
„Próbowałem wszystkiego, ale doszliśmy do momentu, w którym brak podjęcia tej decyzji niósłby za sobą ryzyko, na które nas nie stać. Rząd zdecydował się wystąpić do Komisji Europejskiej o pomoc finansową” – powiedział w środowym wystąpieniu telewizyjnym portugalski premier Jose Socrates.
W ten sposób ziściło się to, o czym eksperci mówili już od kilku miesięcy. Za sprawą nierozsądnej polityki budżetowej Portugalia straciła wiarygodność i nie jest w stanie samodzielnie wypełnić swoich zobowiązań wobec wierzycieli. To trzeci po Grecji i Irlandii kraj strefy euro, który faktycznie przyznał się do niewypłacalności.
Tymczasem jeszcze w środę Lizbonie udało się pożyczyć na rynku miliard euro, emitując bony skarbowe. Jednakże koszt tej operacji sięgnął prawie 6%, a rentowność obligacji 10-letnich na rynku wtórnym wzrosła do rekordowych 8,8%. Przy takich stawkach Portugalia nie byłaby w stanie pożyczyć pieniędzy potrzebnych na spłacenie długów zapadających w kwietniu i czerwcu. Tylko w tym miesiącu ten iberyjski kraj musi oddać inwestorom 4,3 mld euro.
„Przewodniczący Komisji Europejskiej zapewnił, że to podanie zostanie rozpatrzone w najszybszym możliwym trybie, zgodnie z odpowiednimi procedurami” – można przeczytać w oświadczeniu KE. Jeszcze w środę po południu rzecznik portugalskiego rządu zapewniał, że nie toczą się żadne rozmowy o pozyskaniu awaryjnego wsparcia z Brukseli.
Portugalia stała się trzecią ofiarą trwającego od przeszło roku kryzysu fiskalnego w strefie euro. W maju 2010 roku państwa Eurolandu zgodziły się spłacić długi Grecji, zaś w listopadzie pożyczkę na ratowanie niewypłacalnych banków otrzymała Irlandia.
Przypadek Portugalii jest jednak bardziej podobny do sytuacji Hellady niż do wydarzeń na Zielonej Wyspie. Lizbona przez lata żyła na koszt zagranicznych wierzycieli – tylko w zeszłym roku deficyt budżetowy wyniósł 8,6% PKB wobec 10% w roku 2009. Kraj od dekady pogrążony jest w stagnacji przechodzącej okresowo w recesję, a socjalistyczny rząd premiera Socratesa w marcu podał się do dymisji po tym, jak parlament odrzucił propozycje cięć budżetowych. Sytuacji nie uratowała podwyżka podatku VAT – w zeszłym roku rząd podniósł główną stawkę tego podatku z 22% do 23%.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl