Trwa przeciąganie liny między Europejskim Bankiem Centralnym a greckim rządem. Władze monetarne strefy euro zamierzają zmienić warunki, na jakich banki z Hellady pozyskują środki z banku centralnego.


Jak informuje „New York Times”, EBC będzie domagał się obniżenia wartości zabezpieczeń (ang. collateral), które greckie banki komercyjne wnoszą do banku komercyjnego pozyskując środki z krajowego banku centralnego. Skala cięcia tej wartości miałaby wynieść początkowo aż 50%, a w przypadku dalszej niesubordynacji ze strony rządu w Atenach dyskonto to mogłoby być powiększane. Nie jest tajemnicą, że greckie banki przedkładają jako zabezpieczenie przede wszystkim obligacje rządu w Atenach, których wartość spada wraz z przedłużającym się impasem w rozmowach na temat przyszłości finansowej Hellady.
Obniżenie wartości zabezpieczeń, o którym pisze „NYT” sprawiłoby, że greckim bankom komercyjnym jeszcze trudniej byłoby pozyskiwać środki, dzięki którym wciąż utrzymują się na powierzchni. Od kilku miesięcy sektor bankowy Grecji zależny jest od pożyczek udzielanych w ramach tzw. awaryjnego wsparcia płynności (ELA – emergency liquidity assistance). Uzależnienie to ma swoje źródła w decyzji EBC o zaprzestaniu uznawania greckich obligacji skarbowych za wiarygodne zabezpieczenie pożyczek.
Podstawowe różnice pomiędzy ELA a „tradtycyjną” pożyczką z EBC, której greckie banki nie mogą już uzyskać przedkładając krajowe obligacje, są dwie: 1) ELA oprocentowane są na 1,55%, czyli znacznie powyżej stopy EBC wynoszącej 0,05%; 2) w przypadku ewentualnej niewypłacalności emitenta zastawionych papierów (w tym przypadku Republiki Grecji) straty realizuje narodowy bank centralny, a nie EBC. Dodatkowo każde wsparcie w ramach ELA wymaga zgody EBC, który w ostatnich miesiącach zwiększał limit dostępnych środków, jednak nie w kwocie, o którą wnioskowały greckie banki. W sumie z mechanizmu ELA grecki sektor bankowy pozyskał 74 mld euro – to kwota przekraczająca połowę wartości depozytów zgromadzonych w greckich bankach.

Pierwsza z wielu chwil prawdy dla strefy euro i Grecji nadejdzie już w piątek, kiedy w Rydze odbędzie się spotkanie ministrów finansów państw unii monetarnej. Wczoraj szef greckiego resortu finansów Janis Warufakis zapewnił, że Grecja osiągnie porozumienie z międzynarodowymi kredytodawcami, choć zastrzegł, że w ten piątek do tego nie dojdzie.
Zdaniem chcącego zachować anonimowość wysokiego urzędnika unijnego, jest już praktycznie przesądzone, że Ateny nie zmieszczą się w tym harmonogramie i nie przedstawią na czas listy reform, która miałaby odblokować nowe pożyczki.
"Realia są takie, że mamy 21 kwietnia i jesteśmy w miejscu, w którym chcielibyśmy być dwa miesiące temu" - powiedział we wtorek dziennikarzom urzędnik unijny wysokiego szczebla.
Sytuacja jest o tyle poważna, że greckim władzom znów kończą się pieniądze. Wydane w poniedziałek przez rząd rozporządzenie nakazuje wszystkim instytucjom państwowym i korporacjom prawa publicznego przekazanie swych wkładów pieniężnych centralnemu bankowi Grecji, co ma pomóc w regulowaniu bieżących zobowiązań budżetowych.
Przy pomocy wkładów pieniężnych kas ubezpieczenia emerytalnego Ateny zdołały na początku kwietnia przekazać MFW należną wtedy transzę (460 mln euro) i uniknąć popadnięcia w niewypłacalność. Kolejną należność (200 mln euro) wobec MFW Grecja spłacić będzie musiała już 1 maja, a do końca lutego z Aten na konta Funduszu trafić powinno 3 mld euro. Na dodatek w lipcu i sierpniu Grecja powinna dokonać wykupu obligacji z EBC na kwotę 7 mld euro. W sumie w tym roku Ateny muszą oddać wierzycielom 27 mld euro, z czego 14,8 mld euro to spłata bonów skarbowych, które (w teorii) będą mogły być zrolowane, jeżeli Grecy nie stracą do tego czasu dostępu do rynków finansowych.