

Śledząc medialne doniesienia w sprawie protestów górników i kłopotów Kompanii Węglowej, można dojść do wniosku, że polski węgiel dotknęła jakaś plaga, w dodatku najprawdopodobniej importowana z Rosji. A jak jest naprawdę?
Górnicze związki zawodowe zapowiedziały najazd na Warszawę, gdzie będą „walczyć o swoje”. Czytaj: zabrać nasze pod postacią dofinansowania nierentownych kopalń z publicznych pieniędzy lub ograniczyć konkurencję na rynku węglowym. Związkowcy i politycy chcą nam wmówić, że to jedyny ratunek dla „polskiego górnictwa”. Tyle, że to nieprawda.
Straty w podziemnym biznesie
Kłopoty Kompanii Węglowej – państwowej spółki zrzeszającej 15 kopalń i zatrudniającej 54 tys. ludzi – nie zaczęły się wczoraj. W 2013 roku KW odnotowała stratę brutto w kwocie 632 mln złotych wobec 324,5 mln zysku rok wcześniej. Wynik netto za pierwsze półrocze 2014 r. wyniósł -342,3 mln zł, co zapowiada całoroczną stratę rzędu przynajmniej 700 mln złotych. Spółce zagląda w oczy widmo bankructwa, które zostało odroczone tylko dzięki temu, że kontrolowana przez Skarb Państwa Jastrzębska Spółka Węglowa kupiła od KW kopalnię za 1,5 mld zł.
Bezpośrednią przyczyną fatalnej kondycji finansowej Kompanii jest silny spadek cen węgla. Jeszcze rok temu tona surowca w portach ARA kosztowała 88 dolarów. Pod koniec września było to tylko 73,20 USD. Spadek cen zbytu o blisko 17% w ciągu roku wpędziłby w kłopoty niejedną firmę. Tyle że ceny węgla na świecie spadają od 2011 roku i - historycznie rzecz biorąc – wcale nie należą do niskich. Lecz państwowe spółki węglowe w okresie boomu nie zainwestowały we wzrost efektywności wydobycia i nie przygotowały się na okres surowcowej bessy.
Ceny węgla w Europie

W roku 2013 koszty wydobycia w KW wzrosły o 460 mln złotych (5,5%), podczas gdy wolumen zmalał z 39 do 36 mln ton. Wzrost kosztów przy spadku przychodów jest zabójczy dla przedsiębiorstwa i raczej nie najlepiej świadczy o jego zarządzie. Nawet przy obecnych cenach można zarabiać na wydobyciu węgla, co udowadnia przykład giełdowej Bogdanki czy śląskich prywatnych spółek węglowych. Tylko państwowy moloch jakoś nie może sobie poradzić. Ciekawe dlaczego?
Restrukturyzacja i cięcie kosztów
Jednostkowy koszt wydobycia tony węgla w KW w pierwszym półroczu wynosił 292,05 złotych, czyli niespełna 90 dolarów. Górnicy narzekają, że śląski węgiel jest wypierany z rynku przez import tańszego surowca z Rosji. Szacuje się, że syberyjskie kopalnie odkrywkowe kopią węgiel po koszcie 25-30 USD/t. Ale od polskiej granicy dzieli go prawie 5 tys. km, więc koszty transportu to kolejne 45-50 USD/t. Po doliczeniu opłat granicznych i transportu wewnątrz Polski rosyjski węgiel nie powinien być znacząco tańszy od tego ze śląskich kopalń.
Tylko w 3 z 15 kopalń Kompanii Węglowej wydobycie jest opłacalne

Prawdziwym problemem Kompanii Węglowej są zbyt wysokie koszty wydobycia w niektórych kopalniach. Z powyższej tabeli wynika, że najlepsze kopalnie KW są w stanie dostarczyć węgiel po koszcie nieco ponad 200 zł za tonę (65 USD/t), podczas gdy w najdroższych kosztuje to ponad 400 zł i to one generują setki milionów złotych strat. Rozsądny właściciel w takiej sytuacji podjąłby decyzję o zamknięciu nierentownych zakładów lub przynajmniej wstrzymania w nich wydobycia. Tyle że to skutkowałoby zwolnieniem kilku tysięcy górników i zapewne też ulicznymi protestami.
Trzy plagi polskiego górnictwa
I tu dochodzimy do sedna problemu, jakim jest triada państwowej własności, silnej pozycji związków zawodowych i przywilejów górniczych rodem z głębokiego PRL-u. Państwo jako właściciel sprawdza się bardzo źle, co dobitnie ilustruje przykład kopalń, stoczni czy kolei. Polityków kierujących górnictwem nie interesują wyniki finansowe, tylko poparcie w okręgu wyborczym. Ten fakt w połączeniu z bardzo silnymi związkami zawodowymi skutkuje niemożnością przeprowadzenia restrukturyzacji (zamknięcie nierentownych kopalń, zwiększenie wydajności pracy, ograniczenie zatrudnienia) oraz wywiera presję na wzrost płac górników w oderwaniu od wyników finansowych.
Do tego dochodzą kosztowne przywileje pracownicze, darowane jeszcze przez władców Polski Ludowej w kompletnie odmiennych warunkach gospodarczych. Przykładem jest deputat węglowy – czyli kilka ton węgla, które przysługują emerytowanym i obecnym pracownikom KW. I tu nastąpił przełom. 23 września zarząd Kompanii podjął decyzję o likwidacji deputatów węglowych dla górniczych emerytów, które pobiera 160 tysięcy osób. Ten przywilej rocznie kosztował 260 milionów złotych. Drugie tyle spółka – a tak naprawdę podatnicy – wydają na deputat dla obecnych pracowników: po osiem ton na głowę razy ok. 600 zł/tona. Gdyby wyeliminować ten niedzisiejszy przywilej, Kompania Węglowa wyszłaby niemal na zero. Po wycięciu kuriozum w postaci 13. i 14. pensji oraz zamknięciu 2-3 najbardziej stratnych kopalń KW generowałaby solidne zyski, które można by przeznaczyć na inwestycje we wzrost wydajności i obniżenie kosztów jednostkowych.
Jedyne rozwiązanie dla śląskiego węgla
Najlepszą i jedyną kuracją dla śląskiego górnictwa jest jak najszybsza prywatyzacja albo całej Kompanii Węglowej, albo poszczególnych kopalń z osobna. Czyli sprzedaż przez Skarb Państwa w drodze otwartej licytacji, w której każdy mógłby wziąć udział i którą wygrałby oferujący najwyższą cenę. Tylko tak można przeprowadzić niezbędną restrukturyzację, z którą państwo sobie nie radzi, co udowadniało na każdym kroku przez ostatnie 25 lat.
Najgorszym rozwiązaniem byłoby ugięcie się przed żądaniami związkowców, którzy domagają się koncesji na handel węglem, certyfikatów na import i większej kontroli na granicach. Oznaczałoby to powrót do czasów PRL, gdy węgiel był towarem permanentnie deficytowym. Eliminacja i koncesjonowanie konkurencji zawsze prowadzi do wyższych cen i korupcji. Czyli do korzyści dla nielicznych kosztem konsumentów.
Chybiony jest również program pseudorestrukturyzacji przedstawiony przez Ministerstwo Gospodarki, które chciałoby połączyć nierentowne kopalnie z rentownymi grupami energetycznymi. To nie jest żadna restrukturyzacja, tylko transfer strat do kontrolowanych przez państwo PGE, Tauronu czy Energi.
Niestety, nadciągający maraton wyborczy (wybory samorządowe, prezydenckie i parlamentarne) nie sprzyja podejmowaniu racjonalnych decyzji. Politycy zapewne zastosują kolejne środki „przeciwbólowe” utrzymujące patologiczny status quo w państwowym górnictwie. Na dłuższą metę takie rozwiązanie będzie szkodliwe dla wszystkich: konsumentów, gospodarki, państwa, górników, ale także samych polityków. Bo zaniechania i niepodjęcie właściwych decyzji na ogół mści się na samych decydentach.