„Banki są zbyt dużym problemem dla kraju. Przez cały czas kluczową kwestią dla rządu jest zapewnienie, że nie doświadczymy upadku sektora bankowego”, powiedział minister finansów w dublińskim rządzie Brian Lenihan cytowany przez agencję Bloomberg.
Zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami Irlandia zwróciła się po pomoc od Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wsparcia w formie jednostronnych pożyczek udzieli także Wielka Brytania oraz Szwecja. Kwota wsparcia nie powinna przekroczyć 100 mld euro. Premier irlandzkiego rządu Brian Cowen spodziewa się zakończenia rozmów o pomocy w perspektywie kilku tygodni.
Irlandia znalazła się w tarapatach w rezultacie załamania na krajowym rynku nieruchomości. Nie bez znaczenia był także amerykański kryzys finansowy oraz późniejsze załamanie w Grecji. W konsekwencji tych wydarzeń irlandzcy kredytodawcy znaleźli się na skraju bankructwa. Dubliński rząd przeznaczył olbrzymie środki, aby nie dopuścić do załamania w sektorze bankowym. Z tego powodu tegoroczny deficyt sięgnął 12 proc. produktu krajowego brutto, a przy uwzględnieniu całej pomocy dla kredytodawców dziura rozrasta się do 32 proc. PKB.
W tej sytuacji irlandzki rząd miał coraz większe trudności z pozyskiwaniem finansowania na rynku długu. Rentowność obligacji irlandzkiego rządu w pewnym momencie przekraczała 10 proc. a koszty ubezpieczenia długu (credit default swap) osiągały rekordowe poziomy.
Irlandia będzie drugim krajem Unii Europejskiej, który będzie korzystać z pomocy w ramach Europejskiego Mechanizmu Stabilizującego. Fundusz powstał w pierwszej połowie tego roku jako odpowiedź na groźbę bankructwa Grecji. EMS dysponuje środkami rzędu 750 mld euro (około 1 bilion dolarów).
Uspokojenie nastrojów wokół Zielonej Wyspy służy notowaniom wspólnej waluty. Jednak już w najbliższych tygodniach mogą pojawić się kolejne doniesienia dotyczące kłopotów krajów peryferyjnych. Koniec minionego tygodnia przyniósł niepokojące wieści z Portugalii, gdzie znacząco wzrasta rentowność obligacji, sięgająca 6,25 proc.
Po 9:20 euro kosztowało 1,3739 dolara. Wcześniej kurs pary sięgał poziomu 1,3785 dolara. Wspólna waluta umacniała się około 0,3 proc. wobec jena i franka szwajcarskiego. Spadek popyty na waluty uważane za „bezpieczne przystanie” wskazuje na zmniejszenie napięcia na rynkach.
P.L.
Zobacz też:
» Chińczycy podnoszą stopy procentowe
» Polski rynek nieruchomości. Rozwój czy regres?
» Sprawdź, co ciekawego wydarzy się w tym tygodniu
» Chińczycy podnoszą stopy procentowe
» Polski rynek nieruchomości. Rozwój czy regres?
» Sprawdź, co ciekawego wydarzy się w tym tygodniu