Po trzech miesiącach spadku, w lipcu ceny na Węgrzech wzrosły o 0,1%. Kolejnym krajem, do którego zawita deflacja może być Polska.


Ceny dóbr i usług konsumpcyjnych wzrosły o 0,2% m/m i 0,1% r/r – poinformował urząd statystyczny KSH. Rynkowy konsensus zakładał powtórzenie odczytu z maja i kwietnia, kiedy wskaźnik inflacji CPI kształtował się na poziomie -0,1%. Największy spadek cen nad Balatonem odnotowano w czerwcu (0,3%).
Niska inflacja na Węgrzech - wcześniej wręcz deflacja - była efektem działania dwóch czynników. Po pierwsze w lutym tego roku Wiktor Orban zapowiedział kolejne obniżki cen gazu, prądu i energii cieplnej. W ubiegłym roku skala cięć wyniosła 10%, co również miało wpływ na spadek wskaźnika inflacji CPI.
- Rok 2014 będzie rokiem walki o ceny energii - zapowiedział Orban w lutowym wystąpieniu przed parlamentem. Premier przedstawił plany utworzenia państwowego "nienastawionego na zysk energetycznego usługodawcy", by w ten sposób zapewnić "najniższe w Europie ceny energii".
Swój wkład w węgierską deflację miały także dobre zbiory. Dzięki dobrym żniwom, w porównaniu do lipca 2013 r. mąka potaniała o 14%, cukier o 18,5%, żywność sezonowa o 10,1%, pieczywo o 3,1%, a oleje o 12,4%. Podrożały natomiast sery (7%), wieprzowina (2,8%) i mleko (7,9%), a także alkohol i papierosy (7,3%). Rachunki za prąd okazały się niższe o 11,1%, za gaz o 16,9%, za wodę o 11%, a za energię cieplną o 11,4%.
W lipcu szalę na korzyść inflacji przechylił najwyższy od 5 miesięcy wzrost cen usług (1,8%).
Teraz Polska?
Po kilku miesiącach przyglądania się węgierskiej deflacji – przynajmniej ze statystycznego punktu widzenia - na własnej skórze mogą jej doświadczyć Polacy. Część analityków przewiduje, że w jutrzejszym komunikacie GUS po raz pierwszy w najnowszej historii pojawi się ujemna wartość wskaźnika CPI.
- Jeśli chodzi o CPI to raczej spojrzałbym, na to co podał urząd statystyczny na Węgrzech. Tam po raz pierwszy inflacja zamieniła się w malutką, ale jednak deflację. Tego nie możemy ignorować. Patrzymy na to i uczymy się żyć z bardzo niską inflacją – mówił w maju prezes NBP Marek Belka. Zdaniem szefa polskiego banku centralnego okres deflacji nad Wisłą może potrwać nawet kilka miesięcy.
Wystąpienie deflacji zapowiadał także minister finansów Mateusz Szczurek. Jego zdaniem „to, że inflacja jest tak niska, znacznie niższa od celu NBP, jest jednak kłopotem, bo utrudnia dostosowania wewnętrzne w gospodarce”.
- Ryzyko deflacji jest bardzo duże, i to w ujęciu rok do roku, bo spadek cen miesiąc do miesiąca często mieliśmy w wakacje. Wszystko wskazuje na to, że deflacja może się przedłużyć poza wakacje – ostrzegał natomiast w ubiegłym miesiącu minister finansów Mateusz Szczurek.
Na niski wzrost cen lub wręcz ich spadek uwagę z pewnością zwraca Rada Polityki Pieniężnej. Coraz częściej słychać głosy, że ze względu na niską inflację RPP może zdecydować się na obniżkę stóp procentowych na początku przyszłego lub jeszcze w tym roku.
Dane o zmianie cen i dóbr usług konsumpcyjnych GUS poda jutro o 14.00.
/mz



























































