Niechęć do realizacji tego scenariusza jest więc zrozumiała i dlatego rządowe statystyki długu zostały poddane terapii odchudzającej. Najważniejszym elementem tych działań było wyłączenie wydatków na drogi z budżetu państwa. Długi zaciągane na ten cel zostały przesunięte do Krajowego Funduszu Drogowego, który emituje obligacje drogowe gwarantowane przez Skarb Państwa .
Długi KFD są więc faktycznie długami państwa, ale formalne sztuczki wykluczają je z krajowych statystyk. W ten sposób minister finansów może dowolnie manipulować danymi i podobnie jak Grecy podawać nieprawdziwe informacje na temat faktycznego zadłużenia państwa.
Tyle że rządowe statystyki znajdują się również pod obserwacją niezależnych ekspertów oraz Eurostatu - czyli unijnego urzędu statystycznego stosującego jednolitą metodologię dla wszystkich państw UE. Gdyby doliczyć zobowiązania KFD oraz inne długi nieujęte w rządowych raportach, to faktyczna wielkość długu publicznego Polski na koniec 2010 roku sięgnęłaby 55,4% PKB wobec 50,9% rok wcześniej.
Przy takim tempie narastania długu osiągnięcie pułapu 60% PKB pozostaje kwestią czasu i to niezależnie od kreatywnej księgowości ministra Rostowskiego. 31. marca o godzinie 10:40 zegar długu skonstruowany przez FOR szacował wartość zadłużenia państwa na 780.685,8 milionów złotych, czyli 20.494 złotych na mieszkańca.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl
Zobacz też:
» Iluzja rosnących wynagrodzeń
» O ile wzrośnie oprocentowanie kredytów?
» Polski Indeks Nędzy najgorszy od blisko czterech lat
» Iluzja rosnących wynagrodzeń
» O ile wzrośnie oprocentowanie kredytów?
» Polski Indeks Nędzy najgorszy od blisko czterech lat























































