Europejski Bank Centralny ogłosił, że przestaje uznawać greckie obligacje skarbowe za wiarygodne zabezpieczenie pożyczek. W praktyce oznacza to odcięcie greckich banków od funduszy EBC. Zaś rządowi Grecji pieniądze skończą się za trzy tygodnie.


„Zarząd EBC porzuca odstąpienie od minimalnych wymagań ratingowych rynkowych papierów dłużnych wyemitowanych lub gwarantowanych przez Republikę Grecką” - ten lakoniczny początek komunikatu Europejskiego Banku Centralnego może być początkiem procesu usunięcia Grecji ze strefy euro.

Oznacza to tyle, że EBC przestaje akceptować grecki dług jako zabezpieczenie pożyczek dla banków. Od 2011 roku obligacje Grecji były przyjmowane jako wiarygodne zabezpieczenie w drodze wyjątku, ponieważ nie miały wymaganego ratingu inwestycyjnego (BBB- lub wyższy). Dzisiejsza decyzja EBC kończy ten precedens i w praktyce pozostawia greckie banki na łasce awaryjnych pożyczek (ELA – emergency liquidity assistance) od banku centralnego Grecji. Środki z ELA są jednak o wiele droższe – ich oprocentowanie wynosi 1,55%, podczas gdy za środki z EBC banki komercyjne muszą zapłacić obecnie tylko 0,05%.
Ruch frankfurckiej instytucji jest sporym zaskoczeniem, ponieważ jeszcze kilka wcześniej grecki minister finansów Yanis Varoufakis rozmawiał z prezesem EBC Mario Draghim. Tymczasem greckie banki borykają się ze zmasowaną ucieczką depozytów – tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy klienci wypłacili z nich 15 mld euro, czyli ok. 9% depozytów.
Niewiele lepsza jest sytuacja samego państwa greckiego. Według nieoficjalnych informacji podanych przez agencję Bloomberg rządowi w Atenach pieniądze mogą się skończyć już 25 lutego. To skutek zawieszenia przez nowe władze Grecji rozmów z tzw. trojką - czyli przedstawicielami MFW, KE i EBC. Przez ostatnie 5 lat MFW i kraje strefy euro pożyczyły Grecji 240 mld euro. Bez tych pożyczek Hellada ogłosiłaby niewypłacalność już wiosną 2010 roku.


























































