W latach bezpośrednio poprzedzających kryzys finansowy, tylko Polska i Węgry były europejskimi krajami z bardzo dużą skalą akcji kredytowej we franku. „Hipoteki” waloryzowane frankiem szwajcarskim stanowiły rynkowy margines na Słowacji, a Czesi w ogóle nie wybierali takich kredytów.


Opisywana sytuacja może wydawać się dość dziwna, bo wszystkie wymienione kraje (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry) są do siebie dość podobne pod względem dochodów ludności i warunków mieszkaniowych. Co więcej, czeskie i słowackie organy nadzoru finansowego dopiero niedawno zaczęły wprowadzać kredytowe restrykcje. Po dokładniejszym przeanalizowaniu sytuacji ekonomicznej Czech oraz Słowacji staje się jasne, dlaczego nasi południowi sąsiedzi nie byli zainteresowani kredytami z waloryzacją do CHF.
Czeskie i słowackie korony były niżej oprocentowane niż złoty oraz forint…
W latach 2005-07, kraje Grupy Wyszehradzkiej (poza Węgrami), notowały ponadprzeciętne tempo wzrostu PKB. Wysokość polskich, czeskich, węgierskich i słowackich stóp procentowych była jednak bardzo zróżnicowana. W tym kontekście warto przypomnieć, że do 1 stycznia 2009 roku, Słowacja posiadała jeszcze własną walutę i własne stopy procentowe, które były ustalane tak, aby sprostać wymaganiom systemu ERM II.
Różnica poziomu krajowych stóp procentowych, rzutowała na wysokość oprocentowania kredytów. Można się o tym przekonać, porównując notowania trzymiesięcznej stopy rynku międzybankowego z Polski (WIBOR 3M), Czech (PRIBOR 3M), Słowacji (BRIBOR 3M) oraz Węgier (BUBOR 3M). Wspomniane stopy zwykle służyły jako podstawa do wyznaczenia stawek oprocentowania kredytów mieszkaniowych w krajowych walutach (oprocentowanie = stopa referencyjna – np. WIBOR 3M lub BUBOR 3M + marża banku).
Na poniższym wykresie można łatwo zauważyć, że pod koniec 2007 roku, węgierska stopa BUBOR 3M oscylowała na poziomie 7,50%. Notowania WIBOR-u 3M też były stosunkowo wysokie (ok. 5,70%). Trudno się zatem dziwić, że polskich i węgierskich kredytobiorców kusiły „frankowe” hipoteki ze stopą referencyjną (LIBOR CHF 3M) nieprzekraczającą 3,00%.
Czesi nie byli wystawieni na podobne pokusy, bo stopa referencyjna dla kredytów w koronach (PRIBOR), bardziej zachęcała do zadłużania się w krajowej walucie. Notowania PRIBOR-u 3M na przełomie 2007 r. i 2008 r. zbliżały się do 4,00%. Oprocentowanie koron czeskich było na tyle atrakcyjne, że krajowe banki rozważały nawet oferowanie Polakom kredytów mieszkaniowych z waloryzacją do tej waluty.
Dla Słowaków kredyty waloryzowane CHF też nie były szczególnie zachęcające, bo pod koniec 2007 roku, stopa BRIBOR 3M wynosiła około 4,3-4,4%. Poza tym nasi południowi sąsiedzi byli już pewni przyjęcia euro. Dlatego wiele słowackich rodzin zaciągnęło kredyty mieszkaniowe w EUR, które od stycznia 2009 roku przestały generować ryzyko kursowe.
„Głód mieszkaniowy” w Polsce i na Węgrzech dodatkowo pogorszył sytuację
Relatywnie wysoki poziom krajowych stóp procentowych był głównym, ale nie jedynym powodem popularności „frankowych” kredytów w Polsce i na Węgrzech. Co ciekawe, dwa wymienione kraje w 2007 roku cechowały się znacznie lepszą dostępnością cenową metrażu niż Słowacja (patrz poniższa tabela). Przeciętne słowackie gospodarstwo domowe wówczas musiałoby przez 19 lat pracować na mieszkanie o pow. 60 mkw. (przy odkładaniu całego dochodu netto). Analogiczne wyniki z Polski i Węgier oscylowały na poziomie 11-12 lat. O wiele lepszą dostępnością metrażu, w 2007 roku cechowały się Czechy. Bardzo możliwe, że Słowacy też mocno zainteresowaliby się „frankowymi” kredytami w warunkach wyższego oprocentowania krajowej waluty i bliżej nieokreślonego wprowadzenia euro.
Wydaje się, że swoisty „głód mieszkaniowy” również miał pewien wpływ na popularność „frankowych” kredytów wśród Polaków i Węgrów. Według danych Eurostatu z 2007 roku, ponad 52% rodaków wówczas zasiedlało przeludnione mieszkanie. Analogiczny wynik dla Węgier, Słowacji oraz Czech wynosił odpowiednio: 47,4%, 43,3% i 32,7%. Osiem lat później, odsetek Polaków mieszkających w przeludnionym lokum był już znacznie niższy (43,4%). Trzeba jednak pamiętać, że ta poprawa po części jest okupiona problemami wynikającymi z ryzykownych kredytów mieszkaniowych.
Andrzej Prajsnar


























































