

22 września powołany zostanie rząd premier Ewy Kopacz. Druga w III RP kobieta na stanowisku szefa rządu w swoją nową misję rusza z bilansem, który nie powala na kolana. Oto blaski i cienie dotychczasowej kariery wiceprzewodniczącej Platformy Obywatelskiej.
Służba zdrowia to temat, który byłej już marszałek Sejmu jest najbliższy. Z tego powodu w 2006 roku zasiadła w powołanym przez Jana Rokitę gabinecie cieni na stanowisku rzeczniczki ds. zdrowia. Recenzowanie poczynań ówczesnego rządu i wizyty z kanapkami w tzw. białym miasteczku przychodziły łatwiej niż późniejsze działania na fotelu ministra zdrowia.
"Żelazna dama” czy niekompetentny dyrektor
Zanim przyszła premier weszła do wielkiej polityki przez pięć lat zajmowała stanowisko dyrektora Zakładu Opieki Zdrowotnej (ZOZ) w 12-tysięcznym Szydłowcu. Dokonania menedżerskie z tego okresu nie wyglądają jednak imponująco. Jednym z pomysłów na funkcjonowanie placówki było niepłacenie podatku od nieruchomości. Tylko w roku 1999 zaległości z tego tytułu wyniosły ok. 220 tys. zł.

Ewa Kopacz nie zrealizowała też obowiązku podwyższenia płac personelowi zgodnie z wprowadzoną w 2001 roku tzw. ustawą 203. Podważone orzeczeniem Sądu Najwyższego decyzje „Żelaznej damy” doprowadziły do zaległości wobec pracowników sięgających 2,7 mln zł. Ewa Kopacz stanowisko dyrektora zamieniała w 2001 roku na fotel posła, ale zadłużenie ZOZ-u pozostało. Jej następca musiał od razu przystąpić do ratowania placówki.
NIK krytykuje reformę Kopacz
Jednym z flagowych projektów Ewy Kopacz była reforma dotycząca komercjalizacji szpitali. Według założeń Ministerstwa Zdrowia przekształcanie placówek w spółki miało motywować ich zarządy do większej gospodarności w szpitalach. Reforma miała doprowadzić do zmniejszenia strat oraz skrócenia kolejek, ale według raportu NIK z grudnia 2011 roku żaden z tych celów nie został osiągnięty.
Najwyższa Izba Kontroli nie zostawiła suchej nitki na rozwiązaniach wprowadzonych przez minister Kopacz. Przeanalizowano sytuację placówek, w których dokonano przekształceń własnościowych w latach 2006-10. Według NIK wprowadzone rozwiązania nie zmniejszyły kolejek ani zadłużenia w służbie zdrowia, a poddane oddłużone i przekształcone w spółki szpitale ponownie generują straty.
Czytaj dalej: Zamieszanie z refundacją i „NIE” dla szczepionek
Zamieszanie z refundacją

Koniec roku 2011 i początek 2012 upłynął pod znakiem zamieszania wokół ustawy refundacyjnej. Przygotowane przez Ewę Kopacz przepisy wywołały falę protestów lekarzy i aptek wskazujących na błędy obowiązujących przepisów. Zdezorientowani pacjenci wracali z gabinetów lekarskich z receptami, na których widniała pieczątka "Refundacja do decyzji NFZ". Chaos w aptekach i przychodniach wymagał uchwalenia w trybie nadzwyczajnym nowelizacji prawa, która łatała braki pierwotnej ustawy.
Co prawda noworoczny zamęt wokół leków refundowanych zastał już ministra Bartosza Arłukowicza, ale to marszałek Kopacz badani przez CBOS Polacy wskazali wówczas za głównego winowajcę problemów. Sama zainteresowana pytana o ustawę refundacyjną odpowiadała: „obecnie ministrem jest Bartosz Arłukowicz”.
„NIE” dla szczepionek
Nie mniejsze zawirowania niż ustawa refundacyjna wywołała wcześniej dyskusja na temat szczepionek przeciw świńskiej grypie. Minister Kopacz konsekwentnie odmawiała zakupu szczepionek przeciwko wirusowi A/H1N1, czego domagała się opozycja i opinia publiczna. Rzecznik Praw Obywatelskich oskarżył nawet minister zdrowia o "stworzenie niebezpieczeństwa powszechnego zagrożenia epidemią grypy A/H1N1". Ta z kolei tłumaczyła, że szczepionki nie są do końca zbadane i nie wiadomo czy są bezpieczne w użyciu. Czas pokazał, że rację miała Ewa Kopacz, która nie poddała się histerii mediów i lobby przemysłu farmaceutycznego.
Czytaj dalej: Marszałek czy funkcjonariusz partyjny i Smoleński epizod
Marszałek czy funkcjonariusz partyjny

W nagrodę za „uzdrowienie” służby zdrowia Ewa Kopacz zamieniła stanowisko ministra na fotel marszałka Sejmu. Trzeba dodać, że w swoim postępowaniu nie różniła się niczym od jej poprzedników z opozycji. Bez zarzutu zarządzała popularną „zamrażarką” projektów ustaw przygotowywanych przez partie opozycyjne. Gdy było trzeba, pracami Sejmu kierowała tak, by w ekspresowym tempie przyjęto zmiany dotyczące Otwartych Funduszy Emerytalnych czy podwyższenia wieku emerytalnego.
Smoleński epizod
Po katastrofie w Smoleńsku Ewa Kopacz była jednym z pierwszych urzędników pomagających rodzinom ofiar na miejscu. Prace w Rosji tak relacjonowała 29 kwietnia w Sejmie. - Z wielką uwagą obserwowałam pracę naszych patomorfologów przez pierwsze godziny. Pierwsze godziny nie były łatwe i to państwo musicie wiedzieć. Przez moment nasi polscy lekarze byli traktowani jak obserwatorzy tego, co się dzieje. To trwało może kilkanaście minut, a potem, kiedy założyli fartuchy i stanęli do pracy razem z lekarzami rosyjskimi, nie musieli do siebie nic mówić. Po 2 latach od tych wydarzeń prokuratura wojskowa poinformowała, że w sekcjach zwłok ofiar nie uczestniczyli ani polscy lekarze ani prokuratorzy.
Po pojawieniu się tej informacji marszałek Kopacz broniła się, że nigdy nie mówiła, iż patomorfolodzy z Polski uczestniczyli w moskiewskich sekcjach zwłok. Zdaniem byłej minister wypowiedź z 29 kwietnia dotyczyła przygotowań do sekcji, a nie samego udziału w sekcjach.
Problem w tym, że w maju 2010 roku w programie „Kropka nad i” mówiła precyzyjnie: Tam pojechało naszych 11 lekarzy, patomorfologów, lekarzy sądowych, techników kryminalistyki. Ale tam na miejscu była grupa blisko 30 lekarzy. Gdyby nie robili sekcji zwłok, to jaka tam byłaby ich rola.
Czytaj dalej: Najbliższy żołnierz Donalda Tuska

Ewa Kopacz polityczną karierę zaczynała jako radna z ramienia Unii Wolności, by w 2001 pójść za Donaldem Tuskiem, Maciejem Płażyńskim i Andrzejem Olechowskim pod szyldem Platformy Obywatelskiej. Od tego czasu stoi wiernie przy szefie partii, niezależnie czy dwukrotnie przegrywał wybory w 2005 roku, czy później święcił tryumfy.
To marszałek Kopacz zamieniła na stanowisku wiceprzewodniczącego PO Grzegorza Schetyny. Jest w gronie najbliższych zaufanych „żołnierzy” Donalda Tuska i to wystarczyło, by została namaszczona na premiera 38 milionowego kraju.
Grzegorz Marynowicz





























































