Wielkie „zero procent” a na dole paragraf drobnym drukiem, z którego wynika, że kredytowi towarzyszy kilkunastoprocentowa prowizja. Tak nierzadko wygląda reklama serwowana nam przez banki i firmy pożyczkowe. Wkrótce ten schemat może się zmienić dzięki planowanym korektom w ustawie.


Zawartość reklam kredytów od dawna regulowana jest przez prawo. Ustawa o kredycie konsumenckim określa, co musi znaleźć się na każdym billboardzie, w prasowym anonsie, telewizyjnym spocie czy radiowym komunikacie zachwalającym pożyczkę lub kredyt. Założenia regulacji były godne pochwały – klient powinien poznać najważniejsze elementy składające się na koszt kredytu oraz rzeczywistą roczną stopę oprocentowania, a symulacja ma bazować nie na wyidealizowanym zestawie założeń, lecz na tzw. reprezentatywnym przykładzie. Przykład ten odzwierciedla typowe dla większości zawieranych umów okoliczności, w tym czas spłaty i pożyczaną kwotę.
O tym, jak przepisy działają w praktyce, przekonać się może każdy, kto sięgnie po pierwszą z brzegu gazetę. W reklamie eksponuje się przede wszystkim najbardziej elektryzujące elementy oferty – np. zerowe oprocentowanie. Zazwyczaj eksponowane są wielką czcionką tak, aby przyciągnąć wzrok potencjalnego odbiorcy. Informacje najważniejsze z punktu widzenia klienta lądują na dole szpalty, billboardu lub pod koniec radiowego czy telewizyjnego spotu.
Bywa, że mimo szczerych chęci nie mamy możliwości, by się z nimi zapoznać – migną na ekranie przez kilka sekund. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów od czasu do czasu napomina i karze kredytodawców za „nieczytelny dla przeciętnego konsumenta” sposób prezentowania informacji, ale nadal proporcje pomiędzy marketingowym lukrem a suchymi danymi dalekie są od równowagi.
Nowe zasady – będzie można odłożyć lupę
W projekcie ustawy o kredycie hipotecznym znalazły się zapisy, które mają zmusić kredytodawców do zmiany sposobu projektowania przekazów reklamowych. Pierwsza zasada ma dotyczyć reklam kredytów konsumenckich zawierających dane liczbowe (np. stopę oprocentowania – w tym szczególnie przyciągające wzrok „zero”).
Jeśli bank lub firma pożyczkowa zdecyduje się chwalić brakiem odsetek lub mikrym oprocentowaniem, to będzie musiała podać w materiale wszystkie wymagane ustawą informacje „w sposób co najmniej tak samo widoczny, czytelny i słyszalny, jak dane liczbowe dotyczące kosztu kredytu konsumenckiego”.
Na reklamowym billboardzie zatem, obok hasła „kredyt 0%” napisanego wielką czcionką, będzie musiała się pojawić w ten sam sposób zaprezentowana informacja m.in. o wszystkich opłatach wchodzących w skład całkowitego kosztu kredytu, wysokości i typie oprocentowania (stałe, zmienne) i rzeczywistej rocznej stopie oprocentowania (RRSO). Wymóg ten zapewne przyprawi o ból głowy niejedną agencję reklamową i sprawi, że materiały banków zaczną zbliżać się do trendów wyznaczanych przez np. reklamy farmaceutyków. W ustawie przewidziano jednak także inną ścieżkę.
Firmy pożyczkowe będą mogły udzielać kredytów hipotecznych

Banki stracą monopol na kolejnym rynku. Projekt ustawy o kredycie hipotecznym zakłada, że pożyczać na cele mieszkaniowe będą mogły także instytucje pożyczkowe. Będą one funkcjonować na innych zasadach, niż firmy oferujące dziś krótkoterminowe finansowanie. Wymagana będzie licencja, wyższy kapitał zakładowy, a działalność pożyczkodawcy nadzorować ma KNF.
Reklamujesz się bez cyferek? Podaj RRSO
Banki i firmy pożyczkowe zniechęcone nowymi wymogami mogą zechcieć zmienić ton i unikać podawania w swoich materiałach danych liczbowych. Zamiast wabić zerowym oprocentowaniem, sięgną po bardziej opisowe hasła – „lekki kredyt”, „najmniejsze raty” itp. Projekt ustawy zakłada, że w takiej sytuacji konieczne będzie przedstawienie w treści przekazu rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania, w sposób tak samo czytelny, jak w przypadku pozostałych informacji. Można sobie wyobrazić, że np. w radiowej reklamówce lektor będzie musiał jednym tchem wspomnieć o „atrakcyjnej pożyczce” i „rzeczywistej rocznej stopie oprocentowania wynoszącej 220 procent”.
Ustawa o kredycie hipotecznym znajduje się obecnie na etapie konsultacji. Zapisy dotyczące zmian w sposobie informowania o produktach kredytowych zaczerpnięto z propozycji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Można spodziewać się, że gdy wejdą one w życie, kredytodawcy będą starać się kreatywnie połączyć przekaz zachęcający do zadłużania się i, z natury odstraszający, zestaw wymaganych prawem informacji. Konsumentom trudniej jednak będzie przeoczyć ciemniejsze strony kredytowych ofert – „drobny druczek” z drugoplanowej postaci stanie się jednym z głównych aktorów promocyjnych spotów.
























































