
Wtedy do ZUS trafiałoby około 16,5 procent. Takie są fakty. Jaki jest powód takiej propozycji (do decyzji jeszcze daleko, a fala krytyki zapewne doprowadzi do fiaska tej propozycji)? Bardzo prosty. Takie przesunięcie około 13 mld złotych zmniejszy zadłużenie Polski o około 1 procent PKB, a to być może pozwoli na uniknięcie przekroczenia w 2010 roku poziomu ostrożnościowego 55 procent.
Przypomnijmy sobie, że niedawno “Rzeczpospolita” poinformowała o rodzących się planach rządu zawieszenia na dwa lata zawartych w ustawie o finansach publicznych progów ostrożnościowych (50 i 55 procent). Pamiętać trzeba o tym, że w Konstytucji RP jest określony poziom zadłużenia (60 procent w stosunku do PKB), którego przekroczyć nie możemy. Poziom ten ustalony został w traktacie z Maastricht i jest jednym z warunków przyjęcia euro. Informacja ta została prawie natychmiast przez urzędników ministerstwa finansów zdementowana. Mówiono, że ministerstwo nie pracuje nad takim projektem. Problem jednak w tym, że gazeta nie pisała o „pracach nad projektem”, a jedynie o „sondowaniu”, a nie ulega wątpliwości, że takie sondowanie się przecież (z wolą czy bez woli ministerstwa) rozpoczęło. Być może alternatywą była zaproponowana właśnie zmiana w funduszach emerytalnych.
Sprawa ma kilka aspektów. Pierwszy z nich to sama reforma emerytalna (ma już 10 lat). Uważam, że ma ona więcej wad niż zalet - jestem jej zdecydowanym przeciwnikiem. Idee przesunięcia części składek z systemu repartycyjnego do kapitałowego wynika z dwóch założeń. Po pierwsze, że na akcjach w długim terminie zawsze się zarabia, a po drugie, że prywatne firmy konkurując ze sobą wypracują z pewnością większe zyski niż państwowa firma. Oba te filary drugiego filaru są przegniłe (...)
Ciąg dalszy tekstu na blogu Piotra Kuczyńskiego. Zapraszamy!