Czołówki światowych serwisów informacyjnych obiegła dziś informacja, że bank centralny Chin podwyższył oprocentowanie emitowanych przez siebie trzymiesięcznych bonów skarbowych. Dla bankierów jest to jasny sygnał: chińskie władze nie życzą sobie powtórki z ubiegłorocznej ekspansji kredytowej, która w trakcie kilku miesięcy podwoiła ilość pieniądza w gospodarce i pomogła sfinansować inwestycyjny boom. W roku 2009 to właśnie chińskie inwestycje infrastrukturalne były głównym źródłem globalnego popytu na metale przemysłowe, a zwłaszcza na miedź. Udział Chin w światowej konsumpcji czerwonego metalu podskoczył z niespełna 30% do 40%.
„To nadmiar płynności wywołał podwojenie cen miedzi, pomimo globalnej recesji. Inwestorzy obawiają się, że to może być początek zaostrzenia polityki monetarnej w Chinach” – powiedział Bloombergowi Wu Jianjian, analityk z Yongan Futures.
Groźba zakończenia chińskiego boomu kredytowo-budowlanego przyczyniła się więc do obniżki notowań surowców. O godzinie 12:50 tona miedzi w Londynie była kwotowana na poziomie 7.585$, czyli o 0,6% niżej niż na zamknięciu środowych notowań.
Niemniej jednak reakcja rynku jest zaskakująco spokojna, choć potencjał do spadków jest ogromny. Tylko od Wigilii miedź podrożała o ponad 10% i do historycznego rekordu brakuje jej zaledwie 15%. Tyle że słabość popytu na realny metal skutkuje coraz większymi zapasami. W składach Londyńskiej Giełdy Metali zalega już 507.400 ton niesprzedanego surowca, czyli dwukrotnie więcej niż w połowie lipca. Ale napływ kapitału na rynki surowcowe jest tak duży, że rynek jak na razie z powodzeniem ignoruje wszystkie niekorzystne informacje.
Krzysztof Kolany