Na pierwszy rzut oka rumuńska gospodarka ma się świetnie. PKB rośnie jak niemal nigdzie indziej w Europie, a obywatele mają więcej pieniędzy dzięki wzrostowi wynagrodzeń i obniżce podatków. W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu.


Na igrzyskach w Rio de Janeiro formą błysnął rumuński ciężarowiec Gabriel Sincraian, który zdobył brązowy medal. Kilka dni temu okazało się, że na jego formę w Brazylii patrzeć trzeba przez pryzmat wykrytego dopingu, a sam Rumun medal musi oddać.
Na długookresowe skutki "gospodarczego dopalacza" zastosowanego przez rumuńskie władze poczekać będziemy musieli dłużej, jednak - podobnie jak w sporcie - również w gospodarce krótkoterminowe wystrzały po latach również mogą być oceniane inaczej. Właśnie dlatego warto w najbliższym czasie zainteresować się rozgrzaną gospodarką siódmego pod względem liczby ludności członka Unii Europejskiej.
Wzrost przyspiesza
W drugim kwartale tego roku roczna dynamika rumuńskiego PKB wyniosła 6%. To wynik, który w Europie osiągała ostatnio jedynie Irlandia, w przypadku której jednak dane solidnie podkręcone są za sprawą międzynarodowych korporacji. Tymczasem źródła imponującego wzrostu w Rumuni są głównie wewnętrzne.
Motorem rumuńskiego wzrostu jest rozpędzona konsumpcja. W drugim kwartale wydatki gospodarstw domowych wzrosły w porównaniu z analogicznym okresem 2015 r. o 10,4%, a pozycja ta dołożyła do dynamiki PKB aż 7,5 punktu procentowego. Na ich tle bledną wydatki sektora publicznego, które do dynamiki PKB dodały jedynie 0,2 p.p., a nawet inwestycje, które zwiększyły wskaźnik o 2,6 p.p.
Źródeł tak wzmożonej konsumpcji szukać należy przede wszystkim w obniżce stawki VAT. Wraz z nadejściem 2016 r. podstawowa stawka tego podatku została w Rumunii obniżona z 24% do 20%. Kolejne cięcie, o kolejny punkt procentowy, ma nastąpić 1 stycznia 2017 r. Oznaczać to będzie, że rumuński VAT wróci do przedkryzysowego poziomu – w 2010 r. rząd w Bukareszcie zdecydował się na podwyżkę z 19% do 24% (rok później w Polsce „tymczasowo” zwiększono VAT z 22% do 23%, a stawka ta obowiązuje do dziś).
Płaca w górę, deficyt też
W kontekście wzrostu wydatków konsumpcyjnych warto zauważyć także, że 2016 r. przyniósł wyraźny wzrost płacy minimalnej w Rumunii. Rząd ugiął się pod żądaniami związkowców i podwyższył najniższe wynagrodzenie z 1050 RON do 1250 RON, czyli aż o 19%. Jak zauważył MFW w marcowym opracowaniu, w Rumunii odsetek osób pobierających minimalne wynagrodzenie jest wyższy niż w innych krajach regionu (podobnie, jak i rozmiary szarej strefy), zaś sama płaca rośnie szybciej niż produktywność pracowników.
Wzrost wydatków wspierają także stopy procentowe Narodowego Banku Rumunii, które choć wyraźnie wyższe niż na zachodzie Europy czy nawet w państwach regionu, to i tak są najniższe w historii (1,75% od maja 2015 r.)
Zaordynowana przez rząd obniżka podatków nie spotkała się z cięciem wydatków lub zwiększeniem przychodów z prywatyzacji państwowych zakładów. W efekcie kraj, który w ostatnich latach sukcesywnie redukował deficyt budżetowy, w tym roku może skończyć blisko unijnego limitu na poziomie 3%.
Według wiosennej prognozy Komisji Europejskiej (która mogła nie oszacować rozmiarów wzrostu w drugim kwartale) rumuński deficyt w 2017 r. wyniesie 2,8%, a w 2018 r. podskoczy do 3,4%. Z kolei w opinii agencji Fitch (również wydanej przed danymi za II kwartał), tegoroczny deficyt wyniesie 3%, a przyszłoroczny 2,9%. W efekcie relacja długu do PKB ma wzrosnąć z 38,4% do blisko 40%, co ogranicza szansę podniesienia ratingu. Obecnie rumuńska nota w trzech głównych agencji to Baa3/BBB-, czyli zaledwie jeden poziom powyżej „ratingu śmieciowego”, który kraj ten posiadał w latach 2008-2011.
Położenia rumuńskiej gospodarki nie można analizować bez uwzględnienia czynników politycznych. W grudniu tego roku odbędą się wybory parlamentarne, które wybiorą następców „technicznego” rządu Daciana Ciolosa. Obecna ekipa przejęła władze po tym, jak pod naciskiem kilkudniowych demonstracji przeciw korupcji elit politycznych do dymisji podał się rząd Viktora Ponty. Katalizatorem zmian był tragiczny w skutkach pożar klubie nocnym w Bukareszcie, w którym śmierć poniosło kilkadziesiąt osób.
Wiele wskazuje na to, że jeden z najbiedniejszych krajów UE może być przykładem prymatu polityki nad ekonomią. Oczywiście obniżanie podatków to nic złego, jednak jednoczesne raptowne zwiększanie deficytu publicznego czyni Rumunię krajem bardziej wrażliwym na wszelkie zewnętrzne szoki. Z kolei podwyżka płacy minimalnej to prosty krok do zwiększenia szarej strefy i osłabienie pozycji kraju w oczach zagranicznych inwestorów (tym bardziej, że opodatkowanie pracy nie należy do najniższych), bez których modernizacja Rumunii będzie bardzo trudna lub wręcz niemożliwa.
Rumunia to jeden z najciekawszych punktów na gospodarczej mapie Europy. Najbliższe kwartały - determinowanie głównie tym, jaką politykę przyjmie nowa władza – pokażą czy „rumuński cud” w postaci wysokiego wzrostu gospodarczego, niższych podatków i rosnącej konsumpcji będzie w stanie się utrzymać w dłuższym okresie, w czym z całego serca im kibicuję.


























































