Dwa tygodnie temu Amber Gold groził sądem KNF. Dziś to oskarżana o działalność parabankową firma może stać się celem pozwu zbiorowego. Klienci, którym AG zalega ze zwrotem pieniędzy z wygasających lokat, organizują się w internecie. Gdzie w tym czasie są ich pieniądze?


Na stronach jednej z krakowskich kancelarii zaczęły pojawiać się wpisy rozgoryczonych klientów, których „lokaty“ w Amber Gold zakończyły się kilka dni temu, a środków z nich nie zwrócono do dziś. Firma opóźnienia tłumaczy chwilowymi problemami technicznymi z rachunkami bankowymi.
KNF szykanuje Amber Gold?
Okazało się, że banki, w których Amber Gold miało rachunki, wypowiedziały umowy o ich prowadzenie. Miało się tak stać z inspiracji KNF, która wystosowała do banków poufne pismo, zarzucając Amber Gold działalność niezgodną z prawem.
Problemy AG z KNF zaczęły się w 2009 r., gdy firma została wpisana na listę ostrzeżeń publicznych pod zarzutem prowadzenia działalności bankowej bez zezwolenia. Ponieważ postawienie pod pręgierzem nie przyniosło żadnych rezultatów, a AG rozwijał się w najlepsze, KNF postanowiła skierować do prokuratury doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Jednak organy ścigania w działaniu AG nie dopatrzyły się nieprawidłowości.
Bronią tego samego kalibru odpowiedział Amber Gold, który w połowie lipca pozwał KNF do sądu, zarzucając urzędowi działanie na szkodę spółki i podważanie jej wiarygodności. Obie strony konfliktu poszły na noże. Dla Amber Gold działania KNF i inspirowanej nimi nagonki medialnej to walka o być albo nie być. Dla urzędu to prestiżowy pojedynek, w którym porażka oznaczałaby poważny uszczerbek na autorytecie instytucji – dbającej przecież o stabilność całego sektora finansowego w Polsce.
Walka w świetle samolotowych reflektorów
Być może opinia publiczna nie emocjonowałaby się sprawą, gdyby nie fakt, że Amber Gold kilka miesięcy temu zainwestował w upadające linie lotnicze. Zrestrukturyzowane, weszły na polski rynek przewozów krajowych z rewolucyjnie tanią ofertą. Amber Gold pomieszał tym samym szyki PLL LOT, które na lokalnym rynku były potentatem, sprzedając bilety nawet kilkukrotnie drożej.
Pierwsze starcie z największym krajowym przewoźnikiem należące do AG linie OLT Express miały w maju, gdy LOT decyzją sądu zablokował łudząco podobne do swojej kampanii wizerunkowej reklamy nowego przewoźnika z hasłem „Nowe Polskie Linie Lotnicze“. Nietrudno zauważyć, że nawet nazwy obu podmiotów – LOT i OLT – są zaskakująco zbieżne.
LOT podstawia nogę OLT?
OLT, który próbował zbudować wiarygodność i rozgłos na plecach LOT-u drugi cios otrzymał w zeszłym tygodniu. Problemy finansowe przewoźnika miały się rozpocząć po tym, gdy warunki współpracy zmienili dwaj kluczowi poddostawcy. Firma cateringowa podniosła ceny, a dostawca paliwa zażądał wcześniejszej wpłaty kaucji, co zdaniem OLT nieprzypadkowo wynika z faktu, że obie firmy są silnie powiązane z LOT-em.
Upadek OLT Express paradoksalnie może być gwoździem do trumny właściciela Amber Gold. A miało być dokładnie odwrotnie. Od początku zastanawiano się, po co AG linie lotnicze – trudny i nierentowny biznes. Być może rozpoznawalna i lubiana marka lotnicza, działająca w niszy, wożąca pasażerów za półdarmo miała być tym, czym dla wielkich korporacji są fundacje charytatywne – sposobem na ocieplenie wizerunku i demonstracją siły biznesowej, a w efekcie dodatkowym wzmocnieniem wiarygodności Amber Gold.
Dobre imię cenniejsze niż złoto
Nieprzypadkowo Amber Gold wydaje miliony na ogólnopolskie reklamy w prasie, billboardy i placówki w prestiżowych lokalizacjach. Nie przypadkiem symbol bogactwa – złoto – jest częścią nazwy gdańskiej spółki. W branży finansowej nie ma cenniejszego kapitału niż wiarygodność, a dopóki Amber Gold cieszył się nią, ludzie przynosili do oddziałów dziesiątki tysięcy złotych. Przestali po inkryminującej kampanii KNF, dziesiątkach medialnych ostrzeżeń i ostatecznie po efektownym bankructwie powiązanego z AG lotniczego przewoźnika.
W efekcie pojawiły się już doniesienia o klientach, którzy w internecie organizują się twierdząc, że nie mogą odzyskać od Amber Gold swoich atrakcyjnie oprocentowanych wkładów pieniężnych. Jeżeli to prawda, to zbiorowy pozew przeciwko gdańskiej spółce wisi w powietrzu, a to może okazać się ciosem ostatecznym, bo kto zaufa firmie, która ma milionowe długi wobec klientów?
Na zorganizowanej niedawno konferencji prasowej prezes Amber Gold zapewniał, że spółka jest w fantastycznej sytuacji finansowej i posiada warte kilkadziesiąt milionów nieruchomości. To akurat może być prawda, ponieważ Amber Gold rzeczywiście może być świetnym biznesem.
Tajemnica bursztynowej komnaty
KNF nigdy nie oskarżała Amber Gold o bycie piramidą finansową. To spekulacje mediów, na które tak naprawdę nie ma żadnych dowodów, poza tym, że dając Amber Gold pieniądze, po roku klient w magiczny sposób osiągnie kilkunastoprocentowy zysk. Wygląda jak finansowy święty Graal, ale gdyby tak rzeczywiście było, Amber Gold zamiast prosić się w bankach o prowadzenie ROR-ów, już dawno otworzyłby własny bank, a zamiast kupować małą, upadłą OLT Express, przejąłby wystawiony przecież na sprzedaż LOT.
To, co naprawdę dzieje się z pieniędzmi klientów po wpłaceniu ich do Amber Gold, wie tylko wąskie grono wtajemniczonych. Być może wie też, ale nie potrafi na razie udowodnić, KNF, która swoje „wątpliwości“ wyraziła przez wpisanie firmy na czarną listę instytucji, które mogą prowadzić nielicencjonowaną działalność bankową. Miałaby ona polegać na przyjmowaniu od klientów depozytów i obciążaniu ich ryzykiem, na przykład przez pożyczanie ich procent. Dokładnie to samo robią banki – przyjmują lokaty, udzielają kredytów – ale działają pod nadzorem KNF, spełniają rygorystyczne wymogi kapitałowe, mają dostęp do rynku międzybankowego, a ich depozyty gwarantuje BFG.
Rzut oka na internetową stronę Amber Gold pokazuje, że wątpliwości KNF nie są bezpodstwane. Lokaty i inwestycje to tylko jeden z trzech działów na stronie Amber Gold. Dwa pozostałe to „Pożyczki“ i „Konsolidacja“. Dodatkowe kontrowersje wzbudza fakt, że oferta to głównie chwilówki, tzw. pożyczki bez BIK-u i konsolidacje nawet dla osób z zajęciami komorniczymi.
Finansowy świat równoległy
Shadow banking to temat, którego nie widać w oficjalnych statystykach, nie istnieje na salonach i w branżowej prasie. Oficjalnie wszyscy woleliby zapomnieć o tym, że pod powierzchnią jawnej i powszechnej bankowości działa podziemny świat finansów. Świat, w którym zła historia kredytowa i brak dochodów nie są problemami, a oprocentowanie sięga nawet tysięcy procent rocznie.
W praktyce parabanki nie stanowiły dla tradycyjnego sektora bankowego żadnej konkurencji. Przynajmniej dopóki nie urosły w siłę i – poza kilkusetzłotowymi pożyczkami na tydzień – nie zaczęły wchodzić na terytorium banków z ofertą dużych kredytów, konsolidacji, oddłużeń i odwróconej hipoteki. Sektor finansowy zaczął wywierać presję na regulatora, by ten zajął się rosnącą poza kontrolą konkurencją. Tak powstała lista ostrzeżeń przed parabankami, a Amber Gold i działający na mniejszą skalę FinRoyal stały się symbolami tego konfliktu interesów.
Chwilówki – prawdziwy złoty biznes
Brytyjski Provident, prekursor szybkich i drogich pożyczek w Polsce, udzielił ich już nad Wisłą na kwotę ponad 1,5 mld zł. Specjalizujący się w chwilówkach na odległość wrocławski SMS Kredyt wszedł na giełdę, śląskie żółto-czerwone „Kredyty-Chwilówki“ działają z własnymi biurami już w całej Polsce, tak samo jak pochodzący z Bielska-Białej Profi Credit.
A to tylko wierzchołek góry lodowej. Ile pieniędzy pożyczyły lokalne biura, tego nie wie nikt, bo nikt nie potrafi zebrać takich statystyk. Takie informacje są pilnie strzeżonym sekretem parabanków, a tajemnicą poliszynela jest fakt, że po wejściu w życie rekomendacji T i wraz z pogorszeniem sytuacji finansowej większości Polaków dla „szybkich pożyczek do pierwszego“ zaczęły się prawdziwe żniwa. Tak samo jak dla firm spłacających zajęcia komornicze w zamian za przekazanie praw do nieruchomości.
Skąd pieniądze na szybkie pożyczki
Dopóki, jak w przypadku firm wymienionych powyżej, pieniądze pożyczane na wysoki procent (i ryzyko) pochodzą ze środków własnych, wszystko wygląda uczciwie, nawet jeżeli odbywa się z pominięciem ustawy antylichwiarskiej. Prywatną sprawą obu stron transakcji jest to, że ktoś chce pożyczyć swoje pieniądze komuś o niskiej wiarygodności i to, że ktoś zgadza się oddać po krótkim czasie kilkadziesiąt procent więcej. Problem zaczyna się wtedy, gdy chce się pożyczać, nie mając pieniędzy.
Na taki model biznesowy, który do złudzenia przypomina działalność bankową, od jakiegoś czasu zaczęli wpadać lokalni biznesmeni. Dotyczące tego rodzaju biznesu „wątpliwości“ ma KNF wobec firm wpisanych na listę ostrzeżeń publicznych. Czy tak właśnie działa Amber Gold? Nie wiadomo. Klienci, którzy do tej pory nie odzyskali swoich pieniędzy, z pewnością woleliby dalej wierzyć, że czekają one gdzieś w skarbcu, bezpiecznie ulokowane w złocie.