Możliwe, że rynek forex w Polsce przeżywa szczyt swojej popularności. Gdy marketing brokerów coraz bardziej przypomina reklamy kasyn, warto oddzielić fakty od obietnic.


Już nawet nie chodzi o to, że 82% klientów działających w Polsce brokerów foreksowych notuje straty – to i tak niezły wynik, zapewne niewiele gorszy od statystyk dla rynku akcji. Nie chodzi też o podwyższone ryzyko związane z wysoką dźwignią finansową – w końcu bez ryzyka nie ma zabawy.
Niemniej jednak niektóre zachęty do gry na walutach zaczynają wyglądać kuriozalnie. Po raz pierwszy udało mi się natrafić na miejsce, w którym znalazłyby się one wszystkie. Chodzi o dość ubogą, ale nieźle pozycjonowaną witrynę internetową będącą kanałem sprzedażowym kilku foreksowych brokerów.
Dlaczego warto (omijać z daleka)?
Autor strony przytacza 10 argumentów na rzecz foreksu.


Zatem po kolei:
1.Handel 24h na dobę przez 5 dni w tygodniu. To faktycznie przewaga foreksu nad giełdami akcji – można siąść wieczorem przy komputerze i „potrejdować”. Lecz nie na wszystkich parach walutowych handel odbywa się non stop. Tak właściwie dotyczy to tylko kilku najważniejszych – przede wszystkim eurodolara. Spróbuj „night-tradingu” np. na EUR/PLN. Powodzenia.
2. „Możliwość zarabiania na wzrostach i spadkach”. To najbardziej wyświechtany slogan reklamowy foreksu. Niemniej jednak wypadałoby dodać, że kontrakty CFD umożliwiają także tracenie pieniędzy. I to także na wzrostach, co w przypadku akcji jest znacznie trudniejsze.
3. Inwestycje w waluty, indeksy i surowce. Czyli dywersyfikacja. Większość platform foreksowych umożliwia w łatwy i szybki sposób zajęcie lewarowanej pozycji na najpopularniejszych indeksach giełdowych i surowcach. Tyle że są to instrumenty przydatne do spekulacji trwającej maksymalnie kilka, kilkanaście dni. Do długoterminowego inwestowania CFD się kompletnie nie nadają.
4. Niski minimalny wkład własny. Dzięki dźwigni finansowej można grać małymi pieniędzmi o wielkie kwoty. Na rynku akcji małymi pieniędzmi można grać tylko o niskie wygrane. Ale na giełdzie wyzerować rachunek jest znacznie trudniej niż na foreksie, gdzie przy kiepskim szczęściu można tej sztuki dokonać w kilka minut. Można rzec: im mniejszy wkład własny, tym szybciej znika.
Przeczytaj także
5. Atrakcyjne bonusy. Litości! „Bonusami” przy zakładaniu rachunków może kusić bukmacherka, ale w przypadku usług finansowych jest to śmieszne. Oferta w stylu „przegraj u nas 10 000 zł i zgarnij tablet” jest może i dobra dla klientów kasyna, ale nie dla ludzi chcących pomnażać swoje pieniądze.
6. Bezpłatne prowadzenie rachunku. To standard na foreksie, ale też podstawowa oferta rachunków inwestycyjnych zwykle nie przewiduje pobierania opłat. Broker zarabia na spreadzie tak samo jak kantor wymiany walut. Trudno oczekiwać, aby jeszcze łupił klientów dodatkowymi opłatami.
7. „Najbardziej aktywny rynek na świecie”. Tak… to rynek o dziennych obrotach wielokrotnie wyższych niż wszystkie giełdy akcji razem wzięte. Tylko co z tego ma wynikać? Wystarczająca dla drobnego inwestora płynność występuje na przeszło 200 spółkach z GPW. No chyba, że chodzi o to, abyś się poczuł jak Wielki Trader z londyńskiego City obracający milionami USD.
8. To jest najlepsze: „Brokerzy są Twoim partnerem i wsparciem”. Jasne. Zwłaszcza w dominującym na polskim rynku modelu MM, w którym twój zysk bywa stratą brokera. Owszem, część brokerów prowadzi szkolenia i stara się edukować klientów. Ale nie są mi znane przypadki, aby po dwudniowym przeszkoleniu ktoś został profesjonalnym traderem. Nauka tradingu jest trudna, żmudna i kosztowna. No i nie jest to profesja dla każdego. Raczej pasja dla nielicznych.
9. Niskie koszty transakcyjne. To tak nie do końca. Na eurodolarze spready bywają niskie, ale aktywni gracze dokonują po kilka transakcji dziennie, co łącznie generuje już nie takie małe koszty. Nie wspominając o spreadach na mniej popularnych instrumentach i o kosztach rolowania pozycji.
10. „Niewielki wkład pracy i czasu”. Czyli łatwa kasa bez wysiłku. Takie rzeczy to nawet w bajkach nie występują. Trading to ciężki kawałek chleba, do którego potrzeba lat treningu, wiedzy, dyscypliny i talentu. A także sporego kapitału. Rynek to także nieustająca lekcja pokory. „Money for nothing” istnieją tylko w piosence. Na foreksie trzeba je wyszarpać innym graczom – na ogół gościom inteligentniejszym i sprytniejszym od ciebie. Nie wierz w to, że „zarobisz, ale się nie narobisz”.
Przeczytaj także
Forex nie jest łatwą ścieżką do fortuny. Zarabiają nieliczni, a większość traci. Nie oznacza to, że nie warto spróbować. Ale zaczynając przygodę z rynkiem powinieneś wiedzieć, że twoje szanse stoją nisko, a zainwestowany kapitał zapewne stracisz w kilka miesięcy. Chcesz zaryzykować – proszę bardzo. Tylko potem nie płacz, że to „szulernia” i „kasyno”. Bo w pewnym uproszczeniu forex tym właśnie jest. Kasyno zawsze wygrywa.