W rosyjskich sklepach widać już wzrost cen spowodowany sankcjami, spory problem mają także restauratorzy. Prorządowe media twierdzą natomiast, że Rosja sobie poradzi i brak zachodniej żywności wyjdzie jej na dobre - mówi redakcji Bankier.pl mieszkająca w Moskwie Polka Karolina Skrobotowicz-Keene.
![Polka z Moskwy: Sankcje? Media mówią, że wyjdą nam na dobre [wywiad]](https://galeria.bankier.pl/p/f/7/822f9b544e80c8-945-560-12-70-979-587.jpg)
![Polka z Moskwy: Sankcje? Media mówią, że wyjdą nam na dobre [wywiad]](https://galeria.bankier.pl/p/f/7/822f9b544e80c8-945-560-12-70-979-587.jpg)
Karolina Skrobotowicz-Keene na stałe mieszka w Rosji, gdzie prowadzi własną firmę. Jest autorką strony WielkaMoskwa.ru, członkiem zarządu Polskiego Klubu Biznesu w Rosji. Gościła już na łamach Bankier.pl w moskiewskim odcinku cyklu "Tam mieszkam".
Bankier.pl: Czy sankcje, jakie Rosja nałożyła na niektóre importowane produkty, już wpłynęły na wzrost cen tych produktów?
Karolina Skrobotowicz-Keene: Tak, ceny już wzrosły, szczególnie widać to na przykładzie produktów świeżych, czyli owoców i warzyw. A jakość już zdążyła spaść...
W normalnym warzywniaku w centrum Moskwy gruszki kosztują 154 ruble za kilogram (ok. 13 zł), najtańsze jabłka 110 rubli (9,5 zł), a średnie 125 rubli (10,8 zł). Cena mleka waha się od 68 (5,9 zł) do 75 (6,51 zł) rubli. Można uznać, że to ceny średnie – w hipermarketach jest trochę taniej, w delikatesach - a jest ich dużo - drożej.
Których z produktów objętych sankcjami będzie, Pani zdaniem, brakowało Rosjanom najmocniej?
Jak wiadomo, rosyjska klasa średnia nie jest liczna, tak więc brak dość egzotycznych towarów spożywczych, typu mozzarella di buffala czy fois gras nie wpłynie na zbyt dużą rzeszę ludzi. Zresztą proszę sobie wyobrazić analogiczny brak fois gras czy hiszpańskiej szynki hamon w Polsce – kogo by ten problem miał dotknąć? Myślę, że brakować będzie łososia, którego Rosjanie bardzo lubią i konsumują duże ilości.
Reszta towarów po prostu nadal będzie na półkach, tylko sprowadzana z innych krajów i po wyższych cenach, ponieważ zabraknie konkurencji.
Proszę zwrócić uwagę na fakt, że embargo dotyczy raczej towarów, które dadzą się zastąpić. Ktoś się nad tym dobrze zastanowił. Włoskie wina, szkocka whisky czy francuskie perfumy nadal można do Rosji sprowadzać.
Półżartem powiedziałabym, że na spożywczych sankcjach najbardziej ucierpią ekspaci, którzy nie kupią już greckiego jogurtu czy włoskiego sosu pesto Barilla.
Mówiąc natomiast poważnie - skala sankcji jest ogromna i niestety nie pozostanie bez konsekwencji dla Rosji i Unii Europejskiej. Stany Zjednoczone na pewno odczują ten problem w dużo mniejszym stopniu.
Strat, które teraz będziemy mieli na rosyjskim rynku w dużej części nie będzie można już odrobić. Embargo jest na przykład ogromnym problemem dla restauracji, które muszą zrewidować całe menu i znaleźć nowych dostawców. Czytałam wywiad z jednym restauratorem. Mówił: - Fois gras to detal, proszę sobie wyobrazić, że wszystkie składniki naszych sałat pochodzą z importu. Od ośmiu lat nie widziałem rosyjskiej rzodkiewki!
Dla restauracji to problem dla firm zajmujących się importem warzyw i owoców, to po prostu katastrofa i zamknięcie biznesu. Podobnie dla firm transportowych.
Co mówią dziś na temat sankcji rosyjskie media? Uspokajają nastroje, próbują przemilczeć temat?
Media rosyjskie, przynajmniej te działające w zgodzie z rządową linią polityczną, nigdy nie milczą w przypadku spraw kontrowersyjnych. Tak jest też tym razem. Co mówią? Że będzie bardzo dobrze, że Rosja bez problemu obejdzie się bez towarów z Europy i USA. Idą nawet dalej, mówiąc, że ta zmiana właściwie to wyjdzie Rosji na dobre, ponieważ dzięki niej bardzo rozwinie się rolnictwo. Dodają, że te sankcje właściwie mogły być wprowadzone nawet wcześniej.
Czy jest to prawda? Obawiam się, że niestety nie, ponieważ - jak twierdzą specjaliści - rolnictwo nie jest zbyt dochodową gałęzią gospodarki, a w dodatku w Rosji tradycje rolnicze nie są zbyt rozwinięte. Są raczej związane z kołchozem, a nie własnością prywatną, nikt nie chce inwestować w niepewny biznes. W dodatku proszę jeszcze zwrócić uwagę na warunki klimatyczne.
Produkcja w Rosji i w byłych republikach typu Azerbejdżan, a także import z Turcji i Izraela na pewno wzrosną, ale obawiam się, że wzrostu cen nie unikniemy.
Czy Rosjanie wydają się być świadomi konsekwencji zakazu importu wybranych produktów z zagranicy? Ogólnokrajowy wydźwięk jest taki, że obawiają się sankcji czy uparcie twierdzą, że poradzą sobie z produktami krajowymi?
Rosjanie są poinformowani o embargo, ale czy są w stanie sobie wyobrazić porządny wzrost cen i inflację – tego nie wiem. Obawiam się, że nie, bo tutaj mało kto lubi myśleć dalekowzrocznie.
Czy prawdą są doniesienia zachodnich mediów mówiące o masowym wykupowaniu ze sklepów produktów obłożonych sankcjami?
Nie i szczerze mówiąc, to jest nasza europejska propaganda.
Malwina Wrotniak, Michał Żuławiński, Bankier.pl


























































