Pracy w kwietniu raportowało stopę bezrobocia na poziomie 7,5% wobec niemal 10% trzy lata wcześniej. Choć redukcja oficjalnej miary bezrobocia (tzw. agregat U6) nie oddaje prawdziwej sytuacji na amerykańskim rynku pracy (szersze miary bezrobocia pozostają bardzo wysokie i nie maleją), to ekonomiści już zaczęli zabawę w typowanie terminu zakończenia QE3.
Grę podjęli przedstawiciele fedowskiego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), których wzmożona aktywność miała na celu manipulowanie oczekiwaniami rynku przed dzisiejszym wystąpieniem Bena Bernankego na forum połączonych komisji ekonomicznych Kongresu. Lekkie zaniepokojenie zasiał prezes oddziału Fedu z San Francisco John C. Williams, według którego możliwe jest ograniczenie QE3 i zakończenie tego programu do końca tego roku
Wcześniej o takiej ewentualności mówił Charles Irving Plosser, któremu w tym przedstawieniu przydzielono rolę dyżurnego „jastrzębia”. Plosser ostrzegał przed negatywnymi skutkami drukowania pieniędzy i pompowania ich w rynki finansowe. Tyle że zarówno Williams, jak i Plosser nie mają w tym roku prawa głosu w FOMC. Dlatego ich wypowiedzi należy traktować bardziej jako ustalanie oczekiwań co do polityki Rezerwy Federalnej w roku 2014, niż możliwość zmiany obecnego kursu.
Co ważne, kilka dni później zupełnie inne stanowisko przedstawił William C. Dudley – prezes bardzo wpływowego nowojorskiego oddziału Fedu. Dudley zasugerował wręcz, że niepewne perspektywy amerykańskiej gospodarki oraz spadek inflacji CPI mogą skłonić Fed do zwiększenia QE3. William Dudley wyraził też obawę, że rynki finansowe mogłyby „przereagować” na próbę choćby ograniczenia skrajnie ekspansywnej polityki monetarnej USA. Tym samym przyznał, że wejście na ścieżkę QE było wyprawą bez powrotu i że każda próba normalizacji polityki pieniężnej może zakończyć się finansowym szokiem i głęboką recesją. Przy okazji Dudley pochwalił ultraluźną politykę Banku Japonii, określając ją mianem „bardzo, bardzo dobrej”.
Teatrzyk dla inwestorów
Trwająca już od kilku miesięcy publiczna dyskusja w łonie FOMC jest w mojej ocenie jedynie mydleniem oczu inwestorom. Fed nie może ograniczyć QE ani tym bardziej podnieść stóp procentowych. I nie dokona tego ani w tym, ani zapewne w 2014 roku, ponieważ taki ruch groziłby krachem na rynku obligacji i gwałtownym wzrostem rynkowych stóp procentowych. Tego nie wytrzymałby ani amerykański sektor bankowy, ani wielu kredytobiorców z sektora przedsiębiorstw oraz niemały odsetek gospodarstw domowych. Ogromne problemy miałby nawet rząd USA, który z dnia na dzień musiałby ponosić kilkukrotnie wyższe koszty obsługi długu publicznego, przewyższającego 100% PKB.
Uważam, że czasy zerowych stóp procentowych i finansowej represji nieprędko zostaną zakończone. Bieżąca dyskusja o normalizacji polityki monetarnej w Ameryce jest tylko zasłoną dymną dla kontynuowania QE3 lub innego programu drukowania pieniędzy pod zmienioną nazwą. Żaden ze znaczących banków centralnych nie odważy się odciąć gospodarki od silnie uzależniającej kroplówki z tanim kredytem.
Z drugiej strony wszyscy wiedzą, że czasy darmowego kredytu nie mogą trwać wiecznie i że stopy procentowe kiedyś będą musiały wzrosnąć. Jednak moim zdaniem nastąpi to w sposób zupełnie niekontrolowany, co w perspektywie kilku najbliższych lat zagrozi istnieniu obecnego systemu finansowego.
Krzysztof Kolany
Główny analityk Bankier.pl