Grudzień 1970 r. Ludowe Wojsko Polskie przeciwko Społeczeństwu
Masakra strajkujących robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r. to jedna z najkrwawszych zbrodni reżimu komunistycznego w powojennej historii Polski. Pomimo upływu 50 lat rola tzw. Ludowego Wojska Polskiego w grudniowym dramacie nie doczekała się jednoznacznej oceny.
Koniec lat 60-tych w dziejach PRL to czas stagnacji i wzrastającej frustracji społecznej. Sterowanej centralnie, niewydolnej gospodarce groziło załamanie. W odpowiedzi na zbliżający się kryzys I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Władysław Gomułka, podjął decyzję o wzroście cen na podstawowe artykuły spożywcze. Dla setek tysięcy rodzin ledwo „wiążących koniec z końcem” oznaczało to brak perspektyw i jeszcze większe ubóstwo. Podwyżka była tym bardziej bolesna, że została ogłoszona 12 grudnia 1970 r. – na dwanaście dni przed Wigilią Świąt Bożego Narodzenia.
Biuro Polityczne KC PZPR zdawało sobie sprawę, że wzrost cen głęboko dotknie obywateli i stanie się powodem niezadowolenia społecznego. Liczono się z demonstracjami i groźbą wybuchu zamieszek. Od czerwca 1969 r. do maja 1970 r. szef Głównego Inspektoratu Obrony Terytorialnej, wiceminister gen. Grzegorz Korczyński, nadzorował opracowanie planu „zabezpieczania reformy gospodarczej” przez wojsko. W pracach planistycznych wykorzystano m.in. doświadczenia z krwawej pacyfikacji Poznania w czerwcu 1956 r. oraz inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację z sierpnia 1968 r. W dniu 8 grudnia 1970 r. minister obrony narodowej, gen. Wojciech Jaruzelski, wydał rozkaz, w którym określił zasady współdziałania LWP z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych w przypadku wybuchu strajków.
Pomimo świadomości społecznych konsekwencji podwyżek, ekipa Gomułki nie zamierzała wycofać się z „operacji cenowej”. 11 grudnia 1970 r. jednostki MSW zostały postawione w stan pełnej gotowości. Wieczorem 12 grudnia, za pośrednictwem radia i telewizji, poinformowano społeczeństwo o podwyżkach cen żywności głównych artykułów – średnio o 23 %.
W reakcji na podwyżkę społeczeństwo zareagowało wciekłością protestem.
W całym kraju zaczęły pojawiać się wrogie wobec władzy napisy na murach. W zakładach pracy spontanicznie zbierały się wiece na których, domagano się cofnięcia podwyżki, uregulowania systemu płac i odsunięcia od władzy Gomułki, premiera Józefa Cyrankiewicza i członka Biura Politycznego PZPR Stanisława Kociołka. Szczególnie ostro zaprotestowali robotnicy i stoczniowcy Wybrzeża.
14 grudnia 1970 r. strajk podjęli pracownicy Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Wielotysięczny tłum stoczniowców udał się pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Protestujący zażądali spotkania z pierwszym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR i podjęcia negocjacji w sprawie cofnięcia podwyżek, ale ich postulaty nie zostały spełnione. W czasie manifestacji doszło do pierwszych starć z Milicją Obywatelską. Następnego dnia do strajku przystąpili pracownicy Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Do zamieszek doszło także w Elblągu i Słupsku, protestowano także w Pruszczu Gdańskim i Tczewie. 17 grudnia do strajku włączyła się Stocznia Szczecińska im. Adolfa Warskiego. Oprócz Wybrzeża niepokoje społeczne na mniejszą skalę ogarnęły także Białystok, Kraków, Nysę, Oświęcim, Wałbrzych, Warszawę i Wrocław. W odpowiedzi na protesty, 15 grudnia Gomułka podjął decyzję o bezwzględnej pacyfikacji strajków z pomocą regularnych jednostek Ludowego Wojska Polskiego. Zamiar I sekretarza KC PZPR spotkał się z milczącą aprobatą reszty członków Biura Politycznego. Żołnierzom kierowanym na Wybrzeże wydano ostrą amunicję.
Gdańsk
Na ulice Gdańska wyjechały pododdziały 7. Łużyckiej Dywizji Desantowej, 16. Kaszubskiej Dywizji Pancernej oraz żołnierze Wojsk Obrony Wewnętrznej (do 1965 r. Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego).
Operacją wojskową w Trójmieście kierował gen. Stanisław Antos. Użycie czołgów i transporterów opancerzonych przeciwko bezbronnym ludziom nieuchronnie musiało doprowadzić do tragedii. 15 grudnia w okolicy Dworca Głównego PKP w Gdańsku transporter opancerzony TOPAS z 7. Łużyckiej Dywizji Desantowej zmiażdżył gąsienicami jednego z protestujących. Mimo tej tragedii do Gdnaska ściągały coraz to nowe pododdziały. Następnego dnia wojsko otoczyło teren Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Gdy strajkujący próbowali opuścić teren zakładu, żołnierze 16. Dywizji Pancernej i 13. pułku Wojsk Obrony Wewnętrznej otworzyli ogień z karabinków i pistoletów maszynowych. Od kul zginęli dwaj stoczniowcy, a jedenastu kolejnych zostało rannych. Na ulicach Gdańska strzelała także milicja. Łącznie w Gdańsku straciło życie 16 ludzi. Wobec groźby władzy, że Stocznia Gdańska zostanie zrównana z ziemią przez ciężką artylerię, strajkujący ustąpili. Kolejne dni przyniosły Gdańszczanom represje i szykany. Zamordowanych chowano na cmentarzach nocami, po cichu i w tajemnicy. Niemal natychmiast po pacyfikacji zbuntowanego miasta Służba Bezpieczeństwa przystąpiła do przeciwdziałania próbom upamiętnienia ofiar masakry.
W odróżnieniu od Gdańska, gdzie spłonął budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR, demonstracje w Gdyni miały na ogół spokojny przebieg. Mimo to, to właśnie Gdynianie ponieśli najkrwawszą ofiarę grudniowej masakry.
W nocy z 16 na 17 października milicja i żołnierze 8. Drezdeńskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Bartosza Głowackiego otoczyli teren Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Jednocześnie w radiu i telewizji nadano wystąpienie Stanisława Kociołka, w którym wzywał stoczniowców do powrotu do pracy. Gdy wczesnym rankiem robotnicy wysiedli z pociągów na przystanku Gdynia-Stocznia, drogę do pracy zagrodziły im czołgi i żołnierze celujący do nich z ręcznych karabinów maszynowych. Napięcie sięgnęło zenitu, wojsko otworzyło ogień. W wyniku serii z broni maszynowej zginęło 11 stoczniowców. Ciało jednego z zabitych, Zbigniewa Godlewskiego, roztrzęsieni demonstranci położyli na drzwiach i ponieśli w kierunku budynku Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Pochód został kilkukrotnie obrzucony granatami dymnymi wystrzeliwanymi z ziemi i ze śmigłowców krążących nad Gdynią. W Śródmieściu milicja i wojsko ponownie otworzyły ogień do manifestantów. Padli ranni i zabici. Łącznie w masakrze zginęło 18 ludzi. Złapanych manifestantów poddawano brutalnym torturom w katowni urządzonej w budynku Prezydium MRN. Szczególnie okrutnie traktowano młodzież.
Gdy do Szczecina dotarły informacje o protestach w Trójmieście, robotnicy Stoczni im. Adolfa Warskiego wylegli na ulice. Oprócz stoczni do strajku przystąpiło szereg zakładów pracy w samym mieście i jego okolicach.
17 grudnia napięcie w Szczecinie rosło z godziny na godzinę. Dochodziło do licznych starć między protestującymi a milicją. Apogeum walk ulicznych stało się podpalenie budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR i Komendą Wojewódzką Milicji Obywatelskiej. W celu spacyfikowania demonstrantów, w kierunku najważniejszych obiektów w mieście, z koszar wyjechały pododdziały z: 12. Dywizji Zmechanizowanej, 12. Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza, 12. pułku pontonowego i 16. batalionu pontonowego Wojsk Obrony Wewnętrznej oraz 36. pułku inżynieryjno-budowlanego. Pojawienie się wojska na ulicach nie uspokoiło nastrojów, wręcz przeciwnie – dochodziło zarówno do walki, jak i prób bratania się z żołnierzami. W zamieszaniu wojskowi wielokrotnie uciekali się do użycia broni. Oddawano strzały w powietrze, w bruk, jak również w kierunku demonstrujących. Symbolem szczecińskiej tragedii stała się śmierć 16-letnej uczennicy, Jadwigi Kowalczyk. Dziewczynka obserwowała demonstrację przez okno ze swojego pokoju, gdy przypadkowo wystrzelony pocisk trafił ją prosto w głowę. Kolejny dzień – 18 grudnia – nie przyniósł uspokojenia. Wojsko otworzyło ogień do demonstrujących przed Stocznią im. Adolfa Warskiego, zabijając dwóch młodych chłopców i raniąc wielu innych. Łącznie w Szczecinie śmierć ponosiło 16 ludzi, a kilkuset zostało rannych.
W obliczu groźby utraty życia na ulicach, robotnicy podjęli strajk okupacyjny na terenie swoich zakładów pracy. Zawiązał się Okołomiejski Komitet Strajkowy, zrzeszający większość szczecińskich zakładów pracy, który przejął faktyczną władzę na życiem miasta. Negocjacje pomiędzy robotnikami a władza trwały do 22 grudnia 1970 r. i zakończyły się zawieszeniem strajku na czas świąt.
W Gdańsku, Gdyni i Szczecinie zginęło 40 ludzi, w Elblągu śmierć poniosła jedna osoba. W wyniku starć z milicją i wojskiem setki osób odniosło rany. Tysiące Polaków stało się przedmiotem represji i inwigilacji.
Skutkiem grudniowej masakry było ustąpienie Gomułki z funkcji pierwszego sekretarza KC PZPR. Jego miejsce zajął Edward Gierek. Próba wznowienia strajku w Szczecinie styczniu 1971 r. zakończyła się przybyciem do stoczni Gierka i jego ekipy. Nowy przywódca PZPR zręcznie spacyfikował niedoświadczonych politycznie robotników. Ponowny konflikt władzy ze strajkującymi udało się zażegnać. Pomimo pozornej zmiany Polska nadal znajdowała się nad skrajem gospodarczej przepaści. Do ponownego użycia wojska przeciwko społeczeństwu doszło 13 grudnia 1981 r. wraz z wprowadzeniem stanu wojennego przez gen. Jaruzelskiego.
Grudniowa rewolta robotników Wybrzeża wstrząsnęła komunistycznymi władzami PRL. W ogniu stanęły komitety wojewódzkie PZPR w Gdańsku i Szczecinie. Partyjni dygnitarze zmuszeni byli ratować się ucieczką i szukali schronienia w wojskowych koszarach. Gdy władza w Warszawie zdały sobie sprawę ze skali społecznej rebelii, sięgnięto po ostatnią deskę ratunku – po Ludowe Wojsko Polskie. Tak jak w 1944 r. polscy komuniści z PPR zostali wyniesieni do władzy na bagnetach Armii Czerwonej, tak w 1970 r. działacze PZPR chronili się za lufami czołgów i transporterów opancerzonych. Od momenty sformowania pierwszych jednostek na terenie ZSRS Ludowe Wojsko Polskie było gwarantem utrzymania dyktatury komunistycznej w Polsce. Partia i wojsko były ze sobą nierozerwalnie zszyte. polityczny nadzór nad wojskiem sprawował Główny Zarząd Polityczny i Wojskowa Służba Wewnętrzna (do 1957 r. Informacja Wojskowa). Grudniowa tragedia potwierdziła, że armia stoi murem za komunistyczną władzą i jest gotowa wykonywać nawet zbrodnicze rozkazy.