Prognozy gospodarcze Komisji Europejskiej wykazują tendencję do
przeszacowywania wzrostu w strefie euro i niedoszacowywania deficytów
fiskalnych. Jednak na Polskę eksperci KE patrzą przez szkła innej barwy niż różowa.


Okresowe prognozy ekonomiczne sporządzane przez Komisję Europejską – podobnie jak opracowania sporządzane przez Bank Światowy, MFW czy OECD - często stanowią punkt odniesienia dla rządowych prognostów oraz uczestników rynków finansowych. Problem nie leży w tym, że prognozy KE czasami okazują się nietrafione. Konia z rzędem temu ekonomiście, który regularnie i w długim okresie potrafi przewidzieć przyszłe wydarzenia gospodarcze.
Euroland pupilkiem Komisji
Rzecz w tym, że przewidywania KE w ostatnich 10 latach miały tendencję do rozjeżdżania się z rzeczywistością w kierunku urzędowego optymizmu. Projekcje KE ani razu nie zakładały recesji w eurolandzie w następnym roku. Bieżący rok mógł przynieść „przejściowe trudności”, ale następny miał być lepszy. O ile można zrozumieć, że progności Komisji nie przewidzieli skali załamania w roku 2009, o tyle dodatnie prognozy dla lat 2012-13 zakrawały na zaklinanie rzeczywistości.
Wartości prognozowane dotyczące danego roku pochodzą z pierwszej serii prognoz KE z roku poprzedniego (najpierw były to prognozy „wiosenne”, a później „zimowe”). W ciągu ostatnich 11 lat KE 7-krotnie przeszacowała przyszłą dynamikę PKB strefy euro. Średnio różnica ta wyniosła 0,9 pkt. proc.! Gdyby pominąć nadzwyczajny rok 2009 (różnica aż 6 pkt. proc.), rozbieżność maleje do 0,3 pkt. proc., co wciąż jest bardzo istotną różnicą przy PKB rosnącym ledwie o 1-2%.
Po drugie, prognozy KE powielały dość powszechny schemat ekstrapolacji trendu, bez uwzględnienia mechaniki cyklu koniunkturalnego. Stąd trudności w przewidzeniu recesji (której stosowane modele ekonometryczne najwyraźniej są w stanie „przewidzieć” jedynie ex post) oraz niedoszacowanie tempa wzrostu gospodarczego w fazie „boomu” (np. 2006-07, 2010).
Zbyt optymistyczne były też założenia dotyczące przyszłego deficytu fiskalnego w strefie euro. Nawet w apogeum recesji zimą 2009, KE nie potrafiła oszacować wielkości dziury budżetowej w 2010 roku (6,2% PKB w rzeczywistości wobec prognozowanych 4,4%). Gdy rok później prognozy doszlusowano do rzeczywistości, nastąpiło równie istotne przestrzelenie górą: KE prognozowała 6,1% PKB wobec faktycznego wyniku rzędu 4,2% PKB. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że w następnych latach Komisja niemal bezbłędnie prognozowała deficyty budżetowe, co być może wiązało się z faktem, że dostała nowe uprawnienia w kontroli narodowych finansów publicznych.
Polska statystycznie niedoceniana
W latach 2004-14 prognozy Komisji Europejskiej 6-krotnie okazały się niższe od faktycznie zrealizowanej dynamiki polskiego PKB. Za to prognozy KE (zresztą podobnie jak prognozy polskiego MF) nie doszacowały skali spowolnienia gospodarczego w latach 2008-09 i 2012-13. Komisja nie doceniła też możliwości polskiej gospodarki, która w okresie dobrej koniunktury rosła znacznie szybciej od oczekiwań Brukseli.
I dlatego, choć średnia różnica między prognozą a wykonaniem była bliska zeru, to w ani jednym roku eksperci Komisji nie wstrzelili się choćby w pobliże faktycznej dynamiki polskiego PKB. Najbliżej celu byli w dwa lata temu, gdy z ubiegłorocznym wynikiem polskiej gospodarki o „zaledwie” pół punktu procentowego. To już całkiem przyzwoity wynik w porównaniu z latami poprzednimi, gdy różnica nie spadała poniżej jednego punktu procentowego.
„Prognozowanie jest trudne, zwłaszcza wtedy, gdy dotyczy przyszłości” – powiedzenie przypisywane fizykowi Nielsowi Bohrowi chyba najlepiej podsumowuje skalę trudności przy przewidywaniu zdarzeń gospodarczych. Gospodarka to wypadkowa działań ludzi, którzy ze swej natury są niezbyt przewidywalni. Zwłaszcza gdy decyzje motywowane są silnymi emocjami, jakie towarzyszą w okresie kryzysu finansowego.
Kuczyński: Korekta czy coś na miarę pokolenia?

W dzisiejszym tekście chciałem się zająć programem rozwoju Polski autorstwa wicepremiera Mateusza Morawieckiego, ale okazało się, że nie został przedstawiony na wtorkowym posiedzeniu rządu. Być może przedstawiony będzie na kolejnym posiedzeniu (16.02) lub nawet później. Wrócę do tego tematu po tym jak się z programem zapoznam i przemyślę jego implikacje.
Dlatego zwłaszcza w tak niepewnych czasach lepsza jest prognoza bardziej pesymistyczna niż podtrzymywanie optymistycznych scenariuszy na podstawie pozytywnych trendów z ostatnich kwartałów.






















































