

Wyrażony w referendum sprzeciw mieszkańców Krakowa wobec organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 r. to nie tylko wyraz nadwiślańskiego zdrowego rozsądku (wreszcie!), ale też poważny problem dla Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.
Informacja o stanowczym „nie” ze strony krakowian trafiła nie tylko do polskich, ale i zagranicznych mediów. W przeciwieństwie do naszego podwórka, gdzie podliczano bezsensownie wydane do tej pory miliony złotych, w światowych relacjach akcent położono głównie na problem, przed jakim stanie MKOl. Na rok przed podjęciem decyzji o wyborze gospodarza igrzysk, lista potencjalnych kandydatów stopniała do rozmiarów niespotykanych w przypadku wcześniejszych imprez.

Źródło: Thinkstock
Eliminacje trwają
Decyzja o wyborze miasta-gospodarza zimowych igrzysk ma zapaść podczas 127. sesji plenarnej, która odbędzie się 31 lipca 2015 r. w Kuala Lumpur. Nawiasem mówiąc, władze światowego ruchu olimpijskiego, gdy tylko mogą, wybierają raczej ciepłe kraje – ogłoszenie wyboru organizatora poprzednich ZIO zapadła w Gwatemali, a następnych w południowoafrykańskim Durbanie.
To, że lista kandydatów na organizatorów jest tym krótsza, im bliżej dodanej wielkiej imprezy sportowej, to oczywiście sprawa naturalna. W przypadku ZIO w 2022 r. kolejne miasta trzeba było jednak skreślić nadzwyczaj szybko.
Jako pierwsze odpadły iście księżycowe pomysły w rodzaju zorganizowania pierwszych w historii zimowych igrzysk na półkuli południowej. Wprawdzie w Andach śnieg jest, natomiast nie ma infrastruktury do uprawiania sportów zimowych, wobec czego kandydatura Chile musi jeszcze poczekać. Inicjatywa grupki zapaleńców z Nowej Zelandii spaliła na panewce równie szybko.
Pierwotnie uważano, że mocną kandydaturę zgłoszą Amerykanie, jednak tamtejszy komitet postawił na starania o letnie igrzyska w 2024 r. i zimowe w 2026 r. W drugą z tych imprez celować będzie też Barcelona, która pierwotnie chciała już w 2022 r. zostać pierwszym miastem mogącym się pochwalić organizacją letniej (1992 r.) i zimowej olimpiady. Do kandydatur tych trzeba jednak podchodzić z rezerwą – nie raz krajowe komitety, wiedząc o braku politycznego poparcia, celowo odwlekały wielkie plany ad Kalendas Graecas. Definitywnie z walki o igrzyska z tego powodu wycofał się Sztokholm.
Gwoździem do trumny dwóch kandydatur było – podobnie jak w Krakowie – referendum. 52,66% mieszkańców szwajcarskiego Graubünden powiedziało „nie” igrzyskom w St. Moritz. Czerwoną kartkę pomysłowi organizacji imprezy pokazała także ponad połowa mieszkańców Monachium, Garmisch-Partenkirchen, Berchtesgadener Land i Traunstein.
Inne miasta zadowoliły się imprezami mniejszego kalibru. Rumuński Brasov zdecydował się ubiegać o igrzyska, tyle że młodzieżowe, które odbędą się w 2020 r. 3 lata wcześniej tę samą imprezę zorganizuje Sarajewo, które wcześniej też wymieniano w kontekście igrzysk w 2022 r.
Ogień tylko olimpijski
Po wypadnięciu z konkursowej stawki Krakowa na placu boju zostały już tylko cztery miasta: Oslo, Ałmaty, Pekin i Lwów. Z listy tej z dużą dozą pewności można skreślić ostatnie z miast. Chociaż w trakcie wciąż niezakończonego konfliktu na Ukrainie krew lała się głównie w centrum i na wschodzie kraju, wciąż trudno wyobrazić sobie, żeby ceniący spokój ponad wszystko działacze ruchu olimpijskiego zdecydowali się przyznać organizację igrzysk Lwowowi.
Wątpliwe też czy nasi wschodni sąsiedzi – mający świeżo w pamięci, podobnie jak my, Euro 2012 – sami nadal chcieliby podjąć tego zadania, do którego oficjalnie zgłosili się 5 listopada ubiegłego roku – jeszcze zanim rozpoczęły się protesty na Majdanie, a krajem wciąż rządził Wiktor Janukowycz. W zachodnią część Ukrainy istotnie trzeba wpompować miliardy dolarów, jednak obiekty do sportów zimowych powinny być na szarym końcu listy priorytetów.
Nawet bogacze kapryszą
Na papierze faworytem jest stolica Norwegii – jednego z najbogatszych, a jednocześnie najbardziej utytułowanych w sportach zimowych kraju świata. Okazuje się jednak, że nawet opływający w petrodolary Norwegowie mają opory przed fundowaniem drogich igrzysk.
W wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej” poseł współrządzącej krajem Partii Postępu Ib Thomsen jasno stwierdził, że dla jego środowiska „priorytetem jest wykonywanie zadań, do których zobligowany jest rząd – zapewnienie opieki zdrowotnej, edukacji, infrastruktury”.
Wydaje się, że podobną opinię podziela większość Norwegów – wprawdzie pomysł organizacji igrzysk przeszedł w zorganizowanym we wrześniu 2013 r. referendum (55% za), jednak wykonane już w tym roku sondaże pokazują, że tendencje się odwróciły i taki sam odsetek mieszkańców Oslo sprzeciwia się organizacji imprezy.
Powtórka z Putina
Z globalnego punktu widzenia najbardziej „tajemnicza” jest kandydatura Ałmaty. Do walki o ZIO 2022 Kazachstan zgłosił swoją dawną stolicę jako pierwszy – po tym, jak walkę o igrzyska w 2014 r. przegrał z potężniejszym sąsiadem z północy, a do walki o 2018 r. w ogóle nie stanął.
Podobnie jak w przypadku igrzysk w Soczi, gwarantem stojącym za imprezą w Ałmaty byłby prezydent kraju. Nursułtan Nazarbajew rządzi byłą republiką radziecką nieprzerwanie od 1991 r., jednak żadne z wyborów, które od tego czasu odbyły się w Kazachstanie nie spełniały zachodnich standardów demokratycznych. Korupcja, zwalczanie opozycji i zawłaszczanie kraju, to – podobnie jak w przypadku Rosji i Putina – tylko początek wyliczanki zarzutów wobec Nazarbajewa.
Po tym, jak w trakcie igrzysk w Soczi MKOl musiał przełknąć gorzką pigułkę w postaci zarzutów ze strony światowych mediów oraz ironicznego wytykania wschodnich standardów, powierzenie organizacji ZIO Kazachstanowi musiałby oznaczać gotowość na „powtórkę z rozrywki”.
Z drugiej strony, na budowę obiektów i godne ugoszczenie oficjeli pieniędzy z pewnością by nie zabrakło. Dzięki dochodom z eksploatacji potężnych zasobów surowców, władze Kazachstanu mogą pozwolić sobie na rozmaite fajerwerki, które obecnie najmocniej świecą w nowej stolicy, Astanie. Równocześnie zwykli mieszkańcy Kazachstanu wciąż muszą borykać się z co i rusz ogłaszaną dewaluacją lokalnej waluty, przez co tej zimy doszło tam nawet do starć z policją i runu na banki.
ZOBACZ TEŻ: Kazachstan ogłasza dewaluację. Tenge w dół o 20%

Źródło: Thinkstock
No to może Pekin?
W całym tym galimatiasie może się okazać, że twarz światowego ruchu olimpijskiego uratować będzie musiał Pekin. Stolica Chin kandydaturze daje swoją twarz, w zamian zagarniając imprezy halowe – większość zawodów na świeżym powietrzu miałaby być rozegrana w Zhangjiakou, mieście położonym o 190 km na północny-zachód od metropolii. Jakby MKOl miał mało problemów, istnieją poważne obawy, co do tego, czy zimą w Zhangjiakou poziom zanieczyszczenia nie jest zbyt wysoki dla organizowania zawodów sportowych.
Powierzenie organizacji igrzysk Chińczykom oznaczałoby również przyznanie się do porażki na wszystkich innych frontach – Pekin organizował przecież letnie zawody w 2008 r., a w „dobrym tonie” w poprzednich dekadach było odczekanie przed ponownym ubieganiem się o imprezę. Z pewnością ponownie do światowych mediów wróciłyby tematy takie, jak przestrzeganie praw człowieka, okupacja Tybetu czy agresywna polityka terytorialna Chin wobec sąsiadów. To, czy tego typu rozgłos nowe władze w Pekinie uznają za pożądany, pozostaję kwestią otwartą, z pewnością jednak duet Xi Jinping-Li Keqiang nie podziela fascynacji swoich poprzedników fundowaniem gospodarce związanego z igrzyskami boomu inwestycyjnego, który w sztuczny sposób pompuje wzrost PKB.
Igrzyska? Tylko nie w demokracji
Olbrzymi rozrost głównych ogólnoświatowych imprez sportowych, który pociąga za sobą konieczność wydawania na nie bajońskich sum, sprawia, że potencjalna lista organizatorów jest zadziwiająco krótka. Bogate kraje demokratyczne są obecnie pogrążone w kryzysie, biedniejsze najczęściej zmagają się z potężnymi nierównościami społecznymi. Jak już teraz pokazują protesty w Brazylii – a przecież mundial się jeszcze nie zaczął, nie mówiąc już o zaplanowanych na 2016 r. letnich igrzyskach w Rio de Janeiro - nie jest to zbyt dobry klimat na organizację wielkiej imprezy sportowej.
Kandydatury Kazachstanu i Chin, a wcześniej także Rosji, łączy jeden fakt – w żadnym z tych krajów naród nie będzie miał w sprawie igrzysk nic do powiedzenia. Dogadywanie się prominentnych działaczy światowego sportu z autokratami to zauważalny trend – dość powiedzieć, że dwa kolejne mundiale odbędą się w … Rosji i Katarze.
O tym, co zrobić, by wielkie imprezy były opłacalne, przeczytasz w drugiej części tekstu w środę, 11 czerwca.
Michał Żuławiński
Bankier.pl






















































