W poniedziałek rano za uncję żółtego kruszcu płacono niemal 1.715 dolarów za uncję. To najwyższa nominalna cena w dziejach amerykańskiego pieniądza, choć po uwzględnieniu inflacji rekord z roku 1980 pozostaje odległy. Wówczas uncja złota kosztowała 850 USD, co odpowiada około 2.250 dolarów w ich obecnej sile nabywczej.
Przyczyną ostatniej zwyżki notowań złota była decyzja agencji Standard & Poor’s, która w piątek wieczorem obniżyła rating kredytowy Stanów Zjednoczonych. USA po raz pierwszy w historii straciły najwyższą możliwą ocenę wiarygodności kredytowej u jednej z trzech głównych agencji. Inwestorzy przestraszyli się, że taka decyzja zdestabilizuje rynek finansowy.
Choć na razie amerykańskie obligacje skarbowe wciąż zyskują na wartości, to uzasadnienie decyzji S&P nasiliło wątpliwości co do wiarygodności kredytowej Stanów Zjednoczonych. Wypłacalność największego dłużnika świata stanęła po znakiem zapytania, co jest czynnikiem pozytywnym dla metali szlachetnych stanowiących podstawową alternatywę dla rządowych obligacji i papierowego pieniądza. Złoto wraca do swej historycznej roli – czyli środka gromadzenia majątku i jedynej globalnej jednostki monetarnej.
Popyt na złoto wzrósł też za sprawą spadków na giełdach oraz deprecjacji dolara względem pozostałych głównych walut. Ponadto na rzecz kupowania metali szlachetnych przemawia napięta sytuacja w strefie euro. W niedzielę EBC postanowił rozpocząć skup obligacji Włoch i Hiszpanii, co pokazuje, jak poważna jest sytuacja w Eurolandzie.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl
























































