W 2024 roku Polska odnotowała jeden z najszybszych wzrostów kosztów pracy w Unii Europejskiej. Nadal jednak stawki płacone pracownikom nad Wisłą i Odrą pozostają znacznie niższe od tych w zachodniej części Europy.


Pod koniec marca Eurostat opublikował dane na temat średniego godzinowego kosztu pracy w krajach Unii Europejskiej. Statystyka ta obejmuje nie tylko „gołe” pensje wypłacane pracownikom, ale też podatki i „składki” na świadczenia społeczne odprowadzane przez pracodawcę. (angielski eufemizm na określenie tego procederu nosi nazwę „non-wage costs). Jest to zatem tzw. duże brutto – czyli godzinowa stawka brutto w polskim przypadku powiększona o 20% „składek” na ZUS formalnie pozostających „po stronie” zatrudniającego.


Z danych Eurostatu wynika, że w 2024 roku średni godzinowy koszt pracy w Polsce wyniósł 17,3€. Dane te dotyczą tylko sektora przedsiębiorstw zatrudniających przynajmniej 10 osób. Nie obejmują zatem ani mikro i małych firm, ani rolnictwa, ani sektora publicznego, ani mundurowych. Wynik dla Polski był przy tym zbliżony do innych krajów naszego regionu: Litwy (16,3€), Chorwacji (16,5€), Czech (18,2€) oraz Słowacji (18,5€). Warto odnotować, że był to rezultat wyraźnie wyższy niż na Węgrzech (14,1€) i Rumunii (12,5€), a nawet nieco wyższy niż w Grecji (16,7€).
Przeczytaj także
Nadal jednak bardzo dużo brakuje nam do poziomów notowanych w „starej Europie”. Średnia dla całej Unii wyniosła bowiem 33,5€ na godzinę i była zawyżana przez takie kraje jak: Niemcy (43,4€), Francja (43,7€) czy Holandia i Irlandia (po 45,2€). Najwyższe stawki godzinowe obowiązywały w Belgii (48,2€) i Danii (50,1€). Jeszcze lepiej płacono w krajach EFTA nienależących do UE: w Norwegii było to 53,7€, a na Islandii 53€.
O ile przeciętne stawki w Polsce wciąż pozostają 2,5-krotnie niższe niż w Niemczech, to trzeba odnotować, że w poprzednich kilku latach szybko niwelujemy ten dystans. W samym tylko 2024 roku polskie płace wyrażone w euro wzrosły aż o 12,8% rdr, co było pochodną zarówno silnego wzrostu płac nominalnych, jak i umocnienia złotego w stosunku do euro. Podobną (a nawet nieco wyższą) dynamikę „eurowej” stawki godzinowej zaobserwowano na Węgrzech, w Bułgarii czy w Rumunii.


Warto też dane o wynagrodzeniach zestawić w dłuższym terminie. Jeszcze w roku 2016 przeciętna stawka godzinowa w Polsce (tj. w ujęciu brutto brutto) wynosiła zaledwie 8,7€, co stanowiło nieco ponad jedną czwartą wynagrodzenia pracownika w Niemczech (wówczas: 32,8€). W zeszłym roku było to już 40%. A zatem w ostatnich kilku latach polskie płace szybko nadrabiały dystans dzielący je od wynagrodzeń w bogatszych krajach Europy. Choć do liderów brakuje nam jeszcze bardzo dużo, to już europejscy średniacy pokroju Hiszpanii (25,5€) czy Portugalii (18,2€) niedługo mogą znaleźć się w naszym zasięgu.
Rzecz jasna płacowy medal ma dwie strony. Z jednej strony cieszymy się, że jako pracownicy (i całe społeczeństwo) zarabiamy coraz więcej i w całkiem niezłym tempie gonimy poziom dochodów osiąganych na do niedawna wręcz mitycznym „Zachodzie”. Teraz uwzględniając wciąż korzystne na rzecz Polski różnice w kosztach życia (aczkolwiek z roku na rok coraz mniejsze) polski pracownik generuje siłę nabywczą zbliżoną do wartości w krajach europejskiego Południa. Jednakże z drugiej strony Polska szybko traci konkurencyjność cenową w branżach produkcyjnych, zwłaszcza przy wykonywaniu prac relatywnie prostych. Problemy ma nie tylko drobny krajowy biznes. Odnotowały to nawet zagraniczne korporacje, które coraz częściej przenoszą fabryki z Polski do krajów z tańszą siłą roboczą w Afryce czy na Bliskim Wschodzie. I to jest trend, z którym w najbliższych latach będziemy musieli się zmierzyć.