W tym roku kapitalizacja spółek krajowych na warszawskiej giełdzie urosła do rekordowych rozmiarów wg danych GPW. Przyrównanie jej do poziomu PKB pokazuje jednak, że przy Książęcej wciąż jest jeszcze pole do wzrostów.


Rekordy kapitalizacji nie powinny być niczym zaskakującym, biorąc pod uwagę, że z roku na rok rośnie też polski PKB (wg wstępnego szacunku GUS - 1853 mld zł na koniec 2016).


Obliczmy popularny na Zachodzie wskaźnik kapitalizacja/PKB. Na koniec ub.r. wyniósł on ok. 30%, zaś po ostatnich zwyżkach na GPW podrósł jeszcze prawdopodobnie do okolic 33% (to już nasz orientacyjny szacunek).
Widać, że obecny poziom współczynnika, który np. w USA bywa przez niektórych analityków traktowany jako wyznacznik przewartościowania/niedowartościowania akcji, jest mniej więcej w połowie przedziału wahań z ostatnich dziesięciu lat. Na szczęście daleko mu do rekordu z 2007 r., gdy sięgnął 43%. To argument za tym, że na dłuższą metę walory na GPW nie są nadmiernie drogie.


Oprócz niezaprzeczalnej zalety, jaką jest prostota i intuicyjny charakter, omawiany współczynnik ma też jednak i wady. Jego historia sprzed lat 2006-2007 praktycznie nie nadaje się do porównań, bo wzrost współczynnika z poziomów niemal zerowych był w dużym stopniu efektem prywatyzacji i fali debiutów spółek prywatnych. W ostatnich latach zmiany kapitalizacji giełdowej wynikające z debiutów mają już o wiele mniejsze znaczenie, niż kiedyś.
Tomasz Hońdo