„Chiny nie będą zbawicielem Europy” – napisała w oficjalnym komunikacie chińska rządowa agencja informacyjna Xinhua. Taki komunikat to w kanałach dyplomatycznych niemal oficjalne stanowisko władz ChRL, które w ten sposób wymierzyły prestiżowy policzek Europie. Ostrożność Chińczyków może sprawić, że cały plan europejskich polityków spali na panewce i nie uda się zlewarować EFSF do planowanego biliona euro.
To od razu uderzyło w rynek długu. Rentowność włoskich obligacji 10-letnich po raz pierwszy od sierpnia przekroczyła 6%, a dochodowość papierów 5-letnich osiągnęła najwyższą wartość od 14 lat. Pod presją sprzedających znalazły się też wierzytelności Hiszpanii. Rosnące koszty obsługi długu największych państw PIIGS mogą być gwoździem do trumny strefy euro i stanowią swoiste wotum nieufności, jakie inwestorzy wystawili politykom. Ci ostatni jeszcze w czwartek nad ranem triumfalnie ogłaszali „uratowanie Europy”.
![]() | Świat wkracza w drugą falę kryzysu |
Za to dla Amerykanów szokiem musiało być bankructwo MF Global – jednej z największych firm brokerskich na świecie. Firma „wyłożyła się” na inwestycjach w obligacje Włoch, Hiszpanii, Portugalii, Irlandii i Belgii, w które zainwestowała 6,3 mld dolarów na własny rachunek. MF Global kierowany przez byłego prezesa Goldman Sachs zostawił po sobie po ok. 40 mld USD długów i aktywów. W gronie jej wierzycieli znaleźli się tacy potentaci jak JP Morgan i Deutsche Bank – każdy z nich może stracić po miliardzie dolarów.
MF Global operował na przeszło 70 giełdach, handlując akcjami, obligacjami, surowcami oraz instrumentami pochodnymi. Firma była jednym z 22 primary dealers handlujących amerykańskimi obligacjami skarbowymi bezpośrednio z nowojorskim oddziałem Rezerwy Federalnej. Jej upadek zostawił na lodzie wielu inwestorów instytucjonalnych, którzy ulokowali na rachunkach firmy 7,2 mld dolarów.
Wziąwszy pod uwagę ilość i wagę tych informacji poniedziałkowe spadki na Wall Street należy uznać za wyjątkowo skromne. Nasdaq stracił tylko 1,6%, a Dow Jones oraz S&P500 zniżkowały po przeszło 2%. I to wszystko w ostatnim dniu października, który w Nowym Jorku był najlepszym giełdowym miesiącem od 1987 roku ze zwyżkami rzędu 10-11%.
Niemniej poniedziałkowa sesja może mieć niebagatelne znaczenie, jeśli spojrzeć na wykres. Indeks S&P500 skorygował praktycznie cały czwartkowy wzrost, przebijając od góry swą 200-sesyjną średnią kroczącą i kończąc dzień poniżej poziomu 61,8% zniesienia tegorocznej bessy. Z punktu widzenia analizy technicznej powstałe w czwartek sygnały kontynuacji wzrostów zostały zanegowane.
Krzysztof Kolany
Bankier




























































