Optymizm amerykańskich inwestorów indywidualnych sięgnął najwyższego poziomu od czasu pęknięcia bańki internetowej w 2000 roku. Trudno uciec od wrażenia, że Amerykanie „dmuchają” właśnie trzecią bańkę w ciągu dwóch dekad.


Głośnym echem w świecie finansów odbiła się publikacja badań przeprowadzanych od ponad 20 lat przez instytut Gallupa i bank Wells Fargo. Według tego sondażu indeks nastrojów amerykańskich inwestorów indywidualnych wzrósł do 138 punktów, osiągając najwyższą wartość od września 2000 roku.
W ten sposób indeks ten w ciągu roku wzrósł o blisko sto punktów (z zaledwie 40 pkt. w lutym 2016 roku), co jest największą zwyżką w historii badań. Sondaż przeprowadzono pomiędzy 28 lipca a 6 sierpnia wśród Amerykanów mających zainwestowane przynajmniej 10 000 dolarów w akcjach, obligacjach lub funduszach inwestycyjnych.
68 proc. ankietowanych inwestorów uważa, że obecnie jest dobry czas, aby inwestować w akcje. Tak wysokiego odsetka optymistów nie widziano od przełomu lat 1999/2000, czyli szczytu bańki internetowej. Rekordowe 25 proc. ankietowanych było „bardzo optymistycznie” nastawionych do rynku akcji, co jest nowym rekordem.
Gdy przeprowadzono badanie, Dow Jones po raz pierwszy w historii przekraczał barierę 22 000 punktów. Amerykańskie giełdy notują kolejny świetny rok – DJIA od początku stycznia urósł już o 12 proc., zaś S&P500 o 11,5 proc.. Hossa na Wall Street trwa od marca 2009 roku i jest już jednym z najdłuższych rynków byka w powojennej historii nowojorskiej giełdy.
Widząc takie poziomy samozadowolenia amerykańskich „swetrów”, doświadczony inwestor wpada w panikę i odruchowo przychodzi mu na myśl sprzedaż wszystkich posiadanych akcji. Dobre nastroje inwestorów to z reguły niezawodny kontrariański sygnał sprzedaży.
Ale z drugiej strony wcale nie oznacza to, że stoimy na progu bessy. Optymista zauważy, że pod koniec XX wieku indeks nastrojów amerykańskich inwestorów przez 2-3 lata utrzymywał się na obecnych (lub nawet wyższych) poziomach, a ceny akcji wciąż rosły, ostatecznie formując potężną bańkę spekulacyjną.
Zresztą historycznych analogii do końcówki lat 90. nie brakuje. Wielu komentatorów jest przekonanych, że banki centralne wykreowały bańkę spekulacyjną jak w roku 1999 czy 2007. O ile jednak poprzednie szaleństwa były generalnie ograniczone do jednego sektora (akcje, nieruchomości), tak teraz trudno znaleźć segment rynku finansowego, na którym wyceny byłyby choć zbliżone do historycznych średnich.


























































