Zakaz handlu w niedzielę może kosztować polską gospodarkę nawet 1 mld zł za każdy dzień, czyli ponad 50 mld zł rocznie. O zakaz handlu w niedzielę od lat apeluje NSZZ Solidarność. Zgodnie z ich projektem zakaz miałby dotyczyć wszystkich sklepów wielkopowierzchniowych i galerii handlowych z wyłączeniem stacji benzynowych, kwiaciarni, sklepów o powierzchni do 50 mkw., punktów handlowych przy obiektach turystycznych oraz sklepików przy szpitalach i na lotniskach.


W niedzielę nie można handlować m.in. w Niemczech i Austrii. Ograniczenia występują jeszcze w 7 innych państwach UE m.in. we Francji obowiązują ograniczenia w czasie pracy w supermarketach, a hipermarkety muszą pozostać zamknięte. Zakazu handlu w niedzielę nie obowiązuje m.in. w Czechach, Portugalii, Rumunii i w krajach bałtyckich.
O wprowadzeniu zakazu handlu w niedzielę mówi się w Polsce od lat. Celem jego wprowadzenia miałoby być ograniczenie konkurencji ze strony dużych sklepów wielkopowierzchniowych wobec małych rodzinnych firm. Ponadto związkowcy chcą w ten sposób ograniczyć wyzysk pracowników, którzy często są do pracy w niedzielę zmuszani przez pracodawców i zdaniem Solidarności nie mają czasu na życie rodzinne. Do tego dochodzi argument prohibicyjny, czyli ograniczenie sprzedaży alkoholu poprzez zmniejszenie jego dostępności.
Pewne koszty, wątpliwe korzyści
Zdaniem części ekonomistów wprowadzenie zakazu negatywnie odbiłoby się na samych pracownikach. W niektórych branżach doszłoby do poważnych przestojów, które zmusiłyby pracodawców do zmniejszenia zatrudnienia, np. ograniczenia liczby kasjerów, zespołów sprzątających, kierowców samochodów dostawczych, ochroniarzy, etc.
Jednocześnie zakaz generowałby koszty dla samych przedsiębiorców, bo zamknięte obiekty handlowe nie zarabiają na siebie. Straciłyby też przedsiębiorstwa kooperujące np. dostawcy energii, wody i gazu. Przy tym wcale nie ma pewności, że zakaz ten miałby pozytywne konsekwencje dla małych rodzimych firm, bo niewykluczone, że klienci po prostu zmieniliby swój kalendarz zakupów. Zakaz handlu w niedzielę mógłby mieć niekorzystny wpływ na ceny.
50 mld zł strat rocznie
PKB Polski to ok. 1850 mld zł. W ciągu 11 dni wolnych w roku poziom wytwarzania produktów i usług finalnych wynosi 20% normalnego dnia roboczego. W niedzielę wynosi ok. 40% dnia roboczego, a po wprowadzeniu zakazu jego wartość prawdopodobnie zmniejszy się o połowę – do 20%. Przy takiej wycenie, w ciągu jednego dnia roboczego gospodarka rośnie o 6 mld zł, a w ciągu dnia wolnego tylko o ok. 1 mld zł. Oznacza to, że na wolnych niedzielach stracimy ok. 50 mld zł rocznie. Z tego przynajmniej 10 mld zł to podatek, co automatycznie obniża wpływy do budżetu państwa.
W Niemczech obowiązuje zakaz handlu i w teorii jest to korzystne dla tej gospodarki. Kłopot w tym, że gospodarka niemiecka jest silnie eksportowa. W Polsce, gdzie wyniki PKB są w znacznym stopniu uzależnione od konsumpcji wewnętrznej, poważne ograniczenia w handlu w krótkim okresie przyniosłoby raczej tylko negatywne skutki.
Zakaz handlu w niedzielę to nie jest zły pomysł i dla dobra pracowników należy się zastanowić nad jego częściowym ograniczenie. Niemniej, wszelkie ograniczenia powinny mieć charakter stopniowy, tak by gospodarka mogła się dostosować do nowego prawa. W obliczu zapowiadanych gigantycznych wydatków rządowych m.in. na cele socjalne w tym momencie nie stać nas na razie na ryzykowne posunięcia.
Zakaz handlu w niedzielę? Tak, ale nie od razu

Oczywiście, nie można mówić, że w ciągu jednego dnia wytwarzamy 5 mld zł PKB, bo system nie składa się tylko z hipermarketów, itp. Niemniej wyjęcie jednego elementu z całego łańcucha powiązań rynkowych, automatycznie powoduje jego skrócenie. I potrzeba sporo czasu, aby rynek się dostosował.
Zwłaszcza, że żyjemy w socjalizmie, gdzie wszystko zajmuje 20 razy więcej czasu niż w gospodarce wolnorynkowej. Na przestojach tracą ludzie. Zyska paru posłów, którzy tak naprawdę nie troszczą się o rodzinę tylko o interesy innych grup – małych sieci osiedlowych.
Te nie potrafiły poradzić sobie z konkurencją hipermarketów, nie umiały dostosować się do realiów i zaoferować inne produkty, z innymi niekoniecznie wyższymi ceny, cokolwiek. Zamiast tego od lat twierdzą, że na zakazie handlu w niedzielę zyska drobna przedsiębiorczość. Nie, to nieprawda. Ja osobiście jako konsument wolę nie wydać pieniędzy w ogóle niż kupić drogą kawę w moim osiedlowym sklepiku. Kupię u niego bułki i tyle. Nawet masła nie kupię, bo zwykle jest dwa razy droższe niż w supermarkecie.























































