

Rezerwa Federalna jeszcze nie zdążyła wygasić trzeciej (lub czwartej, zależy jak liczyć) rundy „ilościowego poluzowania” (QE), a już jeden z jej przedstawicieli zasugerował możliwość wznowienia programu zwanego potocznie drukowaniem dolarów.

„Jeśli naprawdę dostaniemy trwałą dezinflacyjną prognozę... wtedy w takiej sytuacji powinniśmy poważnie rozważyć powrót do dodatkowych zakupów aktywów” - powiedział w wywiadzie udzielonym agencji Reuters John Williams, szef oddziału Fed z San Francisco i były podwładny obecnej prezes Rezerwy Federalnej Janet Yellen.
Pan Williams słynie ze skrajnie „gołębiego” nastawienia w politycy pieniężnej, czyli tolerancji dla wysokiej inflacji i preferowania niskich stóp procentowych bardziej od wyższych. Od stycznia 2015 roku John Williams będzie głosującym członkiem Komitetu Otwartego Rynku, czyli ciała sterującego polityką Rezerwy Federalnej.
Wypowiedź Johna Williamsa pojawiła się w momencie, gdy Fed ma zakończyć QE3, w ramach którego bilans Rezerwy Federalnej rozrósł się do 4,4 biliona dolarów. To też słowa idące pod prąd oczekiwań rynków, które od kilku miesięcy dyskontowały pierwszą podwyżkę stóp procentowych w USA, przewidując jej nadejście w pierwszym półroczu 2015 roku.
Tymczasem Fed może znów „zaskoczyć” wszystkich, odkładając normalizacje polityki monetarnej ad Kalendas Graecas. I zamiast podnieść stopy do standardowych poziomów (tj. 4-5%), zafunduje bankom i inwestorom kolejne programy skupu aktywów, oznaczone cyfrą 4, 5,6... Wystarczy tak drobny pretekst jak „zbyt niskie” oczekiwania inflacyjne. Liczone oczywiście przez sam Fed lub któryś z organów administracji w Waszyngtonie, czyli głównego beneficjenta QE.
Można uznać, że pan Williams raczej nie działał na własną rękę i że jego wypowiedź to początek nowego rozdania starej gry prowadzonej przez Rezerwę Federalną. Grę w „zarządzanie oczekiwaniami” rynków finansowych. Tak długo aż inflacja wymknie się spod jakiejkolwiek kontroli.
Krzysztof Kolany


























































