Grudzień przyniósł ożywienie aktywności trzech największych agencji ratingowych, które mają faktyczny monopol na ocenę wiarygodności kredytowej rządów, banków i międzynarodowych korporacji. Eksperci ze Standard & Poor’s, Fitch Ratings i Moody’s Investors Service chyba przespali ostatnie miesiące i teraz chcą nadrobić zaległości. Najbardziej aktywni są najwięksi spóźnialscy: 15. grudnia Moody’s zagroził obniżką ratingu Hiszpanii, dzień później to samo spotkało Grecję a dwa dni później obniżył ocenę Irlandii aż o pięć stopni. Moody’s najcięższą artylerię wytoczył jednak 13 grudnia, ostrzegając przed obniżeniem perspektywy ratingu Stanów Zjednoczonych.
Tyle że te wszystkie działania są spóźnione przynajmniej o kilka miesięcy. O faktycznej wiarygodności kredytowej poszczególnych państw znacznie więcej niż raporty agencji ratingowych mówi nam rynek długu. A konkretnie notowania obligacji skarbowych i stawek kontraktów CDS, ubezpieczających przed ryzykiem niewypłacalności emitenta obligacji. Nieprzypadkowo koszt ubezpieczenia długu Francji, Belgii czy Austrii jest wyższy niż wykupienie polisy od bankructwa Czech czy Chile.
Notowania stawek CDS na dług Francji
Rynek CDS po prostu bierze pod uwagę faktyczne fundamenty gospodarcze państw, a nie historyczne ratingi czy zapewnienia polityków o „determinacji” do sanacji finansów publicznych. Dług publiczny Francji na koniec zeszłego roku stanowił 77,6% PKB, przy deficycie budżetowym rokrocznie przekraczającym 7%. Całkowitą nieporadność francuskiego rządu najlepiej kwituje rynek CDS, gdzie koszt ubezpieczenie od bankructwa kraju sięgnął 106 pb. wobec 55,6 pb. w przypadku Niemiec. Niemniej jednak to wciąż mniej niż 142 pb. w przypadku Polski, zadłużonej na 55% swego PKB.
O ile odebranie Francji ratingu AAA byłoby szokiem dla Europejczyków, to dla Paryża oznaczałoby tylko utratę prestiżu i nieco wyższe koszty refinansowania długu. „Byłoby wielką sprawą, gdyby Francja straciła swój rating AAA. Nie sądzę, aby to ryzyko było uwzględnione przez rynki” – uważa Toby Nangle, zarządzający z Baring Asset Management.
Prawdziwe problemy mogą mieć jednak inne, jeszcze bardziej zadłużone kraje Starego Kontynentu. Do Grecji i Irlandii już niedługo może dołączyć zadłużona na 100% PKB Belgia. Tylko w przyszłym roku belgijskie państwo będzie musiało wyemitować obligacje za 65 mld euro, aby refinansować zapadający w tym okresie dług. Niestabilność polityczna (Belgia od pół roku nie ma większościowego rządu), wysoki dług i niski wzrost gospodarczy (poniżej 2%) tworzą mieszankę wybuchową, co może kosztować europejskich podatników dziesiątki miliardów euro (całkowite zadłużenie publiczne Belgii to ok. 350 mld euro.
„Przedłużająca się niepewność polityczna stwarza ryzyko dla wiarygodności kredytowej rządu” – napisali bez ogródek analitycy ze Standard & Poor’s. „Jeśli problemy strefy euro nie zostaną szybko rozwiązane, to warunki refinansowania dla tych krajów będą bardziej kosztowne” – dodaje cytowany przez Bloomberga Ralf Ahrens, opiekujący się portfelem obligacji w funduszu Frankfurt Trust.
Dramatycznie pogarszający się stan finansów publicznych w Europie Zachodniej może zupełnie odmienić finansową mapę kontynentu. Już niedługo oazą bezpieczeństwa mogą stać się obligacje Czech, Słowacji, Słowenii lub krajów skandynawskich (poza Islandią). Synonimem ryzyka oprócz Grecji, Irlandii czy Portugalii staną się Włochy, Belgia i Francja. Dla inwestora zainteresowanego zagranicznymi obligacjami wniosek jest jeden: należy unikać krajów o wysokim długu publicznym i utrzymującym się deficycie budżetowym. Niestety, Polska należy do grona państw, które rozsądny inwestor powinien omijać szerokim łukiem.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl
Zobacz też:
» Ile kosztuje ubezpieczenie od bankructwa Hiszpanii?
» Czy Niemcy opuszczą strefę euro?
» Kryzys finansowy ciąży wspólnej walucie
» Ile kosztuje ubezpieczenie od bankructwa Hiszpanii?
» Czy Niemcy opuszczą strefę euro?
» Kryzys finansowy ciąży wspólnej walucie


























































