„Kilku członków (FOMC - przyp. red.) wskazało, że dodatkowa stymulacja mogłaby się okazać niezbędna, gdyby gospodarka utraciła impet lub gdyby inflacja mogła spaść poniżej 2%” – można przeczytać w protokole z marcowego posiedzenia amerykańskich władz monetarnych.
To pewna zmiana względem stycznia, gdy „gołębia” frakcja w FOMC używał sformułowania, że obecne warunki gospodarcze mogą wyzwolić „konieczność” wznowienia dodruku pieniądza. Rynek dość jednoznacznie odczytał tą zmianę nastawienia, jako redukcję szans na QE3. Przejawem tego było wyraźne umocnienie dolara oraz 2-procentowa przecena złota, traktowanego jako zabezpieczenie przed przyszłą inflacją.
Bezpośrednio po publikacji protokołu FOMC odnotowano także wyraźny spadek cen akcji. W końcu to tania gotówka dostarczana przez Rezerwę Federalną jest jedną z głównych sił napędzających zyski korporacji i trwającą już trzy lata giełdową hossę.
Źródło: Bankier.pl
Jednakże ostateczne spadki na Wall Street nie były zbyt poważne. Do końca sesji indeksy odrobiły większość strat: Dow Jones oddał 0,5%, S&P500 0,4%, a Nasdaq zaledwie 0,2%. Jak na odwrót ze szczytów hossy reakcja była wręcz symboliczna. Zwłaszcza jeśli zestawić ja z przeszło jednoprocentową przeceną w Paryżu i Frankfurcie czy 2-procentowym tąpnięciem w Madrycie i Mediolanie.
Nie ma się jednak czemu dziwić, ponieważ z amerykańskiej gospodarki znów dotarły całkiem dobre informacje. Finalny odczyt lutowych zamówień na dobra trwałego użytku zrewidowano w górę, choć wzrost zamówień w całym przemyśle okazał się nieco słabszy od prognoz (1,3% mdm wobec zakładanych 1,5% po spadku o 1,1% w styczniu).
Dobrze zaprezentowała się także marcowa sprzedaż samochodów. Według danych firmy Autodata Amerykanie kupili 1,4 miliona samochodów osobowych i lekkich ciężarówek. To o 12,7% więcej niż przed rokiem. Nieźle spisały się marki amerykańskie: Ford zwiększył sprzedaż o 5%, General Motors o 11,8%, a Chrysler aż o 34,2%.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl





























































