Premier zapowiedział zmiany w umowach cywilnoprawnych. Chodzi o wprowadzenie obowiązkowych składek do ZUS-u i zwiększenie opodatkowania tych kontraktów. Celem jest uszczelnienie systemu podatkowego oraz zabezpieczenie emerytalne pracowników pracujących na podstawie "umów śmieciowych". Czy jest to strzał w kolano?

Źródło: Thinkstock
Premier Donald Tusk zapowiedział zmiany w trakcie Rady Krajowej PO. Nałożenie obowiązku odprowadzania składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne od umów o dzieło i niektórych umów-zleceń ma w teorii zwiększyć bezpieczeństwo pracowników, zapewnić im większą emeryturę, a także uszczelnić system podatkowy. - Bądźmy świadomi tego, że likwidacja "śmieciówek" oznacza opodatkowanie tych, którzy dziś podatku nie płacą - powiedział Donald Tusk.
To drugie podejście szefa rządu do tematu. Pierwsze było tuż przed drugim expose, rok temu. Wtedy propozycja obciążenia umów cywilnoprawnych spotkała się falą krytyki ze strony ekonomistów. Teraz, gdy rząd bez większego problemu przejął aktywa OFE, rządzący uwierzyli we własne siły i być może zabiorą się za umowy śmieciowe. Zmiany mają być subtelne i stopniowe, tak aby nie doprowadziły do katastrofy na rynku pracy. Ta jednak wydaje się nieunikniona.
Analiza umów śmieciowych
Do grona umów śmieciowych zalicza się umowy o dzieło, umowy-zlecenia oraz umowy o pracę na czas określony. Pierwsze dwie regulowane są przez Kodeks cywilny. Umowa o pracę na czas określony uznawana jest za śmieciową, ponieważ pracownicy pracujący na jej podstawie mają krótki okres wypowiedzenia, a co za tym idzie - można ich prosto i tanio zwolnić.
ReklamaZobacz także
Umowa o dzieło nie jest obciążona składkami na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Płaci się od niej tylko podatek dochodowy. Z kolei od umów-zleceń nie płaci się składek do ZUS-u pod warunkiem, że pracujący na jej podstawie jest osobą uczącą się do 26. roku życia lub posiada kilka różnych umów-zleceń. W tym ostatnim przypadku korzysta się z tzw. zbiegu tytułów - składki opłaca się tylko od pierwszej umowy, która zwykle jest podpisana na niską kwotę. Składek nie opłacają również członkowie rad nadzorczych pracujący na jej podstawie.
![]() | » 10 zł za godzinę. Czy to ma sens? |
Na podstawie "umów śmieciowych" pracuje ok. 1 mln ludzi. Jeśli wliczyć w to umowy o pracę na czas określony, to liczba ta wzrasta nawet do 4 mln pracowników. Z szacunków Bankier.pl wynika, że gdyby wszystkie umowy cywilnoprawne były obciążane składkami i podatkiem dochodowym w takim samym stopniu, co umowy o pracę, przy jednoczesnym założeniu, że nie wpłynęłoby to negatywnie na rynek pracy, to budżet państwa zyskałby od 6,5 do nawet 10 mld zł rocznie. Jednak takie założenia są niemożliwe do spełnienia.
Winne są przyczyny stosowania "umów śmieciowych"
A przyczyny są oczywiste. Umowy cywilnoprawne są tańsze od umów o pracę - w zależności od wariantu nawet o 30%. Żeby zapłacić studentowi 1,8 tys. zł na rękę, zatrudniając go na umowie-zleceniu, pracodawca musi ponieść całkowity koszt nieco ponad 2,1 tys. zł. Gdyby zaproponowano studentowi umowę o pracę na tę samą kwotę netto, to pracodawca musiałby przeznaczyć na jego wynagrodzenie ponad 3 tys. zł.
Część pracowników podpisuje tego typu umowy w uzgodnieniu z pracodawcą, bo dzięki temu mogą liczyć na wyższą wypłatę netto. Niestety, istnieje też spora grupa zatrudnionych, którzy nie mają takiego wyboru. Po prostu zmuszani są do pracy na takich warunkach i - niezależnie od formy kontraktu - przedsiębiorcy proponują im minimalne stawki. Szczególnie dotyczy to regionów z wysoką stopą bezrobocia. Między innymi z tego powodu resort pracy niedawno zapowiedział wprowadzenie najniższego wynagrodzenia za godzinę pracy na umowach-zleceniach, wstępnie proponując 10 zł brutto, czyli ok. 7,50 zł netto.
Taka forma kontraktów jest korzystna tam, gdzie trudno pracę. Prawdopodobnie gdyby były one oskładkowane w równym stopniu, co umowy o pracę, to znaczny odsetek obecnie zatrudnionych pracowałby w szarej strefie lub nie pracowałby w ogóle. Jednak jest też druga strona medalu - niektórzy po prostu unikają opodatkowania. Niemożliwe jest jednak oszacowanie liczby ludzi zmuszanych do pracy na "śmieciówkach" i tych, dla których jest to korzystne. Nikt nigdy takich badań nie przeprowadził!
Z kontroli PIP wynika, że ok. 30% umów cywilnoprawnych jest zawieranych w warunkach przewidzianych dla umowy o pracy. Problem jest powszechny, lecz do tej pory państwo przymykało na to oko - koronnym argumentem jest niska liczba kontroli PIP pod kątem legalności zatrudnienia. W 2012 roku było ich tylko 25 tysięcy. Poza tym co taka kontrola może? Tu gorzko wypowiada się inspektor PIP.
Jest to niezwykle delikatna sprawa i ruszenie tego tematu może doprowadzić do nieoczekiwanych wydarzeń na rynku pracy. W mojej opinii, przy założeniu, że państwo nie zmniejszy obciążeń zawartych w umowach o pracę przynajmniej o 1/3, składkowanie umów cywilnoprawnych będzie taką rządową grą na ryzyko przy niskiej szansie wygranej. Przegrana będzie dotkliwa, bo pociągnie za sobą wzrost bezrobocia i realne obniżenie dochodów setek tysięcy pracowników. Niestety, inżynieria rynku pracy rządzi się pewnym fundamentalnym, ale starym jak świat prawem - quid pro quo (coś za coś).
Skutki odwrotne do zamierzonych
Resort pracy dostał bardzo trudne zadanie do wykonania, a bardzo mało instrumentów, które mogłyby zniwelować niekorzystne skutki obciążenia umów-zleceń i o dzieło składkami do ZUS-u. Nie ma szansy na obniżenie składek na Fundusz Pracy lub Fundusz Rentowy albo likwidację FGŚP. Prędzej wydłuży się urlopy macierzyńskie i ojcowskie, ewentualnie skróci tydzień pracy, bo w końcu wielkimi krokami zbliża się termin wyborów.
![]() | » Tak minister Szczurek powinien zmienić podatki |
Kontrakty cywilnoprawne powstały w zupełnie innym celu niż umowy o pracę. Każdy ma określoną funkcję - można jednorazowo zlecić komuś dbanie o porządek w określonym czasie i miejscu (zlecenie) lub zamówić u fachowca wykafelkowanie łazienki (dzieło). Nałożenie składek spowoduje faktyczne zrównanie tych umów z umowami o pracę, ale nie pociągnie za sobą wprowadzenia do nich praw ochronnych dla pracowników, które gwarantuje tylko Kodeks pracy. Jakie to może wywołać skutki?
Istnieje kilka scenariuszy. Najczęściej powtarzany dotyczy zwiększenia zatrudnienia na czarno w rejonach o wysokim stopniu bezrobocia oraz odebrania młodzieży uczącej się szansy na przyzwoity zarobek. To jednak nie byłoby tak niebezpieczne. Dotyczyłoby bowiem tylko osób, które pracują na podstawie takich umów, a jest ich 10-krotnie mniej niż osób zatrudnionych na podstawie umów o pracę.
Największe niebezpieczeństwo dostrzegam właśnie dla tych ostatnich. Obawiam się, że prawa ekonomiczne zadziałałyby nieubłaganie i zgodnie z prawem Kopernika-Greshama, że gorszy pieniądz wypiera z rynku lepszy, podobny mechanizm dotyczyłby umów o pracę.
Pracodawcy widząc, że państwo "zrównuje umowy-zlecenia z umowami o pracę", ale nie włącza do nich np. praw urlopowych, zaczną masowo wymieniać zatrudnionym ich umowy o pracę na umowy-zlecenia. Pod względem podatkowym nikt nie będzie mógł się do nich przyczepić, a liczba i skuteczność kontroli PIP jest tak niewielka, że scenariusz ten wydaje się bardzo realny. W konsekwencji skutki mogą być odwrotne do zamierzonych. O ile rzeczywiście intencją rządu jest polepszenie jakości życia i pracy Polaków, a nie oskubanie ich z pieniędzy i godności.
Łukasz Piechowiak
Główny ekonomista Bankier.pl




























































