Prezydencka propozycja ustawy dotyczącej kredytów walutowych podobno lada moment ujrzy światło dzienne. W ostatnich miesiącach zaprezentowano kilka roboczych wersji regulacji. Niewykluczone, że w najnowszej edycji projektu znajdzie się zapis, który rozczaruje sporą grupę kredytobiorców.


Z informacji zdobytych przez dziennikarzy RMF FM wynika, że minister Mateusz Morawiecki zaproponował kancelarii prezydenta, aby z mechanizmu przewalutowania i ograniczenia ryzyka kursowego mogli skorzystać wyłącznie kredytobiorcy będący w gorszej sytuacji finansowej. Zgodnie z doniesieniami radia, ustawa ma zawierać odniesienie do granicznego wskaźnika DTI. Jaki będzie limit, tego jeszcze nie wiadomo.
Co to jest D(S)TI?
Pełna nazwa wspomnianego wskaźnika powinna brzmieć DSTI (z ang. debt service to income). Przypomnijmy, że obliczany jest on następująco – miesięczne wydatki związane z obsługą zadłużenia dzielone są przez kwotę miesięcznego dochodu do dyspozycji gospodarstwa domowego. Wartość tego wskaźnika pokazuje zatem, jaką część swojego dochodu kredytobiorca wydaje na regulowanie zobowiązań kredytowych.
Propozycji wicepremiera przyświecała zapewne intencja ograniczenia dostępu do „pomocy” dla kredytobiorców walutowych tylko do gospodarstw domowych, które znajdują się w gorszej sytuacji finansowej. Wskaźnik DSTI ma jednak pod tym względem pewną wadę – wyłącznie na jego podstawie trudno jest ustalić, gdzie przebiega granica pomiędzy bezpiecznym poziomem obciążenia długiem a sytuacją zagrażającą finansowej stabilności. Jak wskazuje Narodowy Bank Polski w opracowaniu badań dotyczących zasobności gospodarstw domowych, „nie ma przyjętych standardów w kwestii bezpiecznych poziomów DSTI i DTI, ale często uznaje się, że mamy do czynienia z napięciami finansowymi, jeśli koszty obsługi długu przekraczają 30%-40% rozporządzalnego dochodu”.
Jeszcze kilka lat temu Komisja Nadzoru Finansowego zalecała, aby banki za graniczną wartość przyjmowały 50 proc., a w przypadku gospodarstw o ponadprzeciętnych dochodach – 65 proc. Dla osiągających wyższe dochody, wysoki poziom DSTI nie jest tak niebezpieczny jak dla mniej zamożnych.
Spójrzmy na przykład. Kredytobiorca osiąga dochody w wysokości 3000 zł miesięcznie. Rata kredytu to 1700 zł. Wskaźnik DSTI wynosi 56 proc. Inny kredytobiorca dysponuje miesięcznie kwotą 12 tys. zł, a rata kredytu to 6,7 tys. zł. Wskaźnik DSTI będzie w tym przypadku taki sam, jednak pierwsze gospodarstwo domowe musi utrzymać się za 1300 zł, a drugie ma do dyspozycji 5300 zł.
Gdzie ustalić granicę i czemu ma służyć?
Ustalenie granicznego poziomu DSTI jako progu oddzielającego kredytobiorców poważnie obciążonych długiem od tych, którzy w ocenie ustawodawcy nie zasługują na wsparcie, będzie zawsze decyzją arbitralną i obarczoną ryzykiem. Dostęp do mechanizmu przewalutowania uzyskają w pewnej części zamożne gospodarstwa domowe, bez problemu godzące spłatę długu z innymi obciążeniami związanymi z codziennymi wydatkami. Z kolei kredytobiorcy o niskich dochodach, którzy zaciągnęli zobowiązania np. na dłuższy termin i w mniejszej wysokości, co skutkuje niższym DSTI, mogą zostać wykluczeni z grupy zyskujących dostęp do opcji stwarzanych przez nowe regulacje. Część tej grupy to zapewne gospodarstwa znajdujące się w trudniejszej sytuacji finansowej niż mógłby to sugerować jeden wskaźnik.
Z badań NBP wynika, że wśród gospodarstw domowych, które zaciągnęły kredyty walutowe, średni wskaźnik DSTI wynosi 24,2 proc., a mediana – 19,3 proc. Odsetek gospodarstw, w których DSTI przekracza 40 proc. w przypadku kredytobiorców walutowych jest znacznie wyższy (21,2 proc.) niż wśród gospodarstw spłacających mieszkaniowe kredyty w złotych (16,2 proc.). Jeśli zatem przyjąć, że badana przez bank centralny próba daje podstawy do wnioskowania o sytuacji całej populacji i że ustawowy próg DSTI miałby wynieść 40 proc., to z nowej ustawy „frankowej” skorzystałby zaledwie co piąty kredytobiorca.
Proponowana przez ministra Morawieckiego zmiana stawia pod znakiem zapytania główny cel ustawy nazwanej ustawą „o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytu”. Ograniczenie grona kredytobiorców, którzy będą mieli możliwość uwolnienia się od ryzyka kursowego oznacza, że regulacja nie służy wcale „przywróceniu równości”, ale ma za zadanie wsparcie wybranej grupy, w założeniu – osób znajdujących się w trudniejszej sytuacji finansowej. Wybrany wskaźnik może jednak nie sprawdzić się w tym zadaniu, jeśli nie będą mu towarzyszyć inne szczegółowe warunki.
























































